Witam Was na mym blogu chlebem i solą. Ale takim wiecie: nie byle jakim chlebem. Jeszcze ciepłym. Z idealnie chrupiącą skórką, do której przykleiła się mąka. Czujecie to?
Czujecie. Zapachu ciepłego, porządnego chleba, na którym można roztopić masło i za moment posypać je solą… nie zapomina się. Choć przechodząc na dietę, zaczynamy z tym walczyć i udajemy, że wafle ryżowe są równie dobre.
Nie żebym miała coś do wafli ryżowych. Są okej! Są całkiem smacznym, niskokalorycznym wsparciem diety redukcyjnej. Ale nie są chlebem.
Jako prawdziwa miłośniczka chleba z radością przyjęłam propozycję współpracy przy kampanii edukacyjnej „Świeżo Wypieczone”, objętej patronatem Instytutu Żywności i Żywienia. W ramach kampanii uruchomiono stronę swiezowypieczone.pl, gdzie możecie znaleźć merytoryczne artykuły na temat chleba opracowane przez IŻŻ. Ja przygotuję aż 6 wpisów o faktach i mitach na temat pieczywa.
Zaczynajmy!
Kaloryczność chleba w 100 g znacznie się waha:
Rzuć okiem na foto-porównanie kaloryczności różnych rodzajów chleba. Kaloryczność pieczywa zależy od wykorzystanej do pieczenia mąki oraz dodatków (np. ziaren, orzechów), którymi zostanie wzbogacony.
Kaloryczność nie powinna być jedynym argumentem w odpowiedzi na nurtujące (odchudzającą się) ludzkość pytanie: „jeść, czy nie jeść?”, jednak nadal pozostaje argumentem kluczowym w kontekście regulacji procesów chudnę/tyję.
Zasadami wybierania wysokiej jakości, wartościowego pieczywa zajmę się w kolejnych artykułach, dziś wracamy do tematu: czy pieczywo tuczy. A musicie wiedzieć, że: to zależy!
Powoływanie się na własne doświadczenia czy historię koleżanki, koleżanki, koleżanki (od strony szwagierki brata ciotecznego), to tak zwany dowód anegdotyczny. Dowód zasłyszany. Dowód… niewystarczający.
Wyobraźcie sobie, że zespół badaczy ogłasza opracowanie nowego skutecznego leku na raka. Owszem, skuteczny był – ale sprawdzono to tylko na jednej osobie.
Uznałbyś ten wynik za wiarygodny?
Niekoniecznie – ale być może warty pogłębienia tematu. No to pogłębiajmy!
Wyobraź sobie, że koleżanka naszej koleżanki przed wykluczeniem chleba z jadłospisu jadła go 3 razy dziennie:
Jeśli przestanie jeść chleb, automatycznie ograniczy masło, szynkę, ser żółty (produkty, które w małej porcji mają relatywnie dużo kalorii), przez co znacznie ograniczy ilość spożywanych kalorii – to fakt.
Jednak sukcesu w odchudzaniu nie można tu przypisać „odrzuceniu chleba” ponieważ osiągnęłaby go każdym innym sposobem, który prowadziłby do zmniejszenia ilości kalorii spożywanych przez cały dzień.
Z pełną odpowiedzialnością mogę napisać: da się jeść chleb na diecie i chudnąć. Potwierdzenie tego faktu widuję codziennie – u pacjentek indywidualnych czy użytkowniczek moich diet z marketów.
Przyjrzyjmy się temu z bliska.
Jedną z największych przeszkód w skutecznym odchudzaniu jest zero-jedynkowe podejście do tematu. Czytamy listy produktów „dozwolonych” i „zakazanych” etykietujemy je jako „dobre” lub „złe” i dochodzimy do granicy absurdu, w której problemem zdaje się być nawet jedzenie owoców po godzinie 16:00, ale nie przeszkadza nam to w zamawianiu pizzy po 22:00, gdy uznamy, że to wszystko i tak bez sensu, bo przecież tak się nie da żyć.
No nie da się! Dlatego warto podchodzić do diety redukcyjnej z elastycznością, która pozwala na podejmowanie mądrych decyzji i odnalezienie własnego, złotego środka.
Weźmy na warsztat urzędniczkę. Pani Jola ma 40 lat, waży 75 kilogramów przy 160 cm wzrostu, jej jedyna aktywność ogranicza się do wykonywania 5000 kroków przez cały dzień (niska aktywność fizyczna). Jej zapotrzebowanie energetyczne – kaloryczność pozwalająca na utrzymanie stałej wagi – to około 1800-1900 kcal.
Gdyby chciała powoli schudnąć 5 kilogramów, w pierwszej kolejności zaleciłabym jej zwiększenie aktywności. Jak znam życie, Pani Jola by się zbuntowała i poprosiła o wariant bez ćwiczeń. Dieta redukcyjna Pani Joli mogłaby mieć 1500 kcal – nie mniej, ponieważ wówczas naruszylibyśmy granicę Podstawowej Przemiany Materii, co na dłuższą metę prowadzi do znacznego rozpadu tkanki mięśniowej (sprzyja powstawaniu sylwetki „skinny fat”), sprzyja obniżeniu spontanicznej aktywności fizycznej, zaburza pracę układu hormonalnego, zwiększa ryzyko napadów obżarstwa i wystąpienia zaburzeń odżywiania.
To tylko niektóre z przykrych konsekwencji nadmiernego ograniczania kaloryczności diety, dlatego trzymajmy się bezpiecznego, dającego wolniejsze, ale trwałe efekty – wariantu 1500 kcal.
Rozważmy dwa scenariusze jedzenia chleba:
Dieta Kanapkowa ze scenariusza drugiego będzie bardziej sprzyjała tyciu, ale rozsądna ilość chleba w diecie nie stanowi żadnego utrudnienia w redukcji czy stabilizacji wagi.
To łatwy w obsłudze, wartościowy, sycący składnik, który może być elementem zdrowej diety redukcyjnej lub stabilizującej wagę.
Wnioski: chleb sam w sobie nie tuczy. Tuczy jedzony w nadmiarze, szczególnie w towarzystwie wysokokalorycznych dodatków, które na niego kładziemy.
To czy chleb tuczy zależy od ilości w jakiej go zjesz (względem swojego zapotrzebowania). Z pełnym przekonaniem i odpowiedzialnością za te słowa podkreślę, że chleb może być elementem zdrowej diety!
W kolejnym artykule przedstawię Wam argumenty za i przeciw diecie bezglutenowej. Czy gluten jest mroczną stroną pieczywa? Przekonacie się już za dwa tygodnie.
Temat mikrobioty w ostatnich latach stał się bardzo popularny i badań dotyczących jej wpływu na nasz organizm jest coraz więcej. To że wpływa na trawienie pokarmów jest dość oczywiste, ale…
Jestem prawie pewna, że podczas zakupów rzucił się już Wam w oczy wskaźnik Nutri-Score. To te charakterystyczne kolorowe literki na opakowaniach produktów. W supermarketach widać je coraz częściej, dlatego weźmiemy…
Gotujesz ryż w woreczku? Można to zrobić lepiej, czyli ugotować ryż bez woreczka i to na sypko! Gotowanie ryżu bez woreczka może wydawać się trudnym zadaniem, ale nic bardziej mylnego!…
Pewnie większość z Was już gdzieś słyszała o kreatynie. Mogę się założyć, że zwykle było to jednak w kontekście sportowców i/lub osób trenujących siłowo – a to nie jedyne jej…
Nie rozumiem trochę tego strachu przed chlebem. Oczywiście, że jakość chleba też ma znaczenie, ale mimo wszystko wydaje mi się, że niepotrzebnie jest on demonizowany. Podobnie, jak ziemniaki! A to właśnie dodatki w postaci masełka, tłuszczyku sprawiają, że to mimo wszystko dość kaloryczna podstawa dań 🙂
Najprawdziwsza prawda w tym artykule. Chleb, owszem, jest kaloryczny ale jedzenie go 'z głową’ jak najbardziej jest możliwe i na diecie redukcyjnej. Wszystko zależy od ujemnego bilansu kalorycznego.
ja często słyszałam, że nie powinniśmy jeść za dużo chleba
To dokładnie tak, jak ze wszystkim 🙂 nawet warzywa w nadmiarze mogą szkodzić.
Mądrze pięknie merytorycznie rzeczowo. Nie masz ujemnego bilansu kalorycznego to tyjesz. Rzecz jasna makro jest ważne ale nie na tyle by nie schudnąć. Material bardzo dobry zwlaszcz w czasach dziwnych diet i chorych gluten free.
Chyba raczej: jak nie masz ujemnego bilansu kalorycznego, to nie chudniesz. Tyjesz, jeżeli masz bilans dodatni 😉
Ja mam zaprzyjaźnioną piekarnię i codziennie kupuję jeszcze gorący chleb! Uwielbiam nawet jeśli byłby za bardzo kaloryczny 🙂
Zawsze mnie śmieszą te mity „chleb tuczy”, „ziemniaki tuczą”, „makaron tuczy”. Wszystko jest dla ludzi tylko w odpowiednich ilościach 🙂
Do koncepcji bilansu kalorycznego mam zastrzeżeń tyle, że zasadniczo jest to koncepcja zupełnie niefunkcjonalna i nieprzydatna praktycznie:
– wartość energetyczna pokarmów podawana jest w kcal, która to wielkość jest mierzona poprzez spalenie pokarmu w kalorymetrze i zmierzenie ilości wytworzonego ciepła; organizm ludzki natomiast energię pozyskuję i gromadzi w wiązaniach związków fosforowych na drodze przemian dalece bardziej złożonych niż spalanie, można przytaczać ile moli ATP uzyskuje się z mola konkretnego związku, ale pominę to podsumowując jedynie, że wyniki są diametralnie różne
– wszystkie makroskładniki pełnią w organizmie jakąś rolę budulcową, dlaczego więc zakłada się, że to co zjem dzisiaj to przekształcę w energię
– w zależności od spożywanych pokarmów, organizm może preferować zupełnie różne szlaki metaboliczne, dając z tych samych substratów pokarmowych inne produkty, a zatem inną ilość użytecznej energii; metabolizm inteligentnych osobników na dietach LCHF jest znacznie inny od m. osobnika na przeciętne diecie typu koryto
– nawet posługując się tym fatalnym konceptem można pokazać, że ilość „spalonych kalorii” zależy od ilości „spożytych kalorii”, więc jak ktoś trzyma wagę na 2500kcal wcale nie znaczy, że na 2200kcal zacznie chudnąć
Nie wiem jak w XXIw. można dalej mówić o kaloriach. Minimum to rozkład B/Ww/T ale i to potrafi bardzo zafałszować obraz
Do koncepcji bilansu kalorycznego mam zastrzeżeń tyle, że zasadniczo jest to koncepcja zupełnie niefunkcjonalna i nieprzydatna praktycznie:
– wartość energetyczna pokarmów podawana jest w kcal, która to wielkość jest mierzona poprzez spalenie pokarmu w kalorymetrze i zmierzenie ilości wytworzonego ciepła; organizm ludzki natomiast energię pozyskuję i gromadzi w wiązaniach związków fosforowych na drodze przemian dalece bardziej złożonych niż spalanie, można przytaczać ile moli ATP uzyskuje się z mola konkretnego związku, ale pominę to podsumowując jedynie, że wyniki są diametralnie różne
– wszystkie makroskładniki pełnią w organizmie jakąś rolę budulcową, dlaczego więc zakłada się, że to co zjem dzisiaj to przekształcę w energię
– w zależności od spożywanych pokarmów, organizm może preferować zupełnie różne szlaki metaboliczne, dając z tych samych substratów pokarmowych inne produkty, a zatem inną ilość użytecznej energii; metabolizm inteligentnych osobników na dietach LCHF jest znacznie inny od m. osobnika na przeciętne diecie typu koryto
– nawet posługując się tym fatalnym konceptem można pokazać, że ilość „spalonych kalorii” zależy od ilości „spożytych kalorii”, więc jak ktoś trzyma wagę na 2500kcal wcale nie znaczy, że na 2200kcal zacznie chudnąć
Nie wiem jak w XXIw. można dalej mówić o kaloriach. Minimum to rozkład B/Ww/T ale i to potrafi bardzo zafałszować obraz