Blog

powrót
Wróć
13.08.2015

Jak jeść i nie zwariować

Dietetyka
--
babskie, odchudzanie, porady

Zaczyna się niewinnie. Najpierw okazuje się, że jeansy, które świetnie leżały jeszcze miesiąc temu, stają się ciasne. To na pewno przez to, że są świeżo po praniu – tłumaczysz sobie. W restauracji znów zamawiasz pizzę z podwójnym serem, bo przecież to już ostatni raz i od jutra sałatka. A jutro stwierdzasz, że jeden dzień więcej jedzenia śmieci nie zrobi różnicy, skoro od poniedziałku już na serio serio wracasz na siłkę. Przychodzi poniedziałek, zamiast iść na siłkę, bierzesz się za dodatkowe zlecenie, bo kasa na wczasy by się przydała. Za tydzień też zostajesz w domu, bo goście przyjeżdżają, bo jesteś zmęczony, bo wyszedł nowy odcinek „Gry o tron”. Jeszcze tylko skończy się urlop, kupisz nowe buty do biegania, zainwestujesz w pulsometr. A w sumie to poczekasz na tydzień fitnessu w Lidlu, bo po co przepłacać.

Przychodzi wspaniały moment, kupujesz pełną wyprawkę w rozmiarze 36 i okazuje się, że – Jest Cię o cztery rozmiary więcej.

Stajesz przed lustrem, zaczynasz panikować. Postanawiasz spojrzeć prawdzie w oczy i pierwszy raz od kilkunastu tygodniu wypuścić z siebie powietrze. Przestajesz wciągać brzuch i nagle widzisz kobietę w siódmym miesiącu ciąży (to skojarzenie pojawia się nawet wtedy, gdy jesteś mężczyzną).

Co robisz? Załamujesz się, myślisz o tym, jak bardzo jesteś beznadziejny, a za chwilę uświadamiasz sobie, że jeśli nie zjesz jeszcze tylko jednej pizzy  – zwariujesz. Zamawiasz ukochaną capriciosę z podwójnym serem, popijasz ją piwkiem i chlipiesz nad własnym losem, zastanawiając się jak doprowadziłeś się do tego stanu.

Nazajutrz, gdy stajesz przed wyborem wafle ryżowe czy chipsy ostre chilli  wygrywa to drugie. Przecież skoro od trzech miesięcy jesz niezdrowo, jeszcze tylko jeden dzień nie zrobi różnicy.

Takich jeszcze tylko jednych dni są setki.

Przychodzi TEN DZIEŃ. W sieciówkach nie ma ubrań, które pasowałyby na Ciebie. Męczysz się, wnosząc zakupy na drugie piętro. Gdy siedzisz przy rodzinnym obiedzie, ładując kolejną porcję klusek z dziurką, musisz odpiąć guzik. Kiedy partner proponuje wyjście na spacer, zastanawiasz się czy nie lepiej wziąć taksówkę.  Ponownie stajesz przed lustrem. Przestałeś przypominać samego siebie. Już nie jesteś po prostu zły. Jest Ci przykro, czujesz się rozczarowany, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że jedyną osobą, którą możesz obwiniać o stan rzeczy jest ta, którą widzisz w lustrze.

Nie czekasz na jutro, poniedziałek czy pierwszy dzień miesiąca. Przyklejasz się do komputera, a adrenalina nie pozwala zasnąć mimo, że jest już 2:00. Googlujesz jak schudnąć – trafiasz na blogi, fora, serwisy. Prawdę mówiąc, trafiasz wszędzie – od niedawna każdy jest ekspertem od odchudzania.

I nagle czytasz, że najlepszą dietą jest paleo. Postanawiasz jeść jak nasi przodkowie, mięso takie dobre, tłuszcz taki zdrowy, cholesterol taki pożądany. Googlujesz kolejne frazy, trafiasz na tekst o tym, że paleo została wybrana najgorszą dietą 2014 roku. Rezygnujesz z odżywiania w stylu neandertalczyka i postanawiasz się kierować inną filozofią – zajadać twaróg, jogurty naturalne i wędzonego łososia (znienawidzone przez paleowców, ale promowane przez Dukana). Okazuje się, że po miesiącu wysiądą Ci nerki, więc szukasz dalej. Dieta 911 – eksplozja węglowodanów, owocowa rozpusta. Mniam – myślisz! Ale, ale – nie tak szybko! Fruktoza, wysoki indeks glikemiczny – wszak to zło w najczystszej postaci!

Trudno. W imię potencjalnych efektów rezygnujesz z owoców, nabiału, tłuszczy zwierzęcych, alkoholu, kawy (wypłukuje magnez, hellloł!), fast foodów, białego ryżu, ziemniaków.

O kurczę, zostały dwie opcje – przestawić się na fotosyntezę lub bretarianizm. Znacznie bardziej przypominasz Jacka Stachurskiego, niż wierzbę produkującą tlen, więc decydujesz się na drugą opcję. Postanawiasz żyć energią kosmiczną – skoro Typowi Niepokornemu się udało, to Tobie też się uda.

Przez trzy godziny, później jesteś zbyt głodny.

Wracasz do googlowania i okazuje się, że nie możesz jeść niczego. W zasadzie wszystko jest szkodliwe, a nawet jeśli coś należy do wąskiego grona produktów dozwolonych, to (na litość boską) nie zamierzasz co noc wypływać na połów, co rano kroczyć na polowanie, a przy każdej pełni zbierać najbardziej dorodnych okazów z leśnych polan.

Po co o tym wszystkim piszę?

20150704-IMG_0297

Internetowi twórcy urządzają sobie wyścigi w udowadnianiu, że moja racja jest najmojsza. Wpadliśmy w pułapkę, utrudniania rzeczy, które są z natury proste.

Obiecuję – jeśli nie przygotowujecie się do zawodów kulturystycznych, gdy nie zależy Wam na osiągnięciu postury Hulka, ani nie oczekujecie brzucha Michelle Lewin,  a chcecie po prostu wyglądać zdrowo, adekwatnie do swojego wieku, możecie wsadzić sobie w nos te wszystkie magiczne porady.

Jaka jest Twoja przyczyna braku sukcesów w odchudzaniu?

Najważniejsze jest określenie genezy problemu. Może zajadacie stres w pracy, może jesteście poddenerwowani sytuacją w związku, może w dzieciństwie słodycze były nagrodą przyznawaną przez rodziców za dobre zachowanie? Pomyślcie – dlaczego jecie za dużo, dlaczego wrzucacie do garnka byle co?

Określcie przyczynę i wyeliminujcie ją. Jeśli nie wyglądacie tak, jak chcielibyście – nie zadręczajcie się tym. Zaakceptujcie swój wygląd i dajcie sobie czas na dojście do określonych celów. Nie musicie skrupulatnie odważać brokułów, by zrzucić kilka kilogramów, nie musicie liczyć kalorii z rzodkiewki, by osiągnąć pożądany rozmiar. Nie musicie mieć kompletnej wiedzy na temat odżywiania, nie musicie stosować się do wszystkich porad, na które natkniecie się w Internecie. Musicie zacząć jeść bardziej świadomie, obserwować reakcje organizmu i sprawić, by sport stał się integralną częścią dnia. W ten sposób bezboleśnie wygenerujecie deficyt kaloryczny, a stracone centymetry w pasie nie będą efektem walki i wyrzeczeń, a świadomej zmiany stylu życia.

20150704-IMG_0303

Sama padłam pułapką mnogości teorii na temat odchudzania. Tworząc dla Was jadłospisy, czułam się nie w porządku proponując dżem (bo cukier), twaróg (bo krowy już nie te, mleko fatalne, nabiał be), kurczaka (bo hormony i antybiotyki), koktajle owocowe (bo fruktoza i wysoki IG), owsiankę na mleku sojowym (bo GMO), jedzenie białkowej kolacji (bo zaburzenia wydzielania i insuliny), jedzenie kolacji z węglami (bo zaburzenia wydzielania, o dziwo – insuliny), bo za dużo tłuszczy (skoczy cholesterol), bo za mało tłuszczy (obniży się poziom hormonów steroidowych).

Słuchaj swojego ciała

Wszyscy zapominamy o najważniejszym: musimy bacznie obserwować sygnały, wysyłane przez nasze ciało i pamiętać o tym, że osiągnięcie wielkich efektów, nie wymaga wielkich wyrzeczeń. Gdyby cep, był zbudowany w tak prosty sposób, jak wszystkim nam się wydaje, na pewno powołałabym się na jego przykład.

Zaczęliśmy utrudniać sobie coś, co jest łatwo. Jedz mniej, wybieraj produkty w sposób świadomy – kierując się ich jakością i wartością odżywczą, ćwicz więcej. Wygeneruj w ten sposób deficyt kaloryczny, pozbądź się z jadłospisu śmieciowego żarcia, spraw, by sport stał się obowiązkowym punktem w Twoim planie dnia. Lubisz biegać, a brzydzisz się cross fitem? Biegaj, na zdrowie! Wolisz podnosić ciężary, niż kręcić kilometry na maratonach? Dźwigaj, co sił w łapach! Znajdź swoją ulubioną aktywność fizyczną, nie bacząc na aktualne trendy. A później ciesz się efektami.

Nie każdy z nas musi mieć klatę jak Lazar Angelov czy tyłek jak Jen Selter. Nie dajmy się zwariować, nie popadajmy w skrajności.

Znajdź swój złoty środek

Jedyna skuteczna dieta to taka, którą chce się stosować przez całe życie. Znajdźmy swój własny złoty środek i przestańmy uzależniać poczucie szczęścia (lub nieszczęścia) od wyglądu. Nasze ciało jest wypadkową aktywności fizycznej, tego, co wrzucamy do garnka i stanu zdrowia. Zadbajmy możliwie najlepiej o wszystkie składowe i cieszmy się efektami.

Nie przejmujmy się złotymi radami i róbmy swoje.

20150704-IMG_0304

I właśnie do tego zamierzam wrócić. Przestać przejmować się trendami i sugestiami setek doradców. Kierować się intuicją, własnym doświadczeniem i najbardziej aktualnymi, wiarygodnymi wynikami badań.

Wam życzę tego samego – róbcie swoje, obserwujcie sygnały wysyłane przez organizm. Trwale zmieńcie nawyki żywieniowe, pokochajcie sport. Niech wygląd będzie tylko (pożądanym) skutkiem ubocznym. Stawiajcie na to, co  w Waszym przypadku przynosi najlepsze efekty. A jeśli ich nie widać, zgłoście się po pomoc do kogoś, komu ufacie.

To wszystko jest jednocześnie takie proste i takie trudne, prawda?

Autor wpisu

Monika Ciesielska

Dietetyk, samozwańczy doktor Lifestyle - pisze lekko o sprawach wagi ciężkiej. Promuje zdrowe podejście do zdrowego stylu życia i pozytywne odchudzanie oparte na skutecznych, udowodnionych naukowo metodach. Lubi czekoladę i hamburgery, ale udało jej się schudnąć - Tobie też ułatwi zadanie.

Komentarze

Komentuj jako gość:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

lub
  • „Jedyna skuteczna dieta to taka, którą chce się stosować przez całe życie.” I właśnie za to kocham Ciebie i Twojego bloga <3

  • „Jedyna skuteczna dieta to taka, którą chce się stosować przez całe życie.” I właśnie za to kocham Ciebie i Twojego bloga <3

    • W takim razie przesyłam nieskończone pokłady miłości i deklarację, że biorę Cię pod opiekę, jak tylko Ty i maluszek będziecie mieć na to ochotę :)!

      • Liczę na to i mam nadzieję, że za pół roku motywacja mnie nie opuści. Bo teraz to mam wielką ochotę robić to, czego nie mogę :))

  • Święte słowa…:) Trzymam się tej maksymy i mam nadzieję, że jojo będę tylko podziwiała jako jedną z atrakcji zręcznościowych:) Buziaki!

    • Pamiętam jaki to był hit w czasach podstawówki… I niech w tych czasach, w postaci kółka na sznureczku zostanie. Innego nie potrzebujemy!

  • Takie proste rzeczy najczęściej są najtrudniejsze. Tekst bardzo mądry i staram się właśnie tę zasadę wprowadzać w życie. Nie bawię się w ważenie, liczenie kalorii, itp. W zeszłym roku schudłam w 2 miesiące 8 kg, a jedyne co robiłam, to po prostu jadłam mniej i świadomie oraz niemalże codziennie jeździłam na rowerze, co po prostu uwielbiam.
    Teraz chcę wrócić do tych nawyków, ponieważ chciałabym w końcu nie czuć się jak kluska lekko rozgotowana, a jak ładna jędrna kulka :3
    Nigdy nie będę przypominała supermodelki, ponieważ budowa mi na to nie pozwala (z natury jestem duża i mam szerokie ramiona oraz biodra) i po prostu nie chcę. Wolę mieć więcej ciałka, ale niech ono będzie ładne i jędrne. 🙂

    Trzymaj się, Moniko, tej myśli! 🙂 Nasze doświadczenia to najlepsza i sprawdzona wiedza. 😀

  • Super że wróciłaś:) i super że Cię nie było i odpoczęłaś:). Ale szybciutko przeczytałam post:) jakiś jaki świeży…lekki:). Święta prawda z tą akceptacją. Mam muskularną budowę ciała. Zawsze będę miała tyłeķ, masywne uda i szerokie biodra. Taki mój urok:). Nie mogę dopuścić to tłuszczu na brzuchu czy obwisłych ramion :). Nigdy nie będę chudym szczypiorkiem ale będę sobą :):))!!!!!!

  • W końcu ktoś odważył się napisać szczerą prawdę. Chyba serio pojadę kiedyś do tej Łodzi, żeby Cię uścisnąć i podziękować za wielki wkład w moją motywację! Dzięki Twojej zimowej akcji utrzymałam konto na insta, w zasadzie od tej pory ćwiczę regularnie, pochwalę się nawet – pokonałam uzależnienie od słodyczy 🙂 dziękuję, że jesteś <3

  • Całą zmianę mojego dotychczasowego trybu życia zawdzięczam Tobie i tonom pozytywnej energii i motywacji płynącym z Twojego bloga, uwielbiam go 🙂 Jeżeli chodzi o snapchat, to odpowiadając na Twoje pytanie- pokazuj wszystko co chcesz i uważasz, że nie jest naruszeniem Twojej strefy prywatnej. Właśnie to w tej aplikacji jest najpiękniejsze: można pokazywać wszystko, największe drobnostki: od śniadania, stroju na trening i do pracy, poprzez kota a kończąc na widokach 🙂 Nie trzeba brać tego za bardzo na poważnie, bo przecież i tak znika po 24h. Bez względu na to co dodajesz, jak widzę, że jest nowa porcja snapów od Ciebie to od razu mega uśmiech na buzi 🙂 Dziękuję za wszystko co robisz!

  • Podam przykład z własnego podwórka. Kiedy kilka miesięcy temu zaczęłam mieć poważne problemy z trawieniem, postanowiłam (no w sumie nie miałam wyboru) zacząć bardziej dbać o odżywianie. Posiłki wieczorne na cały tydzień planuję teraz z wyprzedzeniem tak, że jestem w stanie ułożyć w miarę zbilansowany jadłospis. W pracy jem jedynie moje jedzenie, nie korzystam z oferty kantyny (ta ostatnia decyzja zdecydowanie najlepiej wpłynęła na poprawę zdrowia) ani automatu ze słodyczami. Pomijając już wymiar ekonomiczny (planowanie posiłków z wyprzedzeniem wychodzi naprawdę taniej!), ta drobne zmiany pomogły mi zrzucić 2 kilo w ciągu miesiąca. Choć dla mnie był to jedynie efekt uboczny, to dowód na słuszność Twojej teorii – słuchaj swojego ciała, wybieraj to, co dla niego najlepsze. Nasze ciało jest bardzo mądre i warto z tej mądrości czerpać. Na zdrowie!

    • Piękny przykład – oby zainspirował jak najwięcej osób do tego samego. Jestem ciekawa jak na Twoją zmianę nawyków żywieniowych zareagowaly koleżanki z pracy?

  • Uwielbiam Cię! Niby to wszystkie takie proste, a takie trudne – tak jak piszesz. Na szczęście coraz częściej dochodzę do wniosku, który przytoczyłaś: „Jedyna skuteczna dieta to taka, którą chce się stosować przez całe życie.” To chyba jedna z mądrzejszych rad na temat odżywania.

    Gdyby analizować wszystko, co wkładamy do ust tak skrupulatnie, mielibyśmy pełne prawo codziennie wariować. Kiedyś samej często zdarzało mi się przesadzać z wiarą w te wszystkie złote rady serwisów internetowych, obecnie każdego dnia staram się po prostu słuchać swojego organizmu, on wie najlepiej, czego potrzebuje. Grunt to dać mu się wypowiedzieć, a nie zagłuszać go kolejną paczką chipsów czy szóstą porcją lodów waniliowych.

    Intuicja, świadomość, umiar – to moje najlepsze drogowskazy w walce o dobre samopoczucie i walce o wymarzoną sylwetkę ; ) No i sport, oczywiście. Ale to oczywistość!

    Pozdrawiam Cię serdecznie, Moniko!

    • Dziękuję za wszystkie miłe słowa! :*

  • Jestem twoja wierna czytelniczka, wiec czas i swoje 3 grosze dorzucic. Nie cierpie na nadwage choc mam sklonnosci do tycia i zaczynalo dziac sie ze mna tak, jak to opisalas – zaczne od jutra, jeden dzien jedzenia syfu nic nie zmieni a mam stresy to musze zjesc: frytki/batona/czekolade. Zaczelam czuc sie naprawde ociezala, w dodatku zapominam o piciu wody i mam nietolerancje nabialu – po kazdej porcji ulubionego sera zoltego wyskakuje mi uczulenie. Zaczelam na spokojnie to analizowac – momenty slabosci, kiedy chwytam za cos niezdrowego itd. Pierwsza impreza na ktorej nie zagryzlam piwa chipsami, tylko delektowalam sie kieliszkiem wytrawnego wina to byl mily sukces, tak samo jak samopoczucie po wieczornych cwiczeniach. Droga do wypracowania sobie swojego wlasnego trybu jest dluga, ale pierwsze efekty naszych dzialan naprawde daja kopa. Najwazniejsze to ustalenie celu i trzymanie sie go. Fajnie, ze ty swoja praca tutaj tak zdrowo motywujesz i uswiadamiasz 🙂 Pozdrawiam cieplutko!

    • Bardzo dziękuję za komentarz, mam nadzieję, że Twój przykład zainspiruje kogoś z czytelników do wprowadzenia takich drobnych zmian w życie. Gratuluję dużej dozy zdrowego rozsądku i trzmam kciuki za wymarzne efekty :*

  • Monia i jak tu Cię nie uwielbiać? 🙂

    • Cammy kochana <3. Będziemy mogły powymieniać się ochami i achami podczas BFG? Będziecie?

  • W pełni się z Tobą zgadzam. Nie dajmy się zwariować, słuchajmy swojego organizmu, nie katujmy się zakazami. Męczą mnie już czasem te wszystkie coraz to nowsze rewelacje dotyczące tego co znów odkryto i co nam szkodzi. Co nam w takim razie nie szkodzi? 😉 I jeszcze jedna ważna rzecz – nie traktujmy jedzenia jak wroga, tylko jak sprzymierzeńca. Musimy jeść, róbmy to z przyjemnością i z głową, a nie z listą zakazów.

    • Bardzo wartościowy komentarz „nie traktujmy jedzenia jak wroga tylko jak sprzymierzeńca” – to świetny tekst do kolejnego wpisu o dokonywania racjnalnych wyborów, dziękuję za inspirację 🙂

      • Nie ma za co, miło mi to słyszeć 🙂 Od tego przemyślenia zaczęła się moja przygoda ze świadomym i zdrowym odżywianiem.

  • prawdziwa prawda! 😉

  • Szkoda, ze ten wpis nie byl opublikowany jakies 10 lat temu 😀 gdy jako nastolatka marzylam o biuscie, ktory miesci sie w dloni a najlepiej w pol dloni i nie wymaga stanika 😀 (a mam miseczke z koncowki alfabetu) i o 40cm obwodznie uda (najnizej moge zejsc do 54cm) i co gorsza wierzylam, ze jest to osiagalne, bo przeciez taki Christian Bale zmienial sie jak kameleon 😛

    A pozniej to juz bylo z gorki – diety-cud, wieczne jojo, zajadanie stresow, katorznicze diety i treningi z SFD i ucieczka od meki w swiat slodkosci i fastfoodow 😛 a pozniej dietetyk i chleb razowy polaczony z duza iloscia surowych warzyw na wrazliwy zoladek co dalo wiecznie wzdecia i bole brzucha – i znow ucieczka, bo od bialego pieczywa nie boli etc 😛 Pewnie gdybym od poczatku wiedziala, ze niska klepsydra nie moze miec figury tyczkarki i zamiast dukana badz glodowki wybrala racjonalne odzywianie dostosowane do moich predyspozycji (miedzy razowcem a bialym pieczywem jest cala skala! salatka nie jest jedynym slusznym sposobem na warzywa!) i gustow + dodala do tego 45min fajnego sportu (klub fitness nie jest jedynym sposobem) to byloby inaczej 😀 Obecnie sie juz nie przejmuje nawet bialkowymi kolacjami po ktorych spac nie moge i jest mi ciezko tylko jem tak, by sie dobrze czuc 😀 A dzem Lowicza 100% owoc jest slodzony sokiem jablkowym, wiec polecam 😀

    • Punkt za łowicz, też go używam ;).

      Powiem Ci zupełnie szczerze, że aktualnie znajduje się w fazie totalnego przesytu własną branżą. Chyba muszę odlajkować wszystkie fanpage, opuścić tematyczne grupy, bo zamiast cieszyć się zdobywaniem nowej wiedyz i umiejętności, frustruję się, że nie mogę dogodzić każdemu, a na moje TAK, będzie przypadać 10 cudzych NIE i odwrotnie. Muszę pamiętać, co cenią w sobie moi czytelnicy i za co mnie polubili i tego się trzymać :). Nie chodzi o to, by głupio upierać się przy swoich metodach, ale po prostu nie próbować dostosowywać się do wszystkich trendów i sugestii.

  • Świetne zdanie, że idealna dieta to taka którą będzie nam się chciało stosować całe życie. Popieram Cię w każdym słowie tego artykułu!

    • Dziękuję <3

  • Dobrze, że jesteś bo chyba właśnie muszę się ogarnąć w kwestii diety 🙂 Jakoś bardzo mnie motywuje to co piszesz 🙂

    • Polecam się!

      I dziękuję – mnie z kolei motywują takie komentarze 🙂

  • I właśnie o to chodzi – bo jak coś nie sprawia nam przyjemności, to nie zmusimy się do tego, choćby nie wiem jak powalające były efekty innych osób 🙂 i dobrze, że ktoś, zwłaszcza ty, w końcu to wprost mówi 🙂

    A tak z ciekawości, choć wiem, że to nie jest najistotniejsze, ale jakie ile aktualnie wynosi twoje BMI? 🙂

    • Musiałam policzyć, by odpowiedzieć na Twoje pytanie 😉 23,2, ostatnio jest mnie trochę więcej niż zazwyczaj 🙂

      • dzięki, że Ci się chciało 🙂 pytałam z ciekawości, bo super wyglądasz a ja ostatnio się trochę zamartwiałam, że moje wynosi 22,5 i jest mnie za dużo ;p

  • Witaj! Na Twojego bloga zajrzałam przypadkiem szukając informacji o diecie 1200 kcal. Mam 26 lat. Obecnie mam 59 kg i 160 cm wzrostu. Praca raczej siedząca. Teraz zastanawiam się co zrobić i czy zastosować tą dietę ( lekarz mi ją zalecił i zwiększył dawkę hormonu)- mam autoimmunologiczną niedoczynność tarczycy, a chciałabym zeszczupleć z 4-5 kg. Figura: Gruszka : ( Wiem , że ruch jest ważny, ale proszę napisz mi ile kalorii mi potrzeba by zrzucić te parę kilo, albo co powinnam jeść i co ćwiczyć, by były efekty. Nie chcę sobie zrobić krzywdy przez drakońską dietę… Pozdrawiam

    • Twoje oczekiwania kwalifikują się już pod indywidualną poradę dietetyczną (możesz napisać do mnie w tej sprawie maila), a nie zwykły komentarz na blogu – fizycznie nie mam mozliwości rozpatrywać przypadków czytelników indywidualnie w ramach odpowiedzi na maila czy komentarz. Twój przypadek wymaga opieki dietetyka, ale 1200 na pewno wyrzuciłabym do kosza.

  • 500dnidoslubu jaka to dieta?

  • Doskonały tekst. Sama też bardzo się w tym wszystkim pogubiłam, do tego stopnia, że frustrowały mnie nawet reklamy tabletek na odchudzanie, gaci podtrzymujących tyłek w odpowiednim miejscu lub zapowiedź kolejnego megamaratonu. Odbicie w lustrze nie prezentuje się tak, jak te ze zdjęć fitnessek… Postanowiłam być ponad to. Zaakceptować siebie, nie zmuszać się do ćwiczeń kiedy nie mam na to ochoty i zacząć działać malutkimi kroczkami. Wydaje mi się, że zaczęłam jeść ciut lepiej. Fast foodowy posiłek zdarza mi się maksymalnie raz w miesiącu. Postanowiłam zabrać się za jedną cellulitową zmorę na moim ciele i z nią zacząć walczyć! Poprawić kondycję swojego kręgosłupa. I może tymi małymi kroczkami dojdę do dzikiego pędu 😀

    • Ja tłumaczę to sobie tak, że
      nawet minimalne działania są lepsze od żadnego,a skoro nadal nie jestem bikini
      fitness, to chyba jasne, że do całodobowej koncentracji na treningu i trzymania
      diety raczej się nie nadaje ;).

      Takie „ciutki” i inne
      „ociupinki” w kwestii odżywiania i aktywności fizczynej są inwestycją
      w przyszłe zdrowie i sprawność – zdecydowanie warto!

      • Ty to potrafisz zdopingować do działania! 😀 A ja poczyniłam już małe kroczki i jak tylko przyjdzie pensja lecę po karnet na joge i aquabike! 😀

  • A ja przypadkiem trafiłam na Lajfstajl i to była ( z czystym serduchem) jedna z najlepszych rzeczy jaka spotkała mnie w internetach. Uwielbiam Twojego bloga. Od zawsze mam problem z wagą i tym jak wyglądam (z twarzą nic nie zrobisz, ale z brzuchem można ;P) głównie przez styl życia jako dzieciak… który sprowadzał się do oglądania seriali na kanapie zagryzając czipsiorami 😀 Zawsze znajdzie się jakaś wymówka, a to bo pada, a to bo ja padam, a to bo jest weekend, a bo mam gorszy dzień i trzeba zjeść kilka łyże(k)czek nutelli… Ilekroć postanawiałam, że przechodzę na dietę – „tak! to będzie power! dwa razy dziennie fit, owsianka na śniadanie i kolacje, yeah! godzina na tumblr, dwie na pintereście pełna mobiliza. Rano, o 6 dzwoni budzik i… cały entuzjazm znika, na miejsce którego wskakuje frustra, że zawsze tak będę wyglądać, dlatego nikomu się nie podobam i jestem sama a marzenia, że ostatnie marzenie w ogóle mnie zauważy (które notabene jest sportowcem :///)… A tu wchodzę na Lajfstajl i czeka mnie TAKI wpis… Potrafię odżywiać się zdrowo, co niejednokrotnie sobie udowodniłam a jem głównie z nudów (takie są minusy pracy z domu – plus jest taki ze mogę jeść zdrowe, homemade rzeczy). Uwielbiam biegać, wiadomo pierwsze dwa tygodnie to ciężka sprawa ale potem, kocham! Oczywiście rozpisałam się – jak zawsze – za bardzo, ale pisząc syntetycznie – kocham Twoje posty i w końcu dotarło do mnie, że nie będę wyglądać jak zdjęcia na tumblr. ale chcę sama dobrze się ze sobą czuć, wrócić do codziennego „dowalenia” sobie bieganiem wieczorem, jedzenia zdrowych rzeczy które lubię a nie które muszę i noszenia rozmiaru 38 🙂
    A cóż…o marzeniu na razie zapomnieć ;(
    xxx
    Dzięki, że jesteś Dr Lajfstajl. Bez Ciebie byłoby ciężko w tym świecie opanowanym fit-obłędem <3

    • Wszystko pięknie, wszystko
      ładnie, ale na „o marzeniu zapomnieć” absolutnie się nie zgadzam!
      Najwyżej będzie pinterestowo-tamblerowy za Was dwoje ;).

      Bardzo dziękuję CI za ten komentarz – tym razem to
      Ty zmotywowałas mnie! 🙂

  • Brzuch szybko odwdzięczna się po odstawieniu przetworzonych produktów i zwyczajnym zaprzestaniu przejadania się:)

  • Amen. !

  • Nic dodać, nic ująć. Wiele osób, które przychodzą do mnie po diety, oczekuje jadłospisów kulturysty i czeka na cud. A moim zdaniem, jakiekolwiek skrajności są niewskazane. Bardzo mi się spodobało, to jak napisałaś, że „jedyna skuteczna dieta, to taka, którą chce się stosować przez całe życie”.

  • brawo! swietnie napisane i jakze prawdziwe!!!

  • Idealnie to podsumowałaś!:)

  • Prawda ! 🙂 Zdroworozsadkowy kop w tyłek zaliczony, dzięki 😉

  • Co zrobić, gdy do tej pory jadło sie 1200kcal? Zwiększyć…okey. Ale to nie takie proste. Skąd mam widzieć co zwiększyć?

    • Jeśli wiesz, że jadłaś 1200 kcal, to zakładam, że umiesz liczyć kalorie, bądź korzystać z programów, które robią to za Ciebie? 🙂 Możesz zacząć od stopniowego zwiększania np. 100 kcal tygodniowo.

  • A ja przypadkiem trafiłam na Lajfstajl i to była ( z czystym serduchem) jedna z najlepszych rzeczy jaka spotkała mnie w internetach. Uwielbiam Twojego bloga. Od zawsze mam problem z wagą i tym jak wyglądam (z twarzą nic nie zrobisz, ale z brzuchem można ;P) głównie przez styl życia jako dzieciak… który sprowadzał się do oglądania seriali na kanapie zagryzając czipsiorami 😀 Zawsze znajdzie się jakaś wymówka, a to bo pada, a to bo ja padam, a to bo jest weekend, a bo mam gorszy dzień i trzeba zjeść kilka łyże(k)czek nutelli… Ilekroć postanawiałam, że przechodzę na dietę – „tak! to będzie power! dwa razy dziennie fit, owsianka na śniadanie i kolacje, yeah! godzina na tumblr, dwie na pintereście pełna mobiliza. Rano, o 6 dzwoni budzik i… cały entuzjazm znika, na miejsce którego wskakuje frustra, że zawsze tak będę wyglądać, dlatego nikomu się nie podobam i jestem sama a marzenia, że ostatnie marzenie w ogóle mnie zauważy (które notabene jest sportowcem :///)… A tu wchodzę na Lajfstajl i czeka mnie TAKI wpis… Potrafię odżywiać się zdrowo, co niejednokrotnie sobie udowodniłam a jem głównie z nudów (takie są minusy pracy z domu – plus jest taki ze mogę jeść zdrowe, homemade rzeczy). Uwielbiam biegać, wiadomo pierwsze dwa tygodnie to ciężka sprawa ale potem, kocham! Oczywiście rozpisałam się – jak zawsze – za bardzo, ale pisząc syntetycznie – kocham Twoje posty i w końcu dotarło do mnie, że nie będę wyglądać jak zdjęcia na tumblr. ale chcę sama dobrze się ze sobą czuć, wrócić do codziennego „dowalenia” sobie bieganiem wieczorem, jedzenia zdrowych rzeczy które lubię a nie które muszę i noszenia rozmiaru 38 🙂
    A cóż…o marzeniu na razie zapomnieć ;(
    xxx
    Dzięki, że jesteś Dr Lajfstajl. Bez Ciebie byłoby ciężko w tym świecie opanowanym fit-obłędem <3

  • W końcu ktoś odważył się napisać szczerą prawdę. Chyba serio pojadę kiedyś do tej Łodzi, żeby Cię uścisnąć i podziękować za wielki wkład w moją motywację! Dzięki Twojej zimowej akcji utrzymałam konto na insta, w zasadzie od tej pory ćwiczę regularnie, pochwalę się nawet – pokonałam uzależnienie od słodyczy 🙂 dziękuję, że jesteś <3