Cześć jestem Figa i jestem 12 tygodniowym kociakiem, chociaż moi ludzie mówią, żem miś. W rodowodzie wpisane mam Amber, ale ponoć przez wydarzenia z ostatnich lat to słowo nie za dobrze się kojarzy.


Ponoć w takiej mnie się zakochali, ale ja tam nie wierzę jestem tu mała, chuda i wystraszona. Nie to co teraz po tej pyszniutkiej mokrej karmie. Nie wiem czemu moi ludzie nie jedzą tych rarytasów, ale to dobrze – więcej dla mnie.
Na początku średnio kumałam o co tyle szumu, ale uznałam, że najlepiej będzie po prostu wgramolić się na czyjeś ramionka. Tak miło tuli, jest całkiem ciepła i mówi mi miłe rzeczy. Chyba mnie kocha, bo dała przysmak.

Jeeeej, chyba naprawdę mnie kocha skoro załatwiła mi takąąąą dużąąąąą doniczkę trawy, że aż mogę po niej biegać!


No. W końcu wyglądam groźnie.

Pierwszej nocy nie mogłam zasnąć, nawet na tym super hamaczku i ludzie byli trochę źli, a ja przecież jedynie chciałam się bawić. Ponoć oni nie mogli odsypiać za dnia, czego zupełnie nie rozumiem…

… bo przecież super spało się na narzucie…

… w końcu mogłam się zaprezentować w pełnej krasie…

… a później zmęczona pisaniem po klawiaturze mojej Pańci dla odmiany się troszkę zdrzemnąć.

Zakichana grawitacja!

W końcu znalazłam koci raj – w tak wygodnym pudle jeszcze nie spałam.

Na kuuuuupie rzeczy do oddania też było fajnie. Szczególnie, że na jej szczycie leżała świeżo wyprana, czarna spódniczka.

Tatko zrobił sobie ze mnie modeleczkę, a ja całkiem lubie pozować bo to czarne pudło wydaje takie śmieszne dźwięki.

Ale jak to? Nie będzie przysmaku za pozowanie?

Trochę mu się podliżę i pomogę w robocie. Może jednak ma serce.

Jupiiiiii! Wiedziałam, że będzie!

Ojej, piórko!

… ale jednak wolę kable.

A ona znowu tarmosi… Ale niech jej będzie, pomruczę dla świętego spokoju.

Nie jadłam już 20 minut! Nie testujcie mnie ludzie!

O tak, przyszedł czas na zasłużony odpoczynek.

Ojej. Kwiatek się popsuł. Ale to nie ja, przysięgam…

Tatooooo to naprawdę nie moja wina!

Chyba kocham ich tak, jak oni mnie. Szczególnie odkąd zaczęli dawać mi jeszcze więcej mokrej karmy.
PS. Tu już ja, Monika, szalona matka Figi, która umrze zjedzona przez 30 kotów :D. Mam prośbę do Łodzian – czy możecie polecić mi sprawdzonego weta/klinikę? Nie chcę próbować na chybił trafił, za bardzo mi zależy na świętym spokoju tej niebieskiej kulki 🙂