– Kotku, wiesz co jednak dzisiaj wyskoczę do kumpla (mówi wiedząc, że nie będzie zachwycona, bo przecież umówili się na wspólny wieczór z filmem i tuleniem). – No dobra, to idź (odpowiada ona wiedząc, że aby utrzymać wizerunek wyrozumiałej i idealnej partnerki nie powinna pokazać, że jest jej najzwyczajniej w świecie przykro, że spędzi sobotni wieczór sama, bo nie zdąży znaleźć sobie alternatywy na ostatnią chwilę. Wiadomym jest, że nie skacze z radości, ale robi dobrą minę do złej gry). – Jesteś zła? No to zostanę. (mówi, chociaż wyjątkowo ma większą ochotę na piwo z kumplem niż film z dziewczyną, ale przecież musi pokazać, że to na niej bardziej mu zależy). Później oboje siedzą w przeciwległych kątach mieszkania i on żałuje, że nie wyszedł, a ona jest zła, bo wyszła na wstrętną zołzę. Nie mają ochoty ze sobą rozmawiać, a przez pierwszych kilkanaście minut nawet na siebie patrzeć.
Wiem, pokiwałeś/pokiwałaś teraz głową.
Powyższy scenariusz brzmi znajomo? Nie ma się czego wstydzić – takie sytuacje zdarzają się nawet najlepszym parom, z największym stażem. Kiedy myślę o tym na chłodno wysnuwam tylko jeden wniosek – obojgu bardzo zależy na sobie nawzajem i żadne nie ma złych intencji. Jak to mądrze powtarza Babcia Marysia (która jeszcze nie raz wystąpi na łamach bloga w roli życiowego mentora): „Dobrymi chęciami piekło jest wymurowane”.
O ile byłoby prościej, gdybyśmy postępowali owszem z poszanowaniem woli partnera czy pewnych zasad, na które się umawialiśmy, ale jednak w zgodzie z własną potrzebą.
Wyrzekanie się tego nie ma sensu. Nie uszczęśliwisz drugiej osoby tym, że z wyraźną niechęcią zrobisz coś, co pozornie można określić mianem „po jej myśli”. Często nie chodzi o sam fakt zrobienia czegoś, a o samą chęć. Pamiętacie pewnie te sytuacje z domów rodzinnych kiedy to mama kilkukrotnie prosiła Was, żebyście zmyli naczynia. Za każdym razem było coś ważniejszego, aż w końcu mama zaczynała zmywać sama, a Wy wtedy przypominaliście sobie o zadaniu, biegliście do kuchni, żeby wyrwać mamie talerze z rąk, ale wtedy ona mówiła, że „teraz to już nie chcę”. Albo inne mniej cenzuralne słowa zależnie od tego, który raz w tygodniu powtarzała się ta sama sytuacja.
W związkach można znaleźć mnóstwo przykładów tego zjawiska. To dotyczy planów na wieczór, wypicia o jedno piwo za dużo, zostawienia bałaganu, spędzenia całego dnia przed komputerem, gry w karty, wielogodzinnych zakupów. Pamiętaj, że nie uszczęśliwisz drugiej strony robiąc cokolwiek na siłę i wbrew sobie. Pamiętaj, że partnerowi nie zależy na tym, żeby Cię unieszczęśliwić i narzucać swoją wolę, ograniczając Twoją wolność. Ale można z niej nie rezygnować pilnując pewnych nawyków. Jeśli chcesz wyjść z kumplami uprzedź ją, żeby zaplanowała sobie wieczór. Jeśli masz ochotę iść na wielogodzinne zakupy zadbaj o to, żeby był najedzony, albo po prostu doradź mu, żeby został tego dnia w domu. Chcesz pograć w karty? Niech ona nie czuje się zagrożona, zapewnij, że równie dobrze mógłbyś grać w chińczyka. Spędzasz cały dzień przed komputerem? OK, ale tylko wtedy, kiedy on też jest bardzo zajęty – nie dopuszczaj do sytuacji, w której czas spędzony w sieci stawiasz ponad czas spędzony z nim.
Koniec końców chodzi o to, żebyście jak najczęściej chcieli po prostu tego samego.
Wspaniały tekst :* Dziękuję :*
To ja dziękuję, bardzo mi miło:)
Koniec końców ciężko jest chcieć tego samego… ale po to jest się w długoletnim związku 😉 wszyscy do tego dążą i mnie również niekiedy to spotyka. W takich chwilach powinno się chyba życzyć „powodzenia w życiu” nie? 😉
Dobrze to ujęłaś 🙂 Czasami wręcz wskazana jest chwila relaksu bez swojej drugiej połówki. Przecież wiadomo, ze faceci muszą sobie pogadać od czasu do czasu przy piwku po męsku. A każda kobieta potrzebuje czasu na ploty z przyjaciółkami. Tylko tak jak napisałaś, warto zadbać o to, aby ta druga osoba miała w tym czasie zajęty czas, żeby nie czułą się w pewien sposób „odtrącona”. A takie przesadne robienie tego co chce nasz partner raczej na dłuższą metę nie ma racji bytu.
Na szczęście po trzech latach w związku w końcu nauczyliśmy się, że mój facet pyta dużo wcześniej czy mam jakieś plany, a jak już wyjdzie, a ja akurat zostaję sama w domu, to robię sobie „pamper evening”, wiesz 2godzinna kąpiel, maseczki, peelingi i te sprawy, albo oglądam głupie seriale. Albo po prostu czytam książkę, piszę posty na bloga. W życiu jest tyle rzeczy do zrobienia, serio nie rozumiem ludzi, którzy zamiast zająć się sobą, podczas gdy partner wyszedł ze znajomymi, myślą jakby mu tu dopiec jak wróci, albo wymyślają jakieś czarne scenariusze. Żenada.
Jeśli chodzi o tworzenie czarnych scenariuszy jestem w nich mistrzem, ale na szczęście kilka sekund po przemknięciu podobnej myśli przez głowę sama z siebie zaczynam się śmiać, zdając sobie sprawę z ich absurdalności 🙂