Lubię mieć swoje życie pod kontrolą. Poczucie panowania nad życiem dają mi kolejne punkty skreślane z listy zadań, kolejny odhaczony element na liście większych celów, ale także codzienne drobiazgi takie jak wytrwanie w postanowieniu niejedzenia słodyczy czy realizacja kolejnego treningu.
By trzymać życie w ryzach, planuję z dość dużym wyprzedzeniem. Zdaję sobie sprawę z tego, że część planów nie zostanie zrealizowana przez nowe okoliczności, wypadki przy pracy i rzeczy, których nie mogłam przewidzieć. Jednak nie byłabym w stanie całkowicie zdać się na los. Ten typ tak ma. Pozostaje mieć nadzieję, że przejdzie mi z wiekiem. Choć patrząc na efekty takiego podejścia nie mam powodów, by je zmieniać. Konsekwentnie udaje mi się ? z mniejszymi, a częściej z większymi przeszkodami ? realizować założone cele. Lubię swoje nieidealne życie, a zdaję sobie sprawę, że to ogromny komfort móc tak powiedzieć.
Mój (nie)typowy dzień
6:00
Po pierwszym pełnym tygodniu, który wytrwałam w postanowieniu porannego wstawania, poczułam się znacznie bardziej dorosła, niż w momencie odbioru dowodu osobistego 5 lat temu. Jeszcze kilka miesięcy temu wydawało mi się to niemożliwe. Kategoryzowałam siebie jako śpiocha nieuleczalnego, którego poczucie szczęścia jest wprost proporcjonalne do czasu przeznaczanego na sen. W pewnym momencie doba okazała się za krótka i poranne wstawanie było jedynym, co mogło pomóc w realizowaniu zadań założonych na dany dzień. Pomogło.
Pierwszą rzeczą, jaką robię po przebudzeniu jest przemarsz do kuchni po szklankę (300 ml) wody z cytryną, łyżeczką miodu i imbirem (opcjonalnie: mięta, limonka). Następnie poświęcam maksymalnie 10 minut na poranny trening ciała i ducha ;). Czasami po prostu siedzę po turecku na środku pokoju, czasami włączę prosty trening pilates na YT, a innym razem tabatę, by się rozbudzić. Zdarzają się też dni, kiedy od razu po przebudzeniu muszę przejść do kolejnego punktu programu.
Kolejnym punktem programu jest śniadanie białkowo ? tłuszczowe z dodatkiem węglowodanów złożonych. Moje standardowe produkty śniadaniowe to:
- Jajka
- Awokado
- Świeże warzywa
- Chleb czystoziarnisty
6:30 ? 8:00
Niezależnie od dalszego ciągu dnia ten czas poświęcam na pracę przy konferencji. To dobry moment, by odpowiedzieć na maile i wysłać ważne wiadomości. Zauważyłam, że odpowiedzi na maile uzyskuję w najkrótszym czasie, jeśli wysyłam je właśnie w tych godzinach ? zapewne dzięki temu, że taka wiadomość znajdzie się na szczycie skrzynki odbiorcy.
8:00 ? 12:00
Bywają dni, kiedy na uczelni przesiaduję od rana do wieczora, ale też takie, w których nie mam ani jednych zajęć. 4 h to uśredniona liczba czasu spędzanego na uczelni ? na szczęście nie muszę uwzględniać czasu na dojazdy, ponieważ mieszkam 5 minut piechotą od mojego wydziału. Selekcjonuję również wykłady, w których uczestniczę ? jeśli jakieś z nieobowiązkowych mnie nie interesują, po prostu na nie nie idę (na szczęście na studiach magisterskich znacznie więcej przedmiotów jest bezpośrednio związanych z żywieniem). Zdarzają się też nudne wykłady obowiązkowe i wówczas w miarę możliwości, pracuję.
12: 00 ? 15:00
Dla odmiany, po uczelni: praca. Czasami są to spotkania, innym razem wykonywanie konkretnych zadań, a czasami po prostu spędzanie kilkudziesięciu minut z telefonem przyklejonym do ucha tylko po to, by usłyszeć, że Pan Prezes nie ma czasu porozmawiać. W pracy odpowiadam za różne rzeczy, ale tygodniowe zadania są określane na spotkaniach. Tworzę listę i wykreślam jedno po drugim, dopisując te, które spływają na maila w kolejnych dniach ;).
15:00 ? 16:30
Próbowaliśmy zrobić sobie rodzinne zdjęcie ukazujące nasze sielskie życie w trakcie popołudniowej sjesty…
… Mina Figi mówi sama za siebie.
90 minut na gotowanie (często nie tylko obiadu, ale również pozostałych posiłków na kolejny dzień), sprzątanie i spędzenie czasu z Łukaszem. Czasami tylko na spędzenie czasu z Łukaszem, bo obiad z wczoraj, bo lodówka pusta, bo po prostu mi się nie chce! Zazwyczaj jestem przygotowana na tą ostatnią ewentualność i w zamrażarce przechowuję domowe dania instant. Przydałby się wpis dla fanów mrożenia?
16:30 ? 17:00
Kolejna porcja odpisywania na maile, próby nawiązania kontaktu telefonicznego, na którym mi zależy, a gdy czas pozwoli ? 20 minut drzemki.
17:00 ? 19:00
Prace nad blogiem. Czas na przygotowanie nowego wpisu, zdjęć, odpowiadanie na Wasze maile i komentarze. 2 h dziennie (niestety nie każdego dnia), to zdecydowanie za mało na to, by blog był aktualizowany tak często i z taką jakością, jakbym sobie tego życzyła. Wnioski są proste: z któregoś obowiązku należy zrezygnować. Przyglądajcie się rozwojowi sytuacji J.
19:00 ? 20:00
Trening!
20:00 ? 21:30
Ciąg dalszy pracy. Najczęściej w tych godzinach angażuję się w pomoc Fundacji Bo Ja Kocham Psy.
21:30 ? ?
Czas bez komputera, spędzony z Łukaszem, Figą, książką, i kubkiem herbaty.
Po wyjątkowo ciężkim dniu, kiedy jedyne na co mam ochotę to wyłączenie myślenia, komputer wraca do łask i rozpieszcza mnie najgłupszymi filmami na YT, jakie jestem w stanie znaleźć.
Nie łykam wymówek, czyli moja organizacja czasu
Nie mam pojęcia, co ja sobie myślałam, wpisując tytuł tego wpisu na listę planowanych postów. Chyba pozytywna afirmacja poszła o krok za daleko, skoro już w okolicach opisu godziny 8:00 okazało się, że przedstawienie mojego typowego dnia jest zadaniem niemożliwym, bo takowy nie istnieje. Każdy dzień mojego życia różni się od poprzedniego.
Fakt ? od poniedziałku do piątku wstaję o 6:00 (w sobotę o 7:00, a w niedzielę nawet nie włączając budzika około 8:00). Staram się przygotowywać do snu przed 23, by o 23:00 leżeć już w łóżku. Jeśli idę spać po północy, cały dzień czuje się zmęczona i mam problemy z koncentracją. Poranne wstawanie wymusiło zmianę trybu życia, porzucenie przesiadywania przy komputerze do rana. Odnoszę wrażenie, że bycie sową również sobie wmówiłam, bo najbardziej efektywna jestem wtedy, gdy czas od 6:30 do 12:00 mogę przeznaczyć na pracę.
Główną osią, wokół której kręci się cała reszta, jest uczelnia: bywają tygodnie, w trakcie których pojawiam się na uczelni kilka razy, a zdarzają się takie wypełnione zajęciami od rana do wieczora. To zajęcia na uczelni (i częstotliwość zaliczeń) dyktują rytm pozostałych obowiązków. Mam to szczęście, że pracuję w głównej mierze zdalnie (choć praca przy organizowaniu konferencji wymusza dość częste spotkania i wizyty w biurze), więc wykonywanie zadań mogę dowolnie osadzać w czasie. Aktualnie, na dwa tygodnie przed konferencją, praca przy tym wydarzeniu zajmuje większość mojego dnia.
Trenuję cztery razy w tygodniu ? dwa razy siłowo z trenerem personalnym i dwa razy biegając w plenerze. Treningi personalne dostosowuję do zajęć na uczelni, a biegam o dowolnej (aktualnie wolnej) porze wcześniej zaplanowanego dnia.
W tak zwanym międzyczasie odpowiadam na maile, komentarze na blogu, Facebooku, Instagramie i grupie na Facebooku i czytam inne blogi. Najczęściej przeznaczam na to czas spędzany w autobusie, tramwaju czy przerwie w zajęciach na uczelni.
Soboty poświęcam na pracę nad blogiem, realizację zaległych zadań do pracy lub na samorozwój ? naukę, uczestnictwo w szkoleniach i konferencjach. Dbam o to, by jedynym niedzielnym obowiązkiem było przygotowanie wpisu Jaki lajf, taki stajl, ale zdarza się, że te dzień poświęcam na naukę przed kolokwium czy (dla odmiany) na pracę. Nie mylcie pracy zdalnej z freelancingiem ? jestem zatrudniona w firmie i moje działania nie zależą od mojej oceny sytuacji. Zadania przydziela mi Szef lub Koordynator projektu, a nienormowany czas pracy okazał się być znacznie mniej korzystnym rozwiązaniem, niż wydawał mi się w momencie podpisywania umowy.
Mimo totalnego zróżnicowania w harmonogramie dnia, nie mam problemu z dotrzymywaniem deadlinów, wywiązywaniem się ze swoich obowiązków czy realizowaniem założonych celów. Zdarza mi się za to zapomnieć o przyjmowaniu leków, co było sporym utrudnieniem w erze stosowania tabletek antykoncepcyjnych ;).
Moja organizacja czasu
Po kilku latach prób wypracowałam sobie świetnie działający system zarządzania czasem. Po raz kolejny okazało się, że najprostsze rozwiązania są najlepsze. Bazę mojej organizacji czasu stanowią
- Kalendarz Google, w którym umieszczam zajęcia na uczelni, spotkania, wizyty u lekarzy i inne wydarzenia, które po prostu muszą się odbyć, a ja nie mogę o nich zapomnieć
- Mały notesik (a czasem kartka A4) do zapisywania listy zadań na konkretny dzień; gdy zadań jest bardzo dużo, używam kolorowych zakreślaczy, by uporządkować je tematycznie
- Tabelka z widokiem całego miesiąca, w której zaznaczam planowane posty na bloga oraz zaliczenia, prezentacje i egzaminy na uczelni
Nieregularnie, aczkolwiek bardzo chętnie używam:
- Organizera Aliny ? to pierwszy kalendarz, który w pełni wykorzystuje, bo od tradycyjnych kalendarzy różni się brakiem dat; to właściciel organizera wpisuje daty w poszczególnych rubrykach, dzięki czemu mogę wykorzystywać organizer, gdy aktualny tydzień tego wymaga, ale też zrobić nawet miesięczną przerwę, gdy w danym okresie lepiej sprawdzą się zwykłe kartki a4, bo zadań jest tak dużo
Większości moich działań i podejmowanych decyzji przyświeca kilka podpunktów spisanych w notatniku w Nowy Rok. To lista dużych celów, które jasno wyznaczają kierunek mojego rozwoju. Oprócz planów na konkretny rok, stworzyłam kiedyś listę rzeczy, które chciałabym osiągnąć/zrealizować przed 25 rokiem życia. Lubię do niej wracać i widzieć, że już teraz mogę odhaczyć większość podpunktów.
Aktualizacja Listopad 2017: zobaczcie jak bardzo zmieniło się moje podejście. I do tej listy, i do życia. Opisałam to ze szczegółami w artykule o wnioskach przy 25-tych urodzinach.