Blog

powrót
Wróć
15.12.2015

Moje podejście do odchudzania

Dietetyka
--

Konserwanty, spulchniacze, ulepszacze. Syrop glukozowo – fruktozowy, kukurydza. Fast foody. Chipsy. Czekolady. Ciastka. Wyroby garmażeryjne. Majonez pod dziesiątkami postaci. Alkohol. Słodkie napoje. Słone przekąski. Czy naprawdę owoce, gluten czy nabiał są najgorszym, czego powinniśmy się bać?

Odkąd zaczęłam publikować jadłospisy do pobrania, dostaję sporo komentarzy czy wiadomości krytykujących dobór produktów, rozkład makroskładników, ilość posiłków, występowanie zbyt dużych ilości owoców, koktajli, wybranego tłuszczu do smażenia czy owsianki na śniadanie. Po kilku publikacjach mogę śmiało powiedzieć, że spotkałam się z krytyką wszystkiego, co tylko mogło zostać poddane krytyce. Proszę, nie traktujcie tego jako wyzwanie i nie doszukujcie się kolejnych punktów, do których można się przyczepić.

Musicie mi wierzyć, że wiem. Wiem, że kwas fitynowy (czy precyzyjniej: heksafosforan inozytolu – IP6) zawarty np. w pieczywie pełnoziarnistym, otrębach, orzechach czy nasionach roślin strączkowych. Wiem też, że tworzy kompleksy (trwałe, nierozpuszczalne sole) np. z cynkiem czy żelazem. Tak, dieta bogata w kwas fitynowy może utrudniać wchłanianie cynku. Jeśli dodatkowo dieta charakteryzuje się zbyt niską podażą witaminy D, a flora bakteryjna w jelitach nie jest odpowiednio rozwinięta, jest to jeszcze bardziej prawdopodobne. To właśnie tym straszą popularne internetowe autorytety. I wiele osób się boi. Odstawia wszelkie nasiona, rezygnuje z orzechów. Z pełnego ziarna nie musi, bo to zrobiło pół roku wcześniej, gdy ten trend był głośny. Czemu ludzie przyjmują takie nowiny bezkrytycznie? To nie ich wina. Gdzie mieliby posiąść umiejętność obiektywnej oceny faktów z dziedziny żywienia, która zmienia się tak dynamicznie i jest pełna sprzeczności? Ludzie wierzą tym nowinom, bo tradycyjne metody – jak im się wydaje – zawodzą.

2014-12-27_foto204_16-02

Lekarz nie traktuje przypadku z należytą uwagą i wszystko zrzuca na poczet „takiej Pani/Pana urody”. Wieloletnie stosowanie diet z czasopism nie przynosi oczekiwanych rezultatów. Chroniczne zmęczenie, senność, złe samopoczucie towarzyszy (rzadziej lub częściej) niemal każdemu. Łatwo zrzucić to na migdały czy strączki, prawda?

Niewielu ekspertów mówi jednocześnie o przesłankach, że kwas fitynowy może wpływać pozytywnie na osoby z cukrzycą (1,2,3) czy nowotworami (4,5). Może nie dotarli jeszcze do najnowszych badań? A nie, zapomniałam. Zawsze można wytoczyć argument, że publikacje naukowe są sponsorowane, a sami naukowcy nierzetelni. Fakt – żeby umieć to ocenić, trzeba ukończyć kierunkowe studia wyższe, a niewielu ekspertów może się tym pochwalić. IP6, czyli hekshafosforan inozytolu (kwas fitowy/fitynowy) stosowany w celach terapeutycznych może różnić się budową chemiczną, niż cząsteczki obecne w pożywieniu, dzięki czemu efekt wiązania pożądanych przez organizm minerałów nie będzie zachodzić. Od lat mówi się również o tym, że kwas fitynowy ma właściwości antyoksydacyjne, mając zdolność tworzenia kompleksów może również neutralizować działanie metali ciężkich, może łagodzić objawy chorób układu nerwowego (depresja, bezsenność, ADHD) czy zespołu policystycznych jajników.

Kwas fitynowy posłużył jedynie za przykład. Gdybym chciała poruszyć kwestię każdego demonizowanego produktu spożywczego, brakłoby mi życia i miejsca na serwerze. Na moich talerzach możecie zobaczyć pizzę. Wiem, jak smakuje kebab. W McDonald’s mam ulubione lody. Kiedy kilka dni pod rząd wstaję o 6:00, po tym jak o 3:00 kładę się spać, na obiad zdarza mi się serwować pierogi z paczki czy zamówić chińczyka. Czy to znaczy, że nie wiem jakie negatywne skutki wywołują takie działania? Oczywiście, że wiem. Wybieram te posiłki z pełną świadomością konsekwencji. Dlaczego? Żeby nie oszaleć. Żeby pewnego dnia nie powiedzieć sobie, że pieprzę te kiełki, życie ma się tylko jedno i wolę być gruba, ale żyć bez wyrzeczeń. Czuję się rewelacyjnie, mogąc powiedzieć, że teraz też żyję bez wyrzeczeń. Nie towarzyszy mi ciągłe poczucie, że rezygnuję z czekolady na rzecz koktajlu. Świadomie wybieram koktajle na co dzień i świadomie zajadam się czekoladą co jakiś czas. Nie odmawiam Babci Czesi zjedzenia klusek z dziurką, sowicie polanych sosem, a kiedy tata robi spaghetti, wciągam makaron jak Zakochany Kundel i Lady.

Esencja mojego podejścia do odchudzania i żywienia

20150704-IMG_0352

Tym długim wstępem chciałam Wam coś uświadomić i dobitnie podkreślić: moje poglądy żywieniowe, wszystkie teksty na blogu, każda porada i jadłospisy mojego autorstwa są dla ludzi. I człowiek jest tu słowem klucz.

Moje diety, publikowane na blogu nie muszą dobrze wyglądać na papierze. Mają być możliwe do wykonania, smaczne i nienachalne. Nie zalecę nikomu jedzenia 114 g kurczaka i 1/3 kromki chleba tylko dlatego, że tak byłoby wygodniej i łatwiej zbilansować jadłospis. Nie będę szprycowała diety produktami o trudnej dostępności i wątpliwych walorach smakowych. Nie zalecę steku z antrykotu zamiast poczciwego drobiu, bo wiem, że zamiast kilku tysięcy osób, przez ograniczenia finansowe jadłospis wykorzystałoby kilkanaście osób. Jestem głęboko przekonana, że tylko z zachowaniem zdrowego rozsądku, można uzyskać trwałe rezultaty bez szkód dla siebie i środowiska. Bynajmniej – nie chodzi o ekologię. Mówię o najbliższych, o członkach rodziny, o współlokatorach osoby korzystającej z tej diety. Nie chcę spowodować rozpadu związku przez wywołanie narastającej frustracji – a ciągłe odmawianie sobie wszystkiego, niemożność zjedzenia czegokolwiek na mieście czy w szkolnym bufecie przez dłuższy czas niewątpliwie do tego prowadzi.

Z drugiej strony to, co czytacie, nie znaczy, że nikomu nie zaleciłabym diety bezglutenowej, wystrzegania się konkretnych produktów żywieniowych czy zwiększenia podaży danych składników w stopniu znacznie wyższym, niż zalecałby to IŻiŻ człowiekowi zdrowemu. Miejcie na uwadze fakt, że treści publikowane przeze mnie na blogu są pisane w taki sposób, by okazały się przydatne dla jak największej liczby osób. Jeśli zgłosiłby się do mnie ktoś, kto „odżywia się racjonalnie” od kilku lat, ale chce na przykład zmodyfikować aktualną dietę tak, by maksymalnie ograniczyć alergeny czy potencjalne czynniki zwiększające ryzyko zachorowania na raka – OK. Będę szukać rozwiązania i adaptować je do zaleceń w taki sposób, by zmiany były jak najmniej drastyczne. Jeśli eliminacja glutenu okaże się zbyt trudna dla osoby o konkretnym stylu życia może wystarczy eliminacja pszenicy? Zamiast rezygnować z cukrów prostych w każdej postaci, można zostawić w diecie owoce – już wiecie, że nie powodują tycia (6).

Zauważcie, że moje jadłospisy nie są przepełnione cukrami prostymi, pieczywem, glutenem, nabiałem o żywności przetworzonej nie wspominając. Dominują w nich produkty łatwo dostępne, charakteryzujące się wysoką jakością i łatwością zdobycia w sklepie zależnie od pory roku. Mam nadzieję, że coraz więcej osób piszących do mnie maile czy wiadomości prywatne zdecyduje się na chwalenie się opisem efektów w komentarzach! Ujawnijcie się i pokażcie innym, że warto przekonać się na własnej skórze!

Eksperci popularyzujący nowe, coraz bardziej wymagające trendy (często faktycznie obiecujące, choć bardzo rzadko poparte wiarygodnymi badaniami, uwzględniającymi długofalowe skutki stosowania danej diety) to najczęściej trenerzy personalni czy dietetycy. Wysportowana, atrakcyjna sylwetka i świecenie przykładem to element ich (naszej) pracy. Takie osoby mogą sobie pozwolić na wydawanie ponadprzeciętnie wysokich kwot na jedzenie czy spędzanie w kuchni znacznie więcej czasu, niż mógłby to zrobić statystyczny Kowalski. Co do nowinek – nie będę wdawać się w szczegóły, ten post i tak jest już znacznie dłuższy, niż planowałam. Powiem krótko: Dukanem też wszyscy się zachwycali, ba! Nawet efekty były świetne, kilogramy leciały aż miło. Dukan (i wielu jego popularyzatorów) wydali książki, w których powoływali się na liczne przypadki, a czasami nawet na badania naukowe. Wszyscy znamy dalszy ciąg tej historii. Miejcie ją z tyłu głowy, zanim bezgranicznie uwierzycie w kolejne żywieniowe trendy. 

Ten tekst ma kontynuację w dodatkowym wpisie, w którym dokładnie tłumaczę założenia publikowanych przeze mnie diet i opisuję wszystko, co jest potrzebne do podjęcia decyzji czy chcecie je stosować, czy może nie są dla Was. Bo to jest w dzisiejszych czasach super – dostęp do wiedzy i specjalistów jest tak duży, że bez wątpienia każdy znajdzie kogoś, kogo metody będą mu w pełni odpowiadać. 

Bibliografia:

  1. The potential benefits and adverse effects of phytic Acid supplement in streptozotocin-induced diabetic rats. (2013)
  2. In vitro (?-glucosidase and ?-amylase inhibition) and in vivo antidiabetic property of phytic acid (IP6) in streptozotocin- nicotinamide-induced type 2 diabetes mellitus (NIDDM) in rats. (2011); dostęp zamknięty, można uzyskać przez biblioteki niektórych uniwersytetów
  3. The Potential Benefits and Adverse Effects of Phytic Acid Supplement in Streptozotocin-Induced Diabetic Rats (Wyraźnie zaakcentowane dwa aspekty,pozytywny i potencjalny negatywny), 2013
  4. Down,regulation of inducible nitric oxide synthase expression by insitol hexaphosphate in human colon cells. (2015)
  5. Inositol pyrophosphates modulate cell cycle independently of alteration in telomere length. (2015) dostęp zamknięty, można uzyskać m.in. przez biblioteki niektórych uniwersytetów
  6. drlifestyle.pl/dietetyka/czy-od-owocow-sie-tyje/

Autor wpisu

Monika Ciesielska

Dietetyk, samozwańczy doktor Lifestyle - pisze lekko o sprawach wagi ciężkiej. Promuje zdrowe podejście do zdrowego stylu życia i pozytywne odchudzanie oparte na skutecznych, udowodnionych naukowo metodach. Lubi czekoladę i hamburgery, ale udało jej się schudnąć - Tobie też ułatwi zadanie.

Komentarze

Komentuj jako gość:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

lub
  • Dzięki tobie przez 4 miesiące schudłam 12 kg. Na początku wziełam udział w wakacyjnej akcji motywacyjnej jednak to nie ona mi pomogła. Znajoma znajomej 😉 odkryła stronę bebio na której sporo schudła też wykupiłam sobie pakiet i przez pierwszy miesiąc posiłkowałam się tą stroną jednak zawsze miałam w głowie twoje posty dotyczące odchudzania. Po miesiącu nauczyłam się już zasad zdrowego odżywiania i sama zaczęłam ustalać sobie dietę, wspomagałam się do tego twoimi postami które są świetne 😀 Cały czas zostało mi do zgubienia 3-5kg ale mimo to już śmiało moge powiedzieć, że jestem szczupła 😀 Bardzo podoba mi się twoje podejście do odchudzania i mam nadzieję że pojawi się wiecej filmików na yt :*

    • Misia, najmilsza, najmiśniejsza! 🙂 Dziękuję za ten komentarz, wpatruję się w niego i zacieszam jak mysz do sera <3

      A filmiki na YT będą się pojawiać – narazie mam nagrane 2 daily vlogi, ale planuję ugryźć też parę tematów stricte żywieniowych. Spodobało mi się video 🙂

  • Brawo! !!!!!!! Ale elaborat! !! 🙂 diety dieta mi a ja obserwuje po prostu siebie 🙂 czy mnie coś boli jak zjem czy mnie wzdyma czy uwiera. …mój organizm (a więc mózg tez:) ) sam wie co chce 🙂 . I dobrze piszesz!!!!!! Używać mózgu ludzie do diety!!!!!

  • Czytam Twojego bloga od dawna, jadłospisy wywołały mój wielki entuzjazm i choć nie stosowałam się do nich w 100% (staram się odstawić mięso) wiele mi dały. Wróciłam też do ćwiczeń co napawa mnie małą prywatną dumą 🙂 jednym słowem nigdy nie przyszło mi do głowy krytykować niczego co napisałaś. Pozdrawiam serdecznie.

    • Dziękuję! Super, że napisałaś – to dla mnie najlepsze potwierdzenie, że to, co piszę nie tylko ktoś czyta, ale też bierze sobie do serca i częściowo wprowadza w życie :).

      PS. Jeśli jednak zauważyłabyś spadek jakości, albo po prostu że zmierzam w złym kierunku, nie krępuj się i krytykuj ile wlezie! 🙂 Unikam czepialstwa, a nie dyskusji.

  • I jak zwykle bardzo mądry tekst. Grunt to nie dać się zwariować i wszystko robić w granicach rozsądku. 🙂

  • Miałam już o tej porze nie pisać, za późno, ale ten tekst pokazuje mi jak dobra jesteś w tym, co robisz, i że warto Tobie zaufać. Dla mnie jesteś normalną osobą, która nie każe mi rezygnować z czegoś, bo nie będę miała efektów. Może nie wykorzystuję Twoich jadłospisów w 100%, ale znalazłam dzięki nim motywację do jedzenia śniadań na przykład, nie lubię ich. Odnajduję dzięki Tobie w sobie siłę, aby ruszyć tyłek do ćwiczeń.
    Już nawet kiedyś chciałam napisać prywatnie z pytaniem, ale nie chcę głowy zawracać. Wiem, ile takie pytania (konsultacje) zajmują czasu i wiem, jaki on jest cenny. Trapi mnie jedno pytanie, ale może skoro dobrze jest, to nie ma co wnikać, dlaczego i iść dalej tą drogą.

    • Jeśli nie chcesz zabierać czasu to po co o tym wspominasz w ogóle? Żeby pokazać jaka jesteś wspaniała, myśląca i empatyczna? Czy żeby Ci napisała, że kochana, pytaj, ja chętnie odpowiem, bo sama to się nie odważysz?

  • uwielbiam Cię za to, że właśnie jesteś taka normalna i nie przesadzasz w żadną stronę. Łatwo mogę odszukać analogie pomiędzy nami 🙂

    • #miłość <3

  • To wlasnie ortodoksyjne podejscie do odchudzania wpedzilo mnie w ramiona diet-cud i dukanow.

    Bo jak ja chcialam schudnac tak uczciwie – zdrowym zywieniem i cwiczeniami i weszlam na to cholerne SFD to przerazil mnie ogrom wiedzy potrzebnej do rozpoczecia odchudzenia, ciagle liczenie makrosow, kurczak z ryzem w pudelkach i to, ze koniecznie musi byc silownia a ja nie lubie silowni a ze z natury jestem krepa, umiesniona to niekoniecznie silownia byla dobrym pomyslem. Dodatkowo znalam tylko 2 drogi – albo serek wiejski albo mcdonalds. Ze dieta musi byc „low” – low-carb, low-fat i ogolnie wszystko low 😛 Ja nie marzylam o super-rzezbie, zbijaniu tkanki tluszczowej do 7% i zawodach fitnessowych tylko chcialam sie pozbyc zbednych kilogramow. Nie chcialam zycia podporzadkowywac silowni i kurczakom w pudelku, wiec poszlam na dukana z mysla „troche sie pomecze ale pozniej bedzie z gorki” a nie bylo i wiadomo jak bylo – tak, ze w koncowej fazie mialam apetyt na mydlo a pozniej poszlo jojo 😛

    Ja nie chcialam byc wziezniem wlasnego metabolizmu, byc na wiecznej diecie i sie cale zycie meczyc. Chcialam zyc normalnie i mysle, ze to jest to co promujesz. Zjesc smacznie, zroznicowanie, nie odmawiac sobie niczego, obciac kalorie tylko troche, sport tylko troche a nie codziennie po kilka godzin na silce. Sama dojrzalam do tego, by do zdrowej, smacznej „diety” dodac basen 3x w tygodniu, bo znalazlam fajnie i tanio a plywac lubie. Moze pozniej zrobie wiecej cwiczen – nie wiem ale zrobie to, gdy bede chciala chocbym i miala gubic 15 zbednych kg w rok.

    • O właśnie! Poruszyłaś bardzo ważną kwestię: to, że ktoś chce zmienić swój styl życia i zrzucić parę kilogramów, nie znaczy od razu, że musi mieć dietę jak Aniołek Victoria’s Secret czy (z drugiego bieguna) Lazar Angelov.

      Druga sprawa: bardzo wiele osób ma tak jak Ty z dwiema możliwymi opcjami. ALbo restrykcyjna dieta, albo hulaj dusza, piekła nie ma! I w takiej sytuacji popsucie pozytywnych relacji z jedzeniem zaczyna być niemal pewne. Bardzo dobrze, że nauczyłaś się wsłuchiwać w siebie, ale masz rację, że do tego trzeba dojrzeć. Do tego, by nie mieć wyrzutów sumienia, gdy podczas joggingu jestesmy mijani przez kolejne wyprzedzające nas osoby, gdy na treningu grupowym nie umiemy zwinąć się w origami jak inne joginki itd itd.

      • Ja sie bardzo ciesze, ze nareszcie mam zdrowe relacje z jedzeniem. Imo to podstawa, by w ogole zaczac odchudzanie i imo 90% pacjentow dietetykow powinno najpierw udac sie do psychologa, bo u osob ze zdrowym metabolizmem problemy z nadwaga badz niedowaga sa najczesciej efektem rzeczywistych problemow o innym podlozu.

        Dlatego uwazam, ze moda na fit oprocz pozytywnych aspektow ma te szkodliwe. Bo obecnie fitnessowcy sa jak w dawnych czasach idole, top modelki. Ludzie patrza na ich ciala i chca byc tacy jak oni, oczekuja takich samych efektow cwiczen i frustruja sie swoimi niedoskonalosciami zapominajac, ze fitnessowcy to osoby o odpowiednich predyspozycjach, profesjonalisci, ktorzy swiadomie podporzadkowali zycie silowni i diecie, bo to jest ich praca. A ktos kto ma inna prace i zwiazane z tym obowiazki zwyczajnie sie zaora kopiujac ten styl zycia – zwlaszcza jesli go nie lubi i robi to tylko dla fajnego tylka. Innymi slowy szybko porzuci jakiekolwiek fit-dzialania gdy okaze sie, ze ot chociazby z powodu predyspozycji ten idealny tylek jest jednak poza ich zasiegiem. A to rodzi frustracje i poczucie, ze odchudzanie jest zero-jedynkowe, co nie jest prawda ale mi samej zrozumienie tego faktu zajelo mase czasu.

        • Bardzo mądrze piszesz purin! Bo tak z ręką na sercu – ile czasu mozna wytrwac na restrykcyjnej diecie i z planem ćwiczenia 5 dni w tygodniu? Owszem, jesli jestes trenerką fitness lub Chodakowską – to się da, bo to Twoja praca. Ale co, jezeli masz pracę, w której czasami nie ma czasu na obiad (niestety), dwójkę dzieci, dom i inne sprawy na głowie? Nie oszukujmy się – ledwo wciskasz maseczkę na twarz w piątkowy wieczór, a co dopiero fitness 4-5 razy w tygodniu i jakieś diety z założeniem, że „trzeba jeść 5 razy dziennie”…Podstawą jest ROZSĄDEK i troszkę samodyscypliny. Śniadanie robię wieczorem – owsianka, omlet, koktajl owocowy – to wszystko przetrwa do rana w lodówce. Obiady też. Trzymam się tylko kilku zasad – ograniczam cukry w drugiej połowie dnia, staram się jeść ciemne pieczywo, piję wodę, nie ma u mnie fast foodów ani słodzonych napojów, zamiast śmietany jogurt naturalny, w ogóle jogurt naturalny zamiast owocowego (owoce dodaję sama), słodzę miodem, nie używam majonezu, ograniczam się ze słodyczami (choc roznie bywa, bo kochaaam) etc. To jest tylko kilka zasad, a one właśnie wszystko zmieniają..I są naturalne dla mnie, nie zastanawiam się już nad tym. CO nie znaczy, że czasem nie pokuszę się na pizzę czy czekoladę:) Moim zdaniem kluczem do zrzucenia kilku kg jest właśnie to, by nie być na diecie, tylko zmienić swoje codzienne nawyki. Bez dużego bólu – tak, by chciało nam się już do końca życia.

  • Dobrze, że spotykasz się z jakąś krytyką, bo w komentarzach jest zawsze taka tęcza, że mogłaby Ci sodówa uderzyć do głowy 🙂 Ale ja też muszę się ujawnić i potwierdzić: dieta dr Lajfstajl działa! tzn nie stosuję się do jadłospisów ale do ogólnej Twojej „filozofii jedzenia i ćwiczenia” i od około półtorej roku odżywiam się zdrowiej i racjonalniej, wybieram takie formy ruchu jakie mi odpowiadają, a nie takie jakie są aktualnie promowane (jak siłownia i, sorry ale Fit Jump też mi nie podpasował 😛 ) i czuję się świetnie sama ze sobą! Schudłam tyle ile chciałam i nie tyję i nie mam wyrzutów sumienia z jedzenia, bo jedzenie to ma być przyjemność.
    Polecam serdecznie 🙂

    • Fakt u mnie w komentarzach jest kraina mlekiem i miodem płynąca, ale cieszy mnie to. Szczególnie ze względu na czytelników – wydaje mi się, że jeśli w komentarzach nie ma kłótni, uszczypliwości i łapania za słówka, to każdy chętniej się wypowiada, nie bojąc się, że źle wypadnie, ale zostanie zbagatelizowany. A krytyka co do mnie i moich metod – nie ma jej za dużo pewnie dlatego, że wiele osób woli po prostu nie wdawać się w dyskusje, nie wierzę, że wszystkim pasuje to, co czytają ;).

      A co do treningów: to jest najfajniejsze, że w dzisiejszych czasach każdy (nawet z małej wioski) ma dostęp do większości form aktywności fizycznej. Można znaleźć coś, co naprawdę się polubi,a wtedy treningi nie będą przykrą koniecznością, tylko elementem dnia. Ja na przykład nigdy nie myślałam, że mogę polubić pływanie. Zaczęliśmy chodzić na basen kilka tygodni temu na początku bardziej na zjeżdżalnie i inne jacuzzi, a teraz okazuje się, że 30 minut pływania + 20 minut w towarzystwie wszystkich bąbelkowych masażerów sprawiają, że zapomniałam co to znaczy ból pleców :). Warto szukać i próbować różnych rzeczy, nawet tych, które wydają się nam nieciekawe :).

  • jesteś dla mnie większym autorytetem w żywieniu niż „eksperci-celebryci”, bo zachowujesz rozsądek. tak trzymaj!

  • Dziewczyno, normalnie Cie kocham! 😀
    Mam wrażenie, że ostatnimi czasy to wszyscy powariowali z tymi dietami. Albo: nie jedz nabiału bo to, nie jedz glutenu bo to, nie jedz tego, bo tamto. A gdzie tu równowaga? Gdzie różnorodność? A wszystko przez tych celebrytów- trenerów/dietetyków. Żaden nie kształcił się w tym kierunku, a wszyscy nagle tacy mądrzy. A weź im napisz, że się z nimi nie zgadzasz – to tragedia. Jesteś wtedy najgorszą z najgorszych bo jak tak można Boga/Boginię obrażać – bo przecież ona znana jest – to najlepiej wie. Wiem, może to nie brzmi dobrze, może wyjdę na zazdrosną – ale co mi tam, niech stracę – muszę ponarzekać. No ale kurczę … jak można takie głupoty wciskać ludziom ?! Dobra, może nie głupoty, bo jeśli ktoś faktycznie nie toleruję laktozy, to spoko nabiał nie dla niego, czy tam gluten. Ale jeśli ktoś jest zdrowy, bez problemów, alergii – to jaki to problem zjeść pszenicę albo napić się kakao na mleku (BTW świetny „izotonik” potreningowy) ? Czemu te osoby tak chętnie czerpią pomysły z zachodu, i próbują na siłę wcisnąć nam, Polakom? A poźniej pojawiają się problemy. Bo jak przecież nie zjesz super, świetnego koktajlu bazującego na jakiś super, egzotycznych roślinach „które kosztują tysiące PLN, a i tak nigdzie nie można ich znaleźć”, to moja figura, moje życie nie będzie takie super jak tych Pań/Panów co prezentują te świetne diety. I przychodzi do mnie później osoba, która potrzebuje pomocy a ja jej mówię, że będzie taki i taki trening, i że dieta taka i taka a ona do mnie: na prawdę?!?! To ja mogę serek wiejski ?! No śmiać mi się chce i płakać jednocześnie. I po tym następuje trzygodzinny wywiad dlaczego można tak a nie inaczej. Ręce opadają.
    Ludzie, jesteśmy w Polsce. Korzystajmy z tego co mamy. Jedźcie ziemniaki, a nie na siłe bataty, skoro Was nie stać. Pyrki są równie zdrowe i pyszne. Nie musisz codziennie wcinać sałatki składającej się z 10 odmian sałaty, wystarczy, że po prostu zjesz najzwyklejszą porcję warzyw – na przykład kapustę kiszoną. I Ty będziesz zadowolona, i Twój portfel, a co najważniejsze Twoje ciało i zdrowie.
    Najważniejsze to słuchać swojego ciała. Nic więcej.
    W tym miejscu małą anegdotka:
    „Na zajęciach z dietetyki na AWF, ktoś ze znajomych spytał się o ten nowy trend nie łączenia węgli, tłuszczy i białek w jednym posiłku (propagowany przez Panią od kwasu fitynowego). Odpowiedź wykładowcy: nasze polskie żołądki są w stanie znieść wszystko :)” Także rozwaga przede wszystkim.

    Chciałabym, żeby w Polsce było więcej osób znanych z propagowania zdrowego stylu życia – ale w ten rozsądniejszy sposób. Nadawałabyś się idealnie. I co do Twoich diet – są świetne, normalne, ludzkie, przystępne 🙂

    PS.: Nie miałam zamiaru nikogo obrazić, jeśli masz ochotę i pieniądze, jedz jak chcesz. Chodziło mi tylko o pokazanie, że nie ma 1 słusznej drogi.

    Pozdrawiam 🙂

    • Dobrze napisane! Uważam, że te wszystkie mody na niejedzenie nabiału, glutenu i tak dalej, są najbardziej krzywdzące własnie dla tych osób, które naprawdę cierpią na choroby z tym związane i musiały ze swojej diety dane produkty wykluczyć. Najpierw przyglądałam się temu sceptycznie, a teraz mnie to wręcz irytuje, szczególnie, że ludzie krzyczą i robią się agresywni w konwersacjach. Dlatego, kiedy ktoś w moim towarzystwie wypowiada się na tematy jedzeniowe to milczę, walczę ze sobą w środku, ale nie wypowiadam się już, bo to rodzi tylko konflikty.

      Ogórki, kapusta kiszona i wszystko co w naszym klimacie, na polskiej ziemi wyrosło, jest dokładnie tym, czego nasze organizmy potrzebują – chwała Ci za te słowa, dobrze wiedzieć, że nie jestem sama 🙂

      Pozdrawiam

    • Napisałaś coś mega ważnego – o „dietetykach” z pasji (to co innego, niż ten z pasją!), celebrytach, ludziach bez wykształcenia medycznego/dietetycznego (bo czy weekendowe szkolenie, podyplomówka z żywienia to wystarczające wykształcenie w tym kierunku? Dające się porównać do 5 letnich studiów…?).
      To szkodzi najbardziej…

  • Ja powiem tak… To wspaniałe uczucie, gdy po dłuższym nie widzeniu spotykam się ze znajomymi, i każdy po kolei zauważa, że wspaniale wyglądam… Ale nic nie przebije tego szoku pomieszanego z podziwem w oczach, gdy zobaczyli, że zamawiam piwo i frytki 😀 Widzę po twarzach, że spodziewali się, że zamówię wodę niegazowaną i liść sałaty 😛 W końcu jeden pęka i pyta: „A czy ty jesteś na jakiejś diecie…?” NIE 😀 Nie w takim sensie, jak popularnie się przyjmuje 😉

  • Czyli podsumowując, dieta jest dla człowieka, a nie człowiek dla diety. Takie właśnie zdroworozsądkowe podejście cenię u Ciebie i paru innych blogerek (LifeManagerka czy Health and the City), i takie staram się wdrażać u siebie 🙂

  • Bardzo bardzo dziękuję Ci za ten tekst!
    Z przyjemnością czytam Twojego bloga i

  • Również dziękuję za ten tekst i za głos rozsądku, jakich obecnie bardzo mało.
    Tak właściwie poruszyłam w dzisiejszym poście na swoim blogu nieco podobne tematy (http://niezapisana-tablica.blogspot.com/2015/12/po-co-ci-kaloryfer-na-brzuchu.html). Przede wszystkim mamy problem z autorytetami. Znajdujemy jakiś wpis na blogu X, że nie wolno jeść tego i tego, rzucamy wszystko i zaczynamy święcie przestrzegać tej zasady. Nawet nie próbując zweryfikować, kim jest autor tekstu i czy ma jakiekolwiek podstawy do zarządzania czyimś zdrowiem. Być może jest to nastolatka, która z nudów kopiuje na swojego blogaska hasła znalezione gdzieś w internecie.

    A co ciekawe, gdy jakieś zalecenie wyda nam lekarz, to już podchodzimy do tego sceptycznie, bo przecież lekarze to konowały i to w ogóle pewnie zmowa firm farmaceutycznych.
    Wystarczy, że ktoś napisze ładnie i składnie, używając mądrych słów i już lecimy zamawiać paczkę z cudownym specyfikiem, który powinniśmy dodawać do każdego posiłku.
    Kiedyś w ramach testu zapytałam na instagramie pewną dziewczynę, dlaczego wyklucza laktozę z diety. Odpowiedziała: jest szkodliwa, poczytaj sobie na ten temat w internecie.
    Warto zwrócić uwagę na to, że w przypadku większości żywieniowych nowinek, jak sama napisałaś, najczęściej nie ma wiarygodnych badań naukowych, jest ich jedynie mała ilość, były one przeprowadzane na bardzo małej grupie osób, albo ich metoda pozostawia wiele do życzenia.
    Przykład dla jagód goji – doniesienia na temat zawartości w nich witamin dotyczą owoców świeżych, które u nas są niedostępne.
    Gluten – badania dotyczące jego szkodliwości tyczą się osób cierpiących na celiakię, bądź nadwrażliwość. Nikt nie mówi o badaniach na osobach zdrowych.
    I przede wszystkim – warto pamiętać, że nikt tych informacji nie podaje w eter bezinteresownie. Ktoś na tym zarabia i to najczęściej niemałe pieniądze. Podałaś świetny przykład Dukana. Podobnym przykładem jest znów kwestia glutenu. Peter Gibson, twórca teorii o szkodliwości glutenu, przeprowadził ponowne badania i wycofał się ze swoich poglądów. Ale o tym nikt nie mówi, bo bezglutenowy biznes generuje już milionowe zyski.
    Warto zatrzymac się przy każdej nowej informacji, ale warto też być sceptykiem i spróbować ją zweryfikować.

    • No właśnie, BARDZO trudno znaleźć badania mówiące o wpływie glutenu na osoby zdrowe. A dużo osób (już nie mówiąc o zwolennikach paleo) powołuje się na badania gdzie uczestniczyły osoby z chorobami glutenozależnymi.

  • każdy słuszny wniosek, jaki zawarłaś w tym tekście jest powodem, dla którego jestem fanką twojego bloga i lubię tu wracać. dobrze znaleźć w tym całym szale kogoś, kto tak jak ja stawia za cel bycie cholernie szczęśliwą osobą, a zdrowy styl życia i świetne ciało jedynie jako środek do tego.

    ps. „a kiedy tata robi spaghetti, wciągam makaron jak zakochany kundel i lady” ♥ ♥ ♥

  • Nie napiszę nic nowego ponad to co znalazło się już w komentarzach, ale muszę: ŚWIETNY WPIS!!!

    Właśnie zdrowego rozsądku brakuje nam w czasach, gdy zalewa nas ogrom (nie zawsze sprawdzonych) informacji na temat żywienia (i nie tylko). Sama nie mam jakiś specjalnych problemów z wagą, ale od jakiegoś czasu zaczęłam interesować się tematyką zdrowego, racjonalnego żywienia. I powiem szczerze, że w pewnym momencie u mnie także zaczęła narastać frustracja spowodowana sprzecznością informacji, do których docierałam. Paradoksalnie, im więcej czytam, tym mniej wiem. I coraz częściej zadaję sobie pytanie: co do ch….. w takim razie MOGĘ jeść?

    Na szczęście resztki mojego zdrowego rozsądku dały o sobie znać (ok, przyznaję, że to również sprawka lenistwa…) i w praktyce skupiłam się na maksymalnie możliwej eliminacji żywności wysoko przetworzonej (zupki z torebki, batony itp), fast foodów i cukru białego. Przy czym postanowiłam sobie, że nie będę wariować i jak będę miała naprawdę ogromną ochotę, to zjem tego kurczaka KFC czy batonika. Byle nie za często. Ale przyznaję, coraz częściej czuję wyrzuty sumienia gdy pozwalam sobie na takie odstępstwa…To chyba jest dla mnie dowód, jak łatwo popaść w paranoję…

    Tobie dziękuję za postawienie do pionu. Niby wszystko wiedziałam, ale… teoria swoje a życie też swoje 🙂 I z niecierpliwością czekam na kolejne teksty dla ZWYKŁYCH ludzi :)))

    • Najbliższy już we wtorek, zapraszam :)!

  • Done is better than perfect. To niestety coś, czego nie umiem łatwo zaakceptować. Mam IO i nadczynność tarczycy, przez rok byłam weganką i trzymałam dietę. Nic nie schudłam, a w końcu pękłam i puściły mi wszystkie hamulce. Może uda mi się w końcu przestać siebie katować i przejąć Twój punkt widzenia. Robisz kawał roboty dziewczyno <3

  • Podpisuję się obiema rękoma i nogami!

    Mam za to pytanie stricte specjalistyczne z zupełnie innej beczki, kto jak kto, ale ty możesz mi doradzić. Problem polega u mnie na alergii na beta laktoglobulinę, jest obecna w serwatce i wołowinie. I teraz moje pytanie, czy w kontekście alergii radziłbyś mi całkowicie zrezygnować z nabiału, czy szukać form nie zawierających serwatki (na pewno twaróg, ale co jeszcze?). Jeśli tak, to które mogę w miarę w czystym sumieniem jeść?

  • Gdybyś mogła to usłyszeć, to bym zaklaskała 😀
    Fantastyczny artykuł i podejście do dietetyki, o które ostatnimi czasy naprawdę ciężko. Gratuluję 🙂 Takiemu dietetykowi jak Ty można zaufać. Bardziej od chęci udowodnienia, że masz rację zależy Ci na człowieku i jego zdrowiu. I o to też trudno.
    Drażnią mnie trenerzy/dietetycy mówiący ludziom „jesz gówno, wyglądasz jak gówno”. Straszenie i obrażanie to nie metoda.
    Dlatego polecam Twój post dalej 🙂

  • Uwielbiam czytać Twoje posty :).

    Żałuję, że nie odnalazłam Twojego bloga wcześniej.

    Bardzo podoba mi się ten tekst ,,Na moich talerzach możecie zobaczyć pizzę. Wiem, jak smakuje kebab. W MC Donald’s mam ulubione lody. Kiedy kilka dni pod rząd wstaję o 6:00, po tym jak o 3:00 kładę się spać, na obiad zdarza mi się serwować pierogi z paczki czy zamówić chińczyka. Czy to znaczy, że nie wiem jakie negatywne skutki wywołują takie działania? Oczywiście, że wiem. Wybieram te posiłki z pełną świadomością konsekwencji. Dlaczego? Żeby nie oszaleć. Żeby pewnego dnia nie powiedzieć sobie, że pieprzę te kiełki, życie ma się tylko jedno i wolę być gruba, ale żyć bez wyrzeczeń. Czuję się rewelacyjnie, mogąc powiedzieć, że teraz też żyję bez wyrzeczeń. Nie towarzyszy mi ciągłe poczucie, że rezygnuję z czekolady na rzecz koktajlu. Świadomie wybieram koktajle na co dzień i świadomie zajadam się czekoladą co jakiś czas. Nie odmawiam Babci Czesi zjedzenia klusek z dziurką, sowicie polanych sosem, a kiedy tata robi spaghetti, wciągam makaron jak Zakochany Kundel i Lady.”

    Powiem szczerze, że mniej więcej od kwietnia stosuję zasadę zdrowej diety, Do zdrowej diety podchodziłam milion razy i kiedyś trzymałam ją w 100%. Do dnia kiedy ilość pracy i nauki mnie przerosła i rzuciłam dietę z dnia na dzień. Moje ciało przestało mi się podobać kilka miesięcy później. Do diety podchodziłam milion razy, po czym ją rzucałam. Minął rok. W kwietniu pomyślałam sobie ok. Czas schudnąć. Pozwolę sobie na 20% jedzenie przetworzonego i będę ćwiczyć. Sukces! 9 kg za mną. A ja raz na jakiś czas mogę zjeść kawałek pizzy czy ulubionego loda. Myślę, że najważniejsze jest zachowanie odpowiedniego balansu.

    Myślę, że będziesz świetnym dietetykiem :).

    Mam pytanie odnośnie makroskładników. Ile % tłuszczy w swojej diecie powinna mieć zdrowa kobieta na redukcji? Czy 20% to za mało? Przyznam szczerze, że spożywam około 30% tłuszczy, ale zastanawiam się czy w przyszłości nie zmniejszyć tłuszczy do 20%. Kolejne pytanie dotyczy białka. Obecnie spożywam około 20% białka,50% tłuszczy i 30% węglowodanów. Czy 20% białka na redukcji nie jest zbyt mała? Czy ,np. 40% białka nie będzie za duża? Wiem, że to kwestia indywidualna, ale każdy ma inną opinie. Jedni twierdzą, że 30% tłuszczu u kobiet to idealna ilość, inni że powinniśmy uważać z dużą ilością białka, bo zakwasza organizm. Ćwiczę mniej więcej 4-5x w tygodniu i prowadzę siedzący tryb życia. 8h w pracy przed komputerem. W dni nietreningowe czasami spaceruje do sklepu :).

    • Przede wszystkim bardzo dziękuję za miłe i pokrzepiające słowa. Obiecuję nie obniżać lotów :).

      Odpowiadając na Twoje pytanie – 20% energii z tłuszczu dla kobiety to według mnie zdecydowanie za mało. Ja w większości przypadków na diecie redukcyjnej sugerowałabym następujący rozkład B: około 20 % (mniej więcej 1,5 g/kg m.c dla osoby trenujacej, na pewno nie więcej – nie ma potrzeby), T: około 30 % (oczywiście z przewagą nienasyconych kwasów tłuszczowych), W: około 50 % (przewaga złożonych)

      • Bardzo dziękuję za odpowiedź :*

  • Cześć,
    czytam Twoje wpisy już od jakiegoś czasu i jestem zachwycona każdym kolejnym. Zdrowy rozsądek przemawiający przez każdy tekst, który tu czytam jest kluczem do mojego serca. Czekam na kolejną dawkę racjonalnych wskazówek. Pozdrawiam serdecznie!

    • Cieszę się Aniu, obiecuję trzymać fason 🙂

  • Uwielbiam Cię kobieto ! Konkrety poparte solidnymi argumentami. Poza tym nie dajmy się zwariować. Dieta by być zdrowa, smaczna i nie uprzykrzyć życia 🙂

  • Ja z kolei czasem robiłam pierogi z paczki ze względu na głód i szybkość wykonania, a czekoladę po obiedzie jadłam, bo chandra, ale jednocześnie jakby do mnie nie dochodziło, że to nawet od czasu do czasu mi szkodzi (bo jestem młoda, bo zmienię to itp.). I że tych dni z czekoladą było więcej niż bez niej… Są osoby takie jak ja – niby świadome, ale do nich fakty nie dochodzą do czasu, aż mają stan przedcukrzycowy. Więc ja wolę wszystko albo nic: nie ma u mnie już „od czasu do czasu” i z tym mi lepiej. Cukroholik ma jak alkoholik – musi się odciąć całkowicie. I ja sobie tłumaczę, że się już w życiu „syfu” najadłam – (włącznie z glutenem i nabiałem). Chodzi mi o to, że niektórzy potrzebują reżimu jedzeniowego, bo inaczej sobie ze sobą nie radzą 🙂 U mnie efekty pojawiły się dopiero, gdy wykluczyłam WSZYSTKO co dla mnie było złe. I ważne, żeby każdy był zadowolony. Ale do jednego się zgodzę – warto zacząć choćby od jednego kroku w kierunku czegoś lepszego – potem można wchodzić na wyższy level 🙂 A osoby, które krytykują Twój jadłospis niech poszukają po prostu innego dietetyka. Pozdrawiam 🙂

  • witam , znalazłam twój blok przez przypadek i bardzo się cieszę . Urodziłam synka 8 miesięcy temu i bardzo chcę schudnąć zostało mi 6 kg stosowałam dietę dunkana niezbyt zdrowa a chce naprawdę się zdrowo odżywiać bez wyrzeczeń mam nadzieję że mi pomożesz i ukierunkujesz jak osiągnąć cel , dam że ćwiczę 3-4 razy na siłowni na fitnesie

    • Gosiu, zapoznałaś się już z zakładką z dietami do pobrania?

      • tak tyko nie wiem którą dietę wybrać dla siebie a zależy mi na zrzuceniu kilogramów , i żeby te wszystkie
        produkty majątku nie kosztowały 🙁

        • Polecam dietę z biedronki, a wcześniej lekturę instrukcji obsługi diety

        • instrukcję gdzie szukać do diety?

        • W tej samej zakładce co iety w postach z dieta mi powinny być linki lub w Google wpisać instrukcja obsługi diety. To nie jest trudne:)

        • weszłam twoją dietę z biedronki ale jest chronione

          hasłem?

        • znalazłam 🙂

        • mam pytanie te 1600 kcal to nie jest dużo do spożycia , chodzę na siłownię i powiedziano mi że powinnam spożywać ok 1400 coś żeby chudnąć?

  • Ja od paru miesięcy jestem na diecie pudełkowej i są efekty, udało się schudnąć i tak naprawdę nie było to jakoś uciążliwe. Jem smacznie, najadam się, choć faktycznie trzeba przyznać, że te porcje są tak zrobione żeby się z kolei – nie przejadać.

  • Done is better than perfect. To niestety coś, czego nie umiem łatwo zaakceptować. Mam IO i nadczynność tarczycy, przez rok byłam weganką i trzymałam dietę. Nic nie schudłam, a w końcu pękłam i puściły mi wszystkie hamulce. Może uda mi się w końcu przestać siebie katować i przejąć Twój punkt widzenia. Robisz kawał roboty dziewczyno <3

  • Uwielbiam czytać Twoje posty :).

    Żałuję, że nie odnalazłam Twojego bloga wcześniej.

    Bardzo podoba mi się ten tekst ,,Na moich talerzach możecie zobaczyć pizzę. Wiem, jak smakuje kebab. W MC Donald’s mam ulubione lody. Kiedy kilka dni pod rząd wstaję o 6:00, po tym jak o 3:00 kładę się spać, na obiad zdarza mi się serwować pierogi z paczki czy zamówić chińczyka. Czy to znaczy, że nie wiem jakie negatywne skutki wywołują takie działania? Oczywiście, że wiem. Wybieram te posiłki z pełną świadomością konsekwencji. Dlaczego? Żeby nie oszaleć. Żeby pewnego dnia nie powiedzieć sobie, że pieprzę te kiełki, życie ma się tylko jedno i wolę być gruba, ale żyć bez wyrzeczeń. Czuję się rewelacyjnie, mogąc powiedzieć, że teraz też żyję bez wyrzeczeń. Nie towarzyszy mi ciągłe poczucie, że rezygnuję z czekolady na rzecz koktajlu. świadomie wybieram koktajle na co dzień i świadomie zajadam się czekoladą co jakiś czas. Nie odmawiam Babci Czesi zjedzenia klusek z dziurką, sowicie polanych sosem, a kiedy tata robi spaghetti, wciągam makaron jak Zakochany Kundel i Lady.”

    Powiem szczerze, że mniej więcej od kwietnia stosuję zasadę zdrowej diety, Do zdrowej diety podchodziłam milion razy i kiedyś trzymałam ją w 100%. Do dnia kiedy ilość pracy i nauki mnie przerosła i rzuciłam dietę z dnia na dzień. Moje ciało przestało mi się podobać kilka miesięcy później. Do diety podchodziłam milion razy, po czym ją rzucałam. Minął rok. W kwietniu pomyślałam sobie ok. Czas schudnąć. Pozwolę sobie na 20% jedzenie przetworzonego i będę ćwiczyć. Sukces! 9 kg za mną. A ja raz na jakiś czas mogę zjeść kawałek pizzy czy ulubionego loda. Myślę, że najważniejsze jest zachowanie odpowiedniego balansu.

    Myślę, że będziesz świetnym dietetykiem :).

    Mam pytanie odnośnie makroskładników. Ile % tłuszczy w swojej diecie powinna mieć zdrowa kobieta na redukcji? Czy 20% to za mało? Przyznam szczerze, że spożywam około 30% tłuszczy, ale zastanawiam się czy w przyszłości nie zmniejszyć tłuszczy do 20%. Kolejne pytanie dotyczy białka. Obecnie spożywam około 20% białka,50% tłuszczy i 30% węglowodanów. Czy 20% białka na redukcji nie jest zbyt mała? Czy ,np. 40% białka nie będzie za duża? Wiem, że to kwestia indywidualna, ale każdy ma inną opinie. Jedni twierdzą, że 30% tłuszczu u kobiet to idealna ilość, inni że powinniśmy uważać z dużą ilością białka, bo zakwasza organizm. Ćwiczę mniej więcej 4-5x w tygodniu i prowadzę siedzący tryb życia. 8h w pracy przed komputerem. W dni nietreningowe czasami spaceruje do sklepu :).

  • Najwazniejsze to motywacja, i nie zniechęcać się jeśli na początku nie ma takich efektów. Ja jestem na diecie od miesiąca, powoli spada waga, myśle żeby kupić sobie koktail proteinowy https://ecoandfit.pl/ albo jakiś suplement który wspomoże w odchudzaniu.