Blog

powrót
Wróć
20.10.2015

Tekst, który nie powinien zostać opublikowany

Lajfstajl
--

Widzę trzy wyjścia z tej sytuacji. Albo ją przemilczę, albo zrobię z Was idiotów, albo powiem prawdę. Pierwsza opcja jest niewykonalna dla ekstrawertyka, a druga znacznie łatwiejsza od trzeciej. Zobaczcie, co przeczytalibyście, gdybym się na nią zdecydowała:

Pół roku temu przystąpiłam do rewelacyjnego programu! Ten krok pozwoli mi lepiej zrozumieć Was – moich czytelników, a przede wszystkim przyszłych pacjentów. Postanowiłam zmienić moje nawyki żywieniowe. Dałam sobie 6 miesięcy na to, by przytyć. Nie za dużo – 5,6, może 7 kilogramów. Oczywiście w trakcie eksperymentu regularnie ćwiczyłam i odżywiałam się możliwie najzdrowiej! Tylko czasami musiałam podbijać dzienną podaż kalorii pizzą. Ewentualnie lodami. Ale wiedzcie, że brzydziłam się tym strasznie, a fuj! Kto chciałby jeść takie rzeczy, skoro można odżywiać się koktajlami z jarmużu, dzikim łososiem i naparem z czystka.

OK. Gdybym była jedną z osób, z których troszkę podśmiechuję się publicznie od dwóch lat (no wiecie, słodkopierdzące cizie, panie perfekcyjne, ludzie bez skazy) pewnie postawiłabym w tym miejscu kropkę. Będąc sobą (Waszą Lajfstajlową z finezyjną cebulą na czubku głowy) rozwinę ten wątek. Choć wygodniej byłoby sobie odpuścić i pokazać jaka to ja nie jestem uśmiechnięta, kompetentna, zadowolona z życia, permanentnie zmotywowana (i jednocześnie motywująca), zarażająca dobrą energią, pomysłowa, kreatywna, aktywna, wysportowana i zgrabna.

Pół roku temu znalazłam się na zakręcie. Nie chcąc przepuścić żadnej okazji na realizację super zlecenia, brałam na siebie znacznie więcej, niż mogłabym zrobić bez skutków ubocznych. Zaczęły się cholernie wysokie i kręte schody na studiach. Zawirowania zdrowotne, trochę wybojów w życiu osobistym. Pierwsze sygnały dawałam w tekście Jeśli nie można z czegoś wyjść, to trzeba przez to przejść. Próbowałam przez to przejść. Przebrnąć, przekopać się. Zamiast tego miałam wrażenie, że zapadam się coraz głębiej i w coraz ciemniejszą dziurę (albo to drugie na d). Perspektywa na poprawę stanu rzeczy wydawała się tak samo realna, jak wygrana w totka. Przyznajcie, ciężko byłoby wygrać, skoro nie wysyła się kuponów, prawda? Nie lubiłam siebie w tym okresie. Bywały dni, w których podniesienie się z łóżka urastało do rangi rzeczy niemożliwej. Denerwował mnie marazm, w który popadłam, ale im dłużej się nad tym wszystkim zastanawiałam, tym bardziej byłam sobą zażenowana.

Bloga też nie lubiłam już tak, jak dawniej – zapewne dało się to zauważyć w publikowanych treściach. Czułam się jeszcze gorzej, widząc swoje entuzjastyczne posty sprzed kilku miesięcy. Osoba, którą widziałam codziennie w lustrze wydawała się nie być nawet spokrewniona z autorką tamtych tekstów. Bywały jaśniejsze dni. Wtedy kupowałam kolejny notatnik, który sumiennie tytułowałam najpiękniejszą kaligrafią na jaką mnie stać. Wiecie never don’t give up i podobne mądrości. Biegłam na siłownię, na targ po świeże warzywa. Dzwoniłam do Łukasza, żeby poinformować go, że dziś, że teraz już na pewno, że na 100%, że to ten moment. Aż przytrafiała się kolejna rzecz, która wydawała się być o jedną rzeczą za dużo. Z kielicha goryczy sączyły się strumienie, a na trumnie pełnej gwoździ fakir mógłby dać swoje najlepsze show. Jedzenie, treningi były na szarym końcu listy priorytetów. Miałam je dokładnie w tym miejscu, które sukcesywnie obrastało cellulitem i tłuszczem. Lody na śniadanie? Perfekt! Pizza na obiad? Doskonale! Chipsy na kolacje? Wspaniale! Dopóki biegałam, wychodziłam na zero. Ale w pewnym momencie przestałam. No i stało się.

Od kwietnia do października przytyłam 8 kilogramów. Z 64,5 zrobiło się 72,5. Tak – to nawet więcej, niż przed metamorfozą (zdjęcia w białym kostiumie są z 2012 roku, a te znajdujące się pod nimi aktualne).

monika drlifestyle początki

W tym miejscu pozwolę sobie na pierwszy pozytywny element tego tekstu: mimo, że ważę więcej, to wyglądam lepiej niż wtedy. Na szczęście! W innym razie mój tekst o BMI i inne wzmianki na temat zasadności ważenia się, byłyby mało wiarygodne. Fakt, że przez blisko dwa lata (w miarę) regularnie trenowałam i (w miarę) racjonalnie się odżywiałam też nie pozostaje bez znaczenia. Swój udział mają w tym zapewne również zabiegi karboksyterapii.

monika drlifestyle kiedy była gruba

No właśnie. Dochodzimy do miejsca, które przeraża mnie bardziej, niż samo w sobie ściśnięcie uda na potrzeby zdjęcia.

Tego, jak odbierzecie dzisiejszy tekst, boję się bardziej niż samotnej nocy w lesie, ustnych egzaminów i wycofania czekoladowych lodów Grycan. Wiarygodność jest dla mnie jedną z największych wartości. Nie lubię wciskać kitu, mydlić oczu, ani robić z ludzi idiotów. Wierzę, że odbierzecie ten tekst jako jej przejaw, a nie zaprzeczenie.

Żaliłam się przez ostatnie 677 słów. To najlepszy moment, by powiedzieć wyraźne i dobitne STOP. W aktualnym stanie rzeczy zauważyłam szansę. Największą wartością tego bloga była moja metamorfoza dokumentowana miesiąc po miesiącu. Żywy człowiek, próbujący zrobić dla siebie coś dobrego, ma większe szanse zainspirować do tego kolejne osoby, niż superfitbezproblemowydietetyk.

Drodzy Państwo – jeśli po moim wstydliwym wyznaniu nie zamierzacie porzucić bloga – zapraszam Was do śledzenia nowego cyklu Dietetyk na diecie.

Autor wpisu

Monika Ciesielska

Dietetyk, samozwańczy doktor Lifestyle - pisze lekko o sprawach wagi ciężkiej. Promuje zdrowe podejście do zdrowego stylu życia i pozytywne odchudzanie oparte na skutecznych, udowodnionych naukowo metodach. Lubi czekoladę i hamburgery, ale udało jej się schudnąć - Tobie też ułatwi zadanie.

Komentarze

Komentuj jako gość:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

lub
  • <3 <3 uwielbiam Cię za ten tekst jeszcze bardziej! Ja podobnie, w ciągu roku +13 kg. Wracam pooooooowoli do formy. Trzymam kciuki <3

  • Monia – propsy ogromne za odwagę! Jesteśmy z Tobą! I tak wyglądasz emejzing 🙂

  • I właśnie polubiłam Cię jeszcze bardziej!

  • Gratuluje Pani odwagi! Nie kazdy bylby w stanie zdobyc sie na taka szczerosc. To sie ceni 🙂

    • Dziękuję za komentarz i proszę bez Pani następnym razem 🙂

  • Zostawię tylko to: <3 Taka będę elokwentna.

    • Odbiorę we Wrocławiu <3

  • Grunt, że i tak jest lepiej, niż przed. ^-^ Poza tym teraz to już będzie z górki. 😀

    • Tak. Kulka szybciej się toczy. :DDD

      • Poza tym pamiętajmy, że kula to, według Platona, kształt idealny. A Ty wciąż masz dalej niż bliżej. Nieładnie. 😛

  • Twoj blog jest dla mnie absolutnym #1 wsrod wszystkich jakie mialam okazje dotychczas czytac. Twoja szczerosc i sposob w jaki ja okazujesz jest rewelacyjna. Rownie dobrze moglabys napisac post o biegunce i bylby on moim ulubionym 😀 W ciagu ostatnich miesiecy rowniez duzo przechodzilam i przybylam na wadze, ale fanka Dietetyka na Diecie idzie na diete razem z dietetykiem i juz nie moze sie doczekac kolejnych postow! Tak trzymac!!! <3

    • Swoim komentarzem utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że post „O czym mówi Twoja kupa” nie jest wcale takim złym pomysłem! 😀

      A po nowego posta w tym temacie zapraszam około 22:00 🙂

  • Dziękuje Ci i jestem z Tobą! 🙂

    • Dziękuję #teamlajfstajl ! 😀

  • AAAAAAAAAAAAA KOCHAM CIĘ DROGA MONIKO!!!!!!!!!!!

    • W takim razie przesyłam w podzięce serce pełne miłości <3

  • Nie zamierzam niczego porzucac 🙂 Cieszę się, że blog wraca do łask i będzie więcej wpisów. Tęskniłam za Twoim humorem i stylem pisania. – Też muszę zrzucić to i owo, więc się po prostu przyłącze 🙂

    • Doskonale! 🙂 Energii do pisania mam teraz ogrom, a motywacji do dbanie o siebie dostałam od Was tak dużo, że chętnie się z Tobą podzielę :*

  • Podziwiam Cię za szczerość i nawet nie wiesz jaką więź czuje z Twoim blogiem i z Twoją osobą. Jak już pisałam całe moje życie to walka o piękne ciało, zdrowie, energię i komfort bycia w swoim ciele…Wykonałam ogromną pracę. Było 103 kg, jest 75/76…długa droga mnie jeszcze czeka, kryzysy pojawiają się cyklicznie, ale to normalne. Ja przecież nie jestem sztuczna, jestem prawdziwa, tak samo jak moje problemy. Mamy prawo by upadać, mamy prawo powstawać i brać się do roboty. Najważniejsza jest równowaga, by upadki nie zwyciężyły i nie zdominowały Naszego życia. Jestem z Tobą sercem, myślami i również moim jeszcze opasłym dupskiem;)

  • Jeśli miałaś wątpliwości czy publikować ten tekst, to powiem Ci tylko, że dla mnie jest w tym momencie idealnie na miejscu! Od około miesiąca mam taki kryzys! (z tekstu wnioskuje, że można to porównać do Twojego kwietnia/maja), właśnie siedzę w rodzinnym domu – krainie jedzenia! i ubolewam na zjedzonymi oreo, których nawet nie lubię ! Zjadłam bo były,a moja motywacja zniknęła i nie chce się odnaleźć. Twój tekst przywraca ją na dobrą drogę ! Dzięki i powodzenia!

    • Mam nadzieję, że razem wyjdziemy z kryzysu!:)

  • Monika, mega wpis! Pokazałaś, że nie zawsze jest tak, jak chcemy, a przez to jeszcze bardziej zmotywowałaś! Ja też mam teraz kiepski czas, dlatego dobrze wiedzieć, że jednak coś może się nie udać, i że tylko od nas zależy, co zrobimy dalej! Czekam na nowy cykl, bo szczerością wygrywasz wszystko! 🙂

    • Około 22:00 publikuję post „inauguraycjny” 🙂

  • Monia, dzięki za szczerość.Trzymam kciuki za Ciebie ( i za siebie ) 🙂 I czekam na pierwszy wpis Dietetyk na diecie :****

    • Za około 2/3 h :)!

  • Po tym tekście lubię Cię jeszcze bardziej! (jeśli to w ogóle możliwe) Wiesz co mnie najbardziej zniechęca do większości „fit-blogerek”? To, że są idealne. Zawsze im się chce iść na siłownie, biegać czy cokolwiek innego, nigdy nie mają gorszego dnia, nigdy nie mówią, że coś im sprawia trudność. Natomiast zawsze rzucają mega motywującymi hasłami, które dla mnie są niesamowicie puste i odnoszą przeciwny efekt.
    A tutaj mam przed sobą dziewczynę z krwi i kości, która czasem wymięka bo jej życie rzuca co chwilę kłody pod nogi i najzwyczajniej w świecie jej się czegoś nie chce. I to mi się bardzo podoba! I odważna też jesteś, głównie z powodu przyznania się przez samą sobą, że się porobiło coś, co jest niefajne.
    I trzymam mocno kciuki, a i może ja się w końcu zabiorę za zmiany bo Ty akurat jesteś świetną motywacją! 🙂

    • Zgadzam się! Nawet od jakiegoś czasu planuję napisać na swoim blogu tekst właśnie o tym, o czym Ty napisałaś powyżej.
      Mam dokładnie takie samo odczucie – większość blogerek/vlogerek, które pretendują do bycia motywacją, mnie osobiście demotywuje, zniechęca.
      Po pierwsze – bardzo często promując „zdrowy styl życia”, promują tylko i wyłącznie budowanie kaloryfera na brzuchu i nic więcej. Codziennie selfie z siłowni, napinka mięśni i tak niby wygląda zdrowy styl życia.
      Po drugie – zwyczajnie wyczuwam w tym wszystkim fałsz. Nie ma ideałów, a jeśli ktoś się za nie podaje, to jest zwyczajnym kłamcą.
      „Koktajl ze szpinaku jest taki pyszny, mniam mniam mniam. Najlepiej dorzucić jeszcze selera, buraka, pietruszkę, wodorosty, pół kilo zielska i och! w życiu nie jadłam niczego tak pysznego! Mogłabym żywić się tylko tym cudownym koktajlem, to lepsze niż czekolada!”
      „W ogóle nie muszę spać, codziennie przed pracą przebiegam 10km, potem ćwiczę, a potem przygotowuję piękne, misterne śniadanie – dla mnie to żaden problem, wystarczy chcieć!”.
      „Moja doba ma 48 godzin, pracuję zawodowo, codziennie biegam, chodzę na siłownię, uczę się języków, realizuję miliony swoich pasji, jeżdżę do rolnika po świeże warzywa i przygotowuję 5 zdrowych posiłków na cały dzień. A w międzyczasie piszę dla was blogaska, żebyście też mogły spróbować być takie super jak ja!”.
      I tak dalej…
      Nie, to nie motywuje, to powoduje jedynie wyrzuty sumienia. Wstajesz o 8 rano i jest ci głupio, że pani motywatorka już ma za sobą swój „leg day” („Ach, uwielbiam to uczucie!”). Siadasz na trochę przy komputerze i masz wyrzut sumienia, że marnujesz czas, bo przecież w tym czasie mogłabyś namielić domowego masła orzechowego, wycisnąć domowe mleko migdałowe („Smakuje mi bardziej niż prawdziwe! Mniam!”) i strzelić sobie półmaraton. Raz na jakiś czas siadasz z piwem/winem przed telewizorem i wydaje ci się, że sięgnęłaś dna – jak można robić coś takiego!
      Przez takie osoby zamiast uczyć się siebie kochać, coraz bardziej siebie nienawidzimy. Bo nagle nasze sukcesy w odżywianiu czy aktywności fizycznej robią się takie malutkie. Daleko nam do tych chodzących ideałów, może nigdy w zyciu nie będziemy takie cudowne jak one…
      A wbrew pozorom to wszystko tak łatwo obnażyć. Poobserwowałam sobie bardziej taką jedną osobę. Na blogu chwali się, że nie ma telewizora, a wolny czas spędza na czytaniu artykułów naukowych. A na wielu jej zdjęciach wypatrzyłam powieszony na ścianie w salonie wielki, płaski, czarny prostokąt… Ale może to nie telewizor, może to jakaś rzeźba? 😉 Pisze, że nigdy nie łamie zasad zdrowego odżywiania, a na jednym ze zdjęć wypatrzyłam w tle pudełko po pizzy. Ale może to nie jej?;) Takich smaczków jest wiele. 🙂

      Dlatego dr Lifestyle – brawo za pokazanie ludzkiej twarzy! Uff, nie jesteś robotem, jesteś taka jak my! 🙂
      Powodzenia w realizacji swoich celów, na pewno będę obserwować nowy cykl! 🙂

      • haha, no to szkoda, że nie napisałaś, bo wyszłoby super :):):):)

        • Planuję napisać w najbliższym czasie. 🙂

        • Prawda, wyszłoby świetnie! Bardzo mądre i zabawne zarazem 😉

    • Z krwi, kości, adipocytów i cellulitu :D! Dziękuję za wszystko i trzymam kciuki, żebyś zabrała się za planowane zmiany :*

  • Brawo za odwagę 🙂 Każdy miewa gorszy okres w swoim życiu, co często odbija się na naszej wadze, Będzie teraz motywacja do działania. Jako, że mamy taką samą wagę, a ja mam w kwietniu ślub.. czekam na cykl wpisów „Dietetyk na diecie”, będziemy się wspólnie motywować 🙂

    • … O tak, perspektywa białej sukni jest niesamowicie motywująca! 😀 A pierwszy post zapowiadający cykl już dzisiaj 🙂

  • jesteś niesamowitą osobą bez względu na to, jak wyglądasz! 🙂

    • Dziękuję, jesteś przekochana! :*

  • Monika! Czasami po prostu musimy poukładać wszystko dookoła, żeby w końcu móc poukładać siebie 🙂 trzymam za Ciebie kciuki i głowa do góry!

    • Głowa w górę, waga w dół – tak jest! 😀

  • Może to trochę egoistyczne ale ulżyło mi, że dietetyk też może przytyć. Moje ekstra 10 kg jakoś mniej mi ciąży teraz.

    • W takim razie zróbmy tak, że jak dietetyk będzie się odchudzać, to Ty razem z nim :). Wchodzisz w to?

      • Wchodzę 🙂 bo jak nie teraz to kiedy! No i w towarzystwie będzie łatwiej. Twoje tygodniowe jadłospisy z Wakacyjnej akcji motywacyjnej były świetne, kiedy ich się trzymałam widziałam postępy. Ostatnio niestety trochę odpuściłam 🙂 Dla mnie, klasycznego lenia książkowo-kanapowego, najtrudniej będzie zmusić się do porządnej aktywności fizycznej. Jest na to jakaś bezbolesna rada ? 😉

  • Gratuluję odwagi! Bloga nie porzucę,trzymam za Ciebie kciuki. 🙂

  • Kochana!
    Dzięki za szczerość za to że jesteś! Każdy ma prawo do gorszych chwil i to czy ważysz 64,5 czy 72 nic nie znaczy bo ważne jaką jesteś osobą a wiedz że dajesz siłę i motywację 😉 Pozdrawiam serdecznie 🙂

  • Kocie! Ja sama jestem w takim dołku ze zwałami tłuszczu. I też pisałam na blogu jak to nie schudłam i jak dobrze się czuję. I po 2 latach ważę więcej, niż ważyłam przed tamtym schudnięciem. I to jest straszne. Ale to po prostu życie. Ja zawsze tak mam, że jak się spinam i biorę za ciało, to szwankuję na polu edukacji/pracy/bloga/vloga. A jak znów biorę się za ćwiczenie umysłu, to ciało tyle. Nadal szukam złotego środka i motywacji do wzięcia się za ciało. I chyba jestem już bliżej, niż dalej. Trzymam kciuki. Jestem z Tobą! <3

  • jesteś silną osobą! i co rzadko się obecnie zdarza – szczerą, jestem z Tobą i trzymam kciuki 🙂

  • Przeszłaś ta drogę raz to i drugi raz ja pokonasz 😉 teraz będzie łatwiej no Twoje ciało potrzebuje tylko.małego.przypomnienia jak wrócić na właściwie tory;) nadal jesteś najpiękniejsza panią dietetyk z super fryzura i mega uśmiechem 😉 a teraz, jeszcze z pięknym pierścionkiem na palcu 😉 informuj na bieżąco jak Ci idzie 😉 jestem z Tobą. szukam sposobu jak skończyć z uzupełnieniem deficytu snu wizytą w lodówce… wycofanie lodów…nawet mi nie mów, już mija mi 6 miesięcy bez mleka, jaj itd. Marzę o chałwowych lodach grycana

  • Ten post pokazał to, że po prostu jesteś taka jak dziewczyny Cię czytające 🙂 Nie zawsze wszystko się udaję, nie zawsze jest łatwo pokonać własne słabości. Przyznanie się do tego to dopiero odwaga 🙂 Trzymam mocno kciuki za Ciebie 🙂 i za siebie też. Wzięłam się za siebie, tym razem na 100%, choć zdarzają się potknięcie, ale każdy dzień jest walką (aktualnie kontuzja kolana) i wierzę, że się uda! Bo musi, nie ma innego wyjścia 🙂

    • Teraz zamierzam Wam pokazać, że da się ten straocny czas nadrobić! :)) Dziękuję, że się odezwałaś :*

  • Gratuluję odwagi <3 cenię szczerość. Ja aktualnie przechodzę przez swoje bagno przyzwyczajeń i "nie chce mi się" na rzecz- mniej planowania, więcej działania. Uświadomiłam sobie, że walczę o swoje zdrowie i szczęśliwe życie, a nie o słowa zachwytu innych. Życzę Tobie i sobie energii i pozytywnego nastawienia. Będę śledzić Twoje wpisy, bo aktualnie i ja potrzebuję dobrych rad… Pozdrawiam i uwielbiam cię nadal 😉

  • Do tej pory myślałam „Co ona mi tu za kit wciska. Pewnie zawsze ma czas na zdrowy obiad, siłownię i jogging w porannej mgle, a ja przecież kocham spać (i nie lubię biegać).” Doktorze Lajfstyle – stałaś mi się jeszcze bliższa! Dzięki za ten tekst 🙂
    Trzymam kciuki i wypatruję nowych wpisów z nowej serii!

    • A ja dziękuję za komentarz <3.
      Najbliższy post z tej serii jeszcze dziś:)

  • A ja myślałam, że to będzie coś w stylu: „wszystkie moje posty wymyślił i napisał ghostwriter, pokłóciłam się z nim i teraz muszę pisać ja jako ja. A ja nie umim…” 😀 To by było dopiero czego się wstydzić, a czytelników ubywałoby z taką prędkością, z jaką przybywa tu komentarzy. 😀
    Życzę Ci dużo słońca i wytrwałości, bo jesteś wspaniała, a tym postem zmotywowałaś mnie, również obrośniętą tłuszczykiem i przyozdobioną cellulitem i obleczoną oponą, do wzięcia się za siebie. Mam nadzieję, że powrócisz do cyklicznego publikowania swoich postępów, bym mogła porównywać je ze swoimi, gdyż przyjemniej ćwiczyć i chudnąć z kimś, kto również zaczyna od „cięższego kalibru” , niż ze wszystkimi fit laskami z pinterestu.
    3maj się!!! :*

  • Robisz to, czego brakuje mi na innych blogach – pokazujesz ludzką twarz blogerów. Byłam kiedyś na jednym wydarzeniu, gdy osoba z tzw. „Topu” na pytania prowadzącego odpowiedziała, że zakłada sukienki i stylizacje do zdjęć, a prywatnie chodzi w jeansach. Jaki jest sens pisania bloga o stylizacjach i chwalenia ich wygody, skoro nawet samemu się w nich nie chodzi? Moim zdanie pokazując swoją ludzką stronę tylko zyskujesz – każdy ma gorsze dni, tygodnie i widząc perfekcyjny ch dietetyków ludzie czują się bardziej zdemotywowani. Uściski i powodzenia!

    • Umknęło mi zdanie, że najbardziej cenię autentycznosć 🙂

    • Dzięki Aniu, bardzo, bardzo! :*

  • Skąd ja to znam 😀 Mnie wbrew pozorom przybyło, gdy zaczęłam ćwiczyć po kontuzji. Nagle zaczęłam normalnie jeść i bum… sukienki, które obwiązywałam paskami nagle przestały przechodzić przez szyję. Trzymam kciuki!

  • Prawdziwa i zajebista. Tyle i AŻ tyle. 🙂

  • Będzie dobrze! Fajnie ze sie tym z nami podzielilas 🙂

    • Pewnie, że będzie! Tyle osób mnie wspiera, że inaczej nie może być 🙂

  • Super! Ze mną jest baaaaardzo podobnie! Będę śledzić z zapartym tchem! :*

    • Dzięki za ten (i wszystkie poprzednie) komentarz! :*

  • Trzymam kciuki! Każdemu zdarzają się słabsze chwile, najważniejsze to przyznać się przed sobą samym i zacząć działać;)

    • Patrząc na Wasze reakcje okazało się, że sama dla siebie jestem najbardziej surowym sędzią… Teraz pozostaje tylko przekuć to morze dobra, które na mnie spłynelo w motywację i działanie :)!

  • Ależ ten post jest życiowy! Dokładnie jakbym widziała siebie.. Rok temu laska a teraz sadełko powróciło. 🙁 Straszny leń mnie dopadł i jest mi z tego powodu wstyd, dobrze wiedzieć, że nawet takim znanym osobistościom jak Ty też zdarza się potknąć. Będę śledzić Twoje wysiłki i trzymać kciuki, mam nadzieję, że ponownie zmobilizujesz mnie i tysiące innych fanów do działania 🙂 Pozdrawiam

    • To zrobimy tak, żeby za kilka miesięcy znów była laska :))))!

      • Ooo tak koniecznie 🙂

  • Pewnie, że damy:)

    • A ja chętnie Wam pomogę <3. Dziękuję za dobre słowa!!!

  • <3 <3 uwielbiam Cię za ten tekst jeszcze bardziej! Ja podobnie, w ciągu roku +13 kg. Wracam pooooooowoli do formy. Trzymam kciuki <3

    • Zrobimy to razem, o!:)))

  • Daj spokój, co to dla Ciebie 🙂 już raz pokazałaś, że możesz zrobić ze swoim ciałem niesamowite rzeczy. Teraz jesteś bogatsza o kolejne doświadczenie i dzięki temu Twoje posty będą jeszcze bardziej wartościowe dla czytelników. Za jakiś czas będziemy podziwiać kolejną metamorfozę 🙂 rzeczywiście teraz mimo wyższej wagi jest lepiej niż przed metamorfozą. Widać, że Twoje ciało zna wysiłek fizyczny. Myślę, że teraz jeszcze prościej będzie Ci odzyskać ten wygląd sprzed kilku miesięcy. Kibicuję 🙂

    • Dzięki Aga za komentarz! Jako blogerka domyślasz się pewnie jaki stres czułam publikując coś takiego… Ale takich reakcji nawet nie brałam pod uwagę! Dostałam tyle motywacji, że wystarczy, by obdzielić nią jeszcze czytelników 😉

  • Zdarza się najlepszym 😉 Brawo za odwagę i szczerość! A to co nam pokazałaś, to tylko kilka dodatkowych kilogramów. Wciąż jesteś tą samą osobą, z tą samą wiedzą i fajną osobowością 😉 Trzymam kciuki za powrót do formy! Na pewno szybko uda Ci się do niej wrócić 🙂

    • Dziękuję za wsparcie!

  • Zajebisty wpis. Jestesmy ludzmi i mamy wzloty i upadki. Wszyscy. Kibicuje i czekam na kolejne wpisy

    • Dziękuję i zapraszam za około 2 h na kolejny wpis w tym temacie :*

  • Ja mam to samo. 3lata pracy nad sobą od kwietnia gdzieś się zawieruszyły. Straciłam całą motywacje. Nawet się nie ważę. Ciuchy jakimś cudem jeszcze pasują ale nie wszystkie. Tylko na zdjęcia z zeszłorocznych wakacji żal patrzeć. Aktualnie nie mam czasu biegać, możliwości chodzić na siłownie i ćwiczyć z chodakowska ale staram się jeść mądrze. Chociaż mieszkanie w amerykańskiej rodzinie która je głównie fast food nie pomaga. Trzymam za Ciebie i siebie kciuki!!

    • Oj to prawda. To, co jedzą osoby w najbliższym otoczeniu może dużo ułatwić, ale równie dużo utrudnić. Ja mam tutaj ułatwione zadanie, bo Łukasz je to, co ja ugotuję ;).

  • I tym tekstem pokazałaś że jesteś normalnym człowiekiem, a nie robotem który wszystko, zawsze robi perfekcyjnie. Uwielbiam Cie za ten tekst jeszcze bardziej! 🙂
    Z przyjemnością będę śledzić nowy cykl, zwłaszcza że sama powoli wracam do ćwiczeń i zdrowego żarełka po ponad 3 miesiącach przerwy 🙂

    • W takim razie musimy wzajemnie się motywować <3

  • o kurczę, aż trudno uwierzyć że tak długo to ukrywałaś przed czytelnikami i nikt się nie zorientował. jestem mega zszokowana ale oczywiście trzymamy wszyscy kciuki. powodzenia!

    • Sygnały o tym, że nie jest najlepiej z moim odżywianiem, treningami i samopoczuciem były, ale nie tak dobitne jak w dzisiejszym tekście ;). Jesteście super, bardzo cieszy mnie Wasza reakcja, a każdy kolejny komentarz jeszcze bardziej motywuje. Coś takiego zobowiazuje! 🙂

      • chyba było to odczuwalne w jakości tekstów… ale cieszymy się że dawna dr lifestyle wrocila! 😉

  • Bardzo Cię lubię, czytać nie przestanę. Jednak, tak jak ty byłaś szczera tak i ja będę. Faktycznie trochę się zawiodłam i na pewno przez jakiś czas czytając twoje teksty, gdzieś tam z tył głowy będę słyszeć głos „a może znowu tylko mocna jest w słowie pisanym a nie czynach”. Jesteś jednak tak sympatyczna i przyjemna w odbiorze, że z czasem ten głos ucichnie i będę słyszeć znowu tylko achy i ochy. Trzymaj się dziewczyno.

    • Wcale Ci się nie dziwię! Mam nadzieję, że uda mi się odpracować straty. Będę robić co w mojej mocy :).

  • W moim życiu również pojawiło się wiele krętych dróg i rzuconych kłód pod nogami. Musiałam, bo nie miałam jak inaczej, wyjechać z Polski i zamieszkać w innym kraju. Fakt, chciałam to zrobić, ale dopiero lata świetlne później… Siedzę już tu miesiąc, dalej szukam mieszkania i pracy, koczuję u rodziny, której w Polsce brak, gdyż nie dawno tu się przeprowadzili. Przestałam pisać swojego bloga, zaglądać na inne, zaczęłam znowu niezdrowo jeść i sylwetka znów zrobiła się nijaka. Więc po moim komentarzu chcę powiedzieć, że ROZUMIEM. Każdy miewa dobre i złe chwile, nawet jeśli powierzchownie wszystko wygląda pięknie. To nic strasznego, że trochę ci się przytyło, świat nie legnie w gruzach, a czytelnicy (również ja) pokochają cię jeszcze bardziej za to, że jesteś prawdziwa. Ze skazami ci do twarzy, czy jakoś tak 😀
    Dasz radę wrócić do swojego 'wczorajszego’ ja. Nie, nie. Ty będzie jeszcze lepsza 🙂
    Pozdrawiam cieplutko.

    • Bardzo dziękuję za miłosną deklarację! 😀 Owszem, zamierzam zrobić z siebie taką laskę, jaką nigdy jeszcze nie byłam, O! :))

  • normalnie mam ochotę Cię wyściskać 🙂 za odwagę, autentyczność i szczerość 🙂 byłaś jedną z moich ulubionych blogerek ale od dzisiaj jesteś number one 🙂 kibicuję mocno i będziemy razem dalej walczyć o lepszą siebie 🙂 buźka

    • Uff, czuję presję! :)))) Mam nadzieję, że moje zmagania (zapewne często w bólu, pocie i łzach) okażą się dla Ciebie motywujące. Dawaj ze mną, razem raźniej! 🙂

  • Jesteś najlepsza, na pewno nie porzucę bloga, bo czytanie dr Lifestyle to obowiązkowy punkt tygodnia! 🙂

    • Przemiła wiadomość! 🙂

  • Dziękuję za ten wpis, po prostu dziękuję!:) Zrobiłam sobie to samo, co Ty! Mam na twarzy uśmiech od ucha do ucha, bo (może to niegrzeczne;)) fajnie jest wiedzieć, że nie tylko ja porzuciłam SIEBIE dla spraw ważnych i ważniejszych;). Twoje miesiące „w ukryciu” i „coming out” są mi tak bliskie i znajome. Zaproś nas do uczestnictwa w tym cyklu. Wakacyjna forma motywacji mnie nie zmotywowała, ale teraz czuję, że może być nieźle:).

    • Nie dziwię się, że Cię nie zmotywowała – nie poświęcałam jej należycie dużo uwagi, ani nie byłam wystarczająco mocno zaangażowana. Po wakacyjnym niewypale trochę się boję szumnych obietnic. Za około 2 h będzie post wprowadzający do #dietetyknadiecie, więc zapraszam. Koniecznie po przeczytaniu daj znać, co sądzisz o moich propozycjach!

      • Brak motywacji w „Wakacyjnej…” upatruje raczej w sobie, niż w Tobie;).
        Nowe pomysły podobają mi się niesamowicie, szczególnie filmiki! Jestem za, nie mam żadnych uwag:).

  • Przeglądałam posty jednym okiem. Ten przeczytałam od deski do deski. Teraz jesteś dla mnie autentyczna. Obiecaj że będziesz wrzucała jadłospis i treningi -:P

    • Co do treningów to trochę się waham – nie jestem trenerem personalnym, nie znam się na tym zbyt dobrze. Chyba ograniczę się do opisywania tego, co i w jakich ilościach ćwiczę, ale na pewno nie będzie to miało charakteru poradnikowego. Może być? 🙂

  • Normalnie mam takie wrażenie, że nasze wątki życiowe jakoś się ciągle splatają. Jakieś pół tygodnia temu też powiedziałam sobie stop. Ja co prawda cały czas ćwiczę i cwiczyłam, ale chyba trochę straciłam kontrolę nad tym ile i co jem. Mogłabym się tłumaczyć, że różne okoliczności, także zdrowotne, że dużo na głowie, zabieganie, itp. Że przygotowywanie zdrowych posiłków to ostatnie o czym myślałam i łatwiej było zjeść w pracy czekoladę… Ale już raz z tego wychodziłam i było łatwiej niż zacząć od zera i wiem że tak mi jak i tobie tym razem będzie jeszcze łatwiej. Bo te głębiej wypracowane mięśnie tam są i łatwiej je poruszyć. A tluszczyk z wierzchu? No cóż – trochę więcej cardio i w końcu się spali 😉 więc trzymam za nas obie kciuki 🙂 i ściskam mocno 🙂

    Ps. Zdecydowanie wyglądasz teraz lepiej niż przed zmianą 🙂 mimo wszystko widać mięśnie 🙂

    • Mam nadzieję, że obserwując moje zmagania zyskasz trochę więcej motywacji do przyglądania się swojemu jedzeniu i całej reszcie :). I dziękuję za komentarz, to dla mnie ogromna motywacja.

  • Kochana, nie zawsze w to wierzę co napiszę, ale teraz TAK !!! I mimo, że czasem nie idę tą ścieżką to na daną chwilę owszem. Od liceum miałam wagę około 72 kg, mało mnie to obchodziło, wszamałam raczej wszystko i mało się ruszałam. Na 3 roku studiów popadłam w fit manie i stałam się totalnym fit freak. Spadłam 17 kg, mało jadłam i spalałam więcej niż dostarczałam. I co? tarczyca, brak okresu 🙁 (to najbardziej boli, do tej pory źle), cukrzyca. ! (tak, za dużo cukru, hhaha zepsułam sobie trzustkę), a taki efekt + (biust jak uu faceta). Potem ratowała mnie mamusia (kocham ją bardzo), szpital i lekarze. Przytyłam ok 8 kg, ale zdrowie dalej do D. Udaję, że mam ochotę na życie, ale często mi jej brak, jak o tym myślę. Nie mam wsparcia, bo na mamę nie chcę wszystkiego zwalać, faceta nie mam i nic się na to nie zapowiada (wieczna singielka, kurna). No brzuszek mi podrósł i oczywiście nad tym ubolewam ( bo to ciągle siedzi w głowie), ale staram się jeść, bo ciągle ćwiczę i biegam, chociaż jak tyję to płakać mi się chcę, ale wiem wiem to dla zdrowia. Sama nie wiem co jest ze mną nie tak.
    Ciągle staram się szukać tylko pozytywnych stref życia tj. mama głównie i cieszyć się każdym dniem, chociaż cholernie trudno. ! Ta samotność w tym życiu i w tych problemach jest najgorsza.
    Więc kotek, uszy do góry, masz Łukasza, jesteś zaręczona !!!
    Zawszę staram się mówić, że inni mają gorzej.
    Trzymam kciuki za Cb, bo wiesz, że będzie dobrze. 🙂

    • Pewnie, bardzo doceniam to, co mam! Teraz, gdy przyglądam się tamtemu okresowi z dystansu sama się sobie dziwię. Dostałam też 7 maili od studentek psychologii, które stwierdziły, że mój opis to klasyczna depresja, co miałoby tłumaczyć niemożność cieszenia się wszystkim, co dobre przytrafiało się w ciężkim okresie. Nie zamierzam się nad tym zastanawiać, a całą energię skumuluję na nadrabianiu strat i odpracowywaniu przestojów na blogu. Wierze, że u Ciebie też będzie coraz lepiej!

      Dziękuję za wyczerpujący komentarz :*

    • wygoogluj dieta wysokoweglowodanowa roslinna. Polecam tych lekarzy dr neal barnard, dr micheal greger , dr john mcdougall. Mozna posluchac ich wykladow na youtubie albo kupic ksiazki w ksiegarni internetowej. jak zatankujesz cialo zdrowym paliwem to powinnas powrocic do zdrowia. od 5ciu m-cy jestem na tej diecie i jestem pod wielkim wrazeniem jak leczy ludzi ( ja osobiscie nie mialam wielkich problemow zdrowotnych). Popatrz na swiadectwa ludzi na internecie. pozdrawiam, wszystkiego dobrego.

  • Powiem krótko. To znaczy, że jesteś człowiekiem z krwi i kości. I masz do tego prawo. Gratuluję odwagi możesz być z siebie dumna. Dla jesteś jeszcze bardziej wiarygodna, bo nie ma ludzi idealnych bez skazy.

    • Postaram się zrobić wszystko, by pomóc Waszym zaciśniętym kciukom i za parę miesięcy pochwalić się pięknymie efektami :).

  • Dobrze, że te wszystkie kielichy goryczy poszły już precz przez okno. Myślę, że nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo autentyczną osobą jesteś i ile dzięki temu dajesz! Nie, żebym to odkryła dopiero teraz – wpadłam na to już wieki temu czytając twojego bloga 😀 Nic, tylko brać przykład.
    Jak widać, co do odbioru tekstu, dalej możesz o wiele bardziej obawiać się samotnych nocy w lesie.

    🙂

    • I wycofania lodów! Chociaż może to byłaby dla mnie przysługa… 😉

  • Gratulacje odwagi!
    Zaczynamy obie od nowa;-) Myślę, że nie tylko my! Pozdrowienia z Wrocławia.
    Ania Paciorek

    • Anna Paciorek <3

  • Ja nic nie zauważyłam jak się widziałyśmy we wrześniu, bo rewelacyjnie wyglądałaś/wyglądasz. Dietetyk też ma prawo. Teraz trzymam kciuki za Twoje postanowienie.

    • To samo miałam zamiar napisać!

    • Dziękuję za dobre słowo :*.

  • Maleńka właśnie stałaś się dla mnie najbardziej wiarygodna blogerką pośród tego całego internetowego shitu! Podczas gdy 99,9% ludzi „medialnych” za wszelką cenę i po trupach dąży do tego by ich choćby najmniejsza skaza, kompleks, mankament urody został zretuszowany lub ukryty Ty wystawaiasz się taka jaka jesteś w 105%! Wow! Wzruszylam się szczerze. Monia jesteś niesamowita, prawdziwa, ludzka, może i z niedoskonałościami ale za to walcząca i cholernie inspirująca. O stokroć bardziej przemawiasz do mnie niż te wymuskane i żyjące w „innym nierealnym” świece osoby reklamujące zdrowy tryb życia (każdy wie o kogo chodzi)… oczywiście nie chodzi o to ze ciesze się z tego ze przybyło Ci pare kg, ale on to jak wielka i ważna dla nasz wszystkich rzecz zrobiłaś pisząc ten post i wkładając wszystko bez obłudy kawa na ławę. Mogłabym tak pisać w nieskończoność ale to chyba bez sensu…:) po prostu wygrałaś internety moja droga:** jesteś piękna, inspirujaca i niesłychanie silna kobieta:)

    • Nie, to nie jest bez sensu. To ma ogromny sens! Cieszę się, że napisałaś ten komentarz, dziękuję, że wspierasz <3.

  • Super, że o tym napisałaś. Przełamałaś tabu, dałaś znać które z wartości są dla Ciebie najważniejsze. Wyczekuję tekstów nowego cyklu!

    • Cieszę się B A R D Z O, że tak odebrałaś ten tekst <3

  • Brawo za szczerość! W sumie jesteśmy na tym samym etapie – także trzymam kciuki i czekam na kolejnego posta 🙂 Przechodzę na dietę razem z Tobąn:D

    • Super, super, super! Mam nadzieję, że pod moimi kolejnymi tekstami będziesz dawać znać co u Ciebie słychać i jak idzie 🙂

  • Brawo za odwagę! Właśnie takiego bloga i takiej inspiracji szukałam cały czas 🙂 potrzebowałam kogoś takiego jak ja, kto przechodzi przez normalne życie, ma wzloty i upadki… Wszędzie nas zalewa „instagramowy lajfstajl”. Dziewczyny, które wyskakują z łóżka tryskające energią wskakują w firmowy dresik na poranny jogging, mimo złej pogody, okresu czy masy nagromadzonych obowiązków. Do tego gotują super skomplikowane potrawy, mają milion ambitnych i wyszukanych zajęć, wszystko takie wow, super, ma się wrażenie, że są takie perfekcyjne i nieskażone, że pewnie nie robią kupy. 😀 Niby motywuje, ale czasem oglądając takie idealne życie, zastanawiałam się, co ze mną nie tak! Jak to jest, że mam złe dni lub dlaczego mam mniej godzin w dobie, że czasem nie wyrabiam. Frustrujące to jest, że ma się takie nudne, zwykłe nieidealne życie, to nie jest motywujące. A Ty dajesz nam całą siebie, prawdziwą nieprzerysowaną, widzę w Tobię cząstkę siebie. Tak jak i Ty miałam słomiane motywacyjne wzloty, budziłam się z myślą, że dziś przewrócę cały swój świat do góry nogami. Góra planów, notatek, motywacyjnych wpisów do zeszytów/kalendarzy, by za tydzień oglądać serial z paczką chipsów. Z niecierpliwością czekam na wpisy z nowej serii i dołączam do Ciebie na placu boju. Uda się nam wszystkim! W kupie siła 😀

    • Za tydzień? I tak dobrze, u mnie potrafiło się tak kończyć już tego samego dnia wieczorem ;). Dziękuję za wsparcie, komentarz i wierzę, że jeśli będziemy się wszystkie wzajemnie nakręcać, to nie tylko dietetyk będzie na diecie ;)!

  • kochana to narmalne, że „zwykły” człowiek ma na głowie tysiące rzeczy i nie koniecznie czas i chęci na odmierzanie każdego listka sałaty. Są sytuacje, w których wszystko schodzi na dalszy plan. Tym postem jeszcze bardziej wzmocniłaś swoją pozycję szczerej i normalnej dziewczyny, a nie perfekcyjnego cyborga. 3mam kciuki za Twoją metamorfozę, wtedy dałaś radę więc tym razem również, kto jak nie Ty ?:) Ściskam!

    • Pewnie, że dam! Teraz już nie mam wyboru, po takiej fali wsparcia i ciepła, które od Was dostałam :))))

  • Cieszę się, że zdobyłaś się na takie wyznanie. To czyni z Ciebie w naszych oczach normalną dziewczynę, która ma wzloty i upadki – jak w życiu, jak każda z nas.

    • Teraz zrobię wszystko, żeby pokazać, że jak nisko by się nie upadło to da się podnieść i wejść w nowe życie zjeszcze większym impetem. W końcu cofamy się tylko po to, żeby wziąć rozbieg – no nie? 😉

  • Wiesz, wydaje mi się, że ten tekst jak najbardziej powinien zostać opublikowany. Także rozpowszechniony. Nie sztuką jest kreowanie swojego wizerunku, który ma za zadanie jedynie motywować i pokazywać upragniony przez wiele kobiet ideał. Prawdziwą wartością jest autentyczność. Bardzo Ci dziękuję za to, że się na nią zdobyłaś. Opisując emocje i stan, które towarzyszą wielu kobietom. Pokazując jednocześnie, że mimo niepowodzeń, można spróbować jeszcze raz. W końcu to naprawdę nic wielkiego. Zdecydowanie zdobyłaś teraz nowego, wiernego czytelnika 🙂 Powodzenia!

    • Bardzo dziękuję za ten komentarz i cieszę się, że zostaniesz ze mną na dłużej <3

  • I nagle okazuje się że nie jesteś jakas supergirl tylko zwykła Polka 🙂 myślę że to wyznanie tylko wzmocni nasza „więź” bo pokazujesz tutaj że również borykasz się z szara rzeczywistością. Także kochana teraz to już tylko uszy do gory, a waga w dół! :d

    • Żeby tylko nie stało się odwrotnie… :D.

      Dzięki za komentarz i zapraszam do obserwowania moich zmagań. Obiecuję nie lukrować 😉

      • Ja aktualnie też na zakręcie, bo motywacja do ćwiczeń spadła, jem co popadnie ale na szczęście stoję w miejscu jeśli chodzi o wagę, ale wiem że to nie będzie trwać wiecznie więc mam nadzieję że w planach masz jakieś wspólne wyzwanie? 🙂

  • Moniko, po pierwsze – gratuluje odwagi. Odwagi do bycia prawdziwą, nawet jeśli prawda nie jest dla nas zbyt wygodna. Po drugie – przytyłaś no i co ? jesteś tylko człowiekiem, a w życiu są ważniejsze rzeczy od trzymania diety i ćwiczenia. I dobrze wiedzieć, że nie jesteś nierealnie idealną blogerką tylko normalną kobietą, która ma zawirowania i nie zawsze kontroluje każdy aspekt i wątek swojego życia. I jak widać – Twój post nie jest wcale tym który nie powinien zostać opublikowany. Jest właśnie najlepszy bo pokazuje prawde. Dziękuję, że nie starasz się na siłę pokazać, że jesteś idealna. Bo takich ludzi zwyczajnie nie ma.

    Pozdrawiam, trzymaj się ciepło.

    • Dziękuję za ten komentarz. I za wszystkie poprzednie w czasie istnienia bloga również (tak, pamiętam regularnych komentatorów:) )

  • Prawie nigdy nie komentuje blogów, które czytam po prostu wolę być cichym followersem, ale teraz zrobię wyjątek! To, co napisałaś jest szczere i tylko nieliczni przyznali by się do tego! Dla mnie najważniejsza jest szczerość i dlatego wolę czytać blogi niż np. kolorowe pisemka w których wszyscy są tacy idealni! Trzymam kciuki, by droga powrotna do zdrowego stylu życia nie była już kręta, tylko prosta i przyjemna 🙂 pozdrawiam! 🙂 Patrycja

    • Bardzo się cieszę, że postanowiłaś zrobić wyjątek i skomentować ten tekst. Był dla mnie wyjątkowo ważny, a publikacja stresująca, więc szalenie mi miło, gdy widzę taką pozytywną reakcję :). Dziękuję za dobre słowo i do zobaczenia przy innych tekstach :*

  • Jesteś cudowna! Jestem w podobnej sytuacji. Cały rok 2014 ćwiczyłam- codziennie + 1 dzień przerwy. Nie wyobrażałam sobie wziąć do ust batonika czy cukierka. A dzień bez ćwiczeń… nie było takiego dnia. (oczywiście nie licząc dnia na regenerację, mam na myśli odpuszczenie sobie ćwiczeń). A teraz? Kinder czekolada, pizza, hamburger, kawa karmelowa + zero ruchu. Do czego doszło? +6kg. Czuję się nędzie, coraz gorzej. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że mam coraz mniej ochoty na to,żeby cos z tym zrobic. Takze trzymam kciuki za Ciebie… i siebie. BUZIAKI :*

    • Mam nadzieję, że dokumentując moje zmagania, zachęcę CIę do zrobienia dla siebie czegoś dobrego :*.

  • Dziękujemy za szczerość, bo ona jest najważniejsza 🙂 brawo za odwagę ! ja również ostatnio sobie odpuściłam czego wynikiem są plus ok 2,3 kg i znaczne pogorszenie nastroju – ale przejdziemy przez to razem:) myślę, że teraz blog będzie jeszcze bliższy mojemu sercu 🙂 po prostu prowadzi bo babka z krwi i kości – autentyczna, szczera:)

    • Z krwi, kości i cellulitu! 😀

      Dziękuję, że napisałaś :*

  • Aż nie wiem, co napisać, tyle mam do powiedzenia! Po pierwsze: zazdroszczę odwagi! Nie znam (aczkolwiek moja wiedza w temacie jest naprawdę bardzo ograniczona) tak odważnej i otwartej blogerki. Zawsze uważałam, że jesteś PRAWDZIWA, nie kreujesz się na lepszą, ładniejszą i bardziej interesującą niż w rzeczywistości. Tym tekstem i zdjęciami uwiarygodniłaś się jeszcze bardziej a w moich oczach zyskałaś chyba dwukrotnie (nie jestem żadnym idolem, żeby to miało znaczenie, ale po prostu jestem pod wrażeniem). Po kolejne: ostatnie dwa lata w moim życiu to ciągła walka z wagą, nie odpuszczałam treningów – to akurat kocham – ale w pewnym momencie zabrakło mi siły na gotowanie, szykowanie planowanie. Poddałam się i zajadałam pizza na kolację, kluskami na obiad itd. Zresztą nieważne, co jadłam, czułam się źle. W międzyczasie wyszło mi kilka różnych chorób, w tym hashi i AZS, zespół jelita drażliwego… Wyglądam podobnie, trochę więcej cellulitu, ale mam 30 lat 🙂 I też jestem na kolejnym początku walki o lepszą a przede wszystkim zdrowszą siebie. Trzymam kciuki za Ciebie tak samo mocno jak za siebie 🙂

    • „nie jestem żadnym idolem, żeby to miało znaczenie (…)” – Olka, mylisz się! To ma dla mnie O G R O M N E znaczenie. Nawet nie wiesz jak uskrzydlają mnie takie komentarze, lepszego motywatora nie mogłam sobie wymarzyć.

      Mam nadzieję, że obserwując moje zmagania, sama nabierzesz więcej ochoty na kuchenne rewolucje :). Życzę wszystkiego dobrego :*

  • Dzięki takim postom my – czytelnicy wiemy, że mamy do czynienia z wiarygodną osobą, która otwarcie potrafi przyznać się do niepowodzeń. Twoja autentyczność sprawia, że z chęcią odwiedzam Twojego bloga, bo wiem, że napiszesz to co naprawdę leży Tobie na serduchu:)

    • Tak jest! Cieszę się, że to widać :). Bardzo mi miło, że postanowiłaś skomentować ten tekst, bo naprawdę bałam się reakcji czytelników.

      Dziękuję i mam nadzieję, że będziesz pokazywać się częściej!:)

  • Monia dasz radę spokojnie 🙂
    Czytałaś „Dieta przyspieszajaca metabolizm”? Jak nie to zerknij 🙂

    • Nie wątpię, że dam! 🙂 Nie czytałam tej książki, co sprawiło, że szczególnie Ci się spodobała?:)

      • Przede wszystkim tym że na początku jest wszystko wyjaśnione co z czego wynika a same przepisy są proste i dają dużo możliwości. Można zrobić kilka potraw i zamrozić przez co mamy dwa tygodnie gotowania z głowy. A najlepsze jest to że „dieta” trwa 28dni a później można jeść normalnie ale zdrowo 🙂

        • Czy to nie jest książka dla początkujących? 🙂 Ja nie mam problemu metodologicznego, a (miałam kryzys) wykonawczy 😀

        • Ja bym jej nie oceniła jako dla początkujących. Według mnie mogłabyś zaczerpnąć z niej sporo do swojej pracy jako dietetyk na polu dietetyk-pacjent, ale to już Twoja decyzja 🙂

  • Odważna z Ciebie dziewczyna 🙂 I bardzo dobrze! Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i udawanie, że problemy nas nie dotyczą jest chore. Ja w tym momencie lubię Ciebie jeszcze bardziej, też dlatego, że niedawno przeszłam podobną „metamorfozę” i ze skutkami walczę od jakiegoś czasu. Dobrze mi szło, ale teraz będzie jeszcze lepiej, bo świadomość, że nie jestem osamotniona w tej walce pokrzepia 🙂

    • WIadomo, że lepiej mówić najwięcej o rzeczach dobrych, żeby inspirować do ich robienia, ale słusznie zauważyłaś. Trzeba dla równowagi pisać, mówić też o potyczkach, by nie kreować wyidealizowanego obrazu. Dziękuję za komentarz, mam nadzieję, że będesz odzywać się częściej!

      • Czuję się zachęcona, więc chyba tak 😀 😛 Pozdrawiam i życzę powodzenia!

      • Jasne 🙂 To był chyba mój pierwszy komentarz u Ciebie 😐 Szok, bo od dawna tu zaglądam. Obiecuję poprawę!

  • Bardzo dziękuję za ten wpis 🙂
    Nie jest to oznaka słabości, a kolejny znak potwierdzający Twoją wiarygodność.
    Tym bardziej, że zawsze będziesz mogła powiedzieć: „na MOJEJ diecie JA SAMA schudłam…”
    Trzymam mocno kciuki za Ciebie 🙂
    Powodzenia 🙂 🙂 🙂

    • O! To jest dobry argument, masz rację :). Cieszę się, że właśnie w ten sposób odebrałaś wpis <3. Mam nadzieję, że będziemy się widywać częściej w komentarzach, szczególnie pod serią dietetyk na diecie 🙂

      • Oczywiście, że będziemy 😉 zamierzałam sama zrobić coś ze sobą, dzięki Tobie mam dodatkową motywację 🙂 Dziękuję 🙂 🙂

  • Hej, dzięki za ten tekst! Przeżywam tak bardzo podobną sytuację. Najpierw schudłam 11kg. Wszyscy wypluwali z siebie achy i ochy, a ja chodziłam 30 cm ponad chodnikami. Przyszedł czas zmian, stresu, trudności z zaklimatyzowaniem się w nowym otoczeniu, nowe miasto, nowi ludzie. Jestem typem człowieka, który stres zajada. Ciastka i czekolady piętrzyły się w szufladzie, ale tylko na moment, bo zaraz je zjadałam. Nie wiem, ile przytyłam. Boję się wejść na wagę. Ale najzwyczajniej w świecie przestałam się mieścić: w spodnie, w t-shirty, biust wypływa mi z biustonoszy. Przeżywam teraz horror. Codziennie rano, gdy na siebie patrzę, gdy muszę się w coś ubrać, ale nie mam w co, bo moje biodra są za duże do starych dżinsów…
    Dobrze wiedzieć, że ktoś też przeżywa takie stany. Dlatego mocno mocno trzymam kciuki! I proszę, abyś Ty też trzymała je za mnie. Może nie jestem „Dietetykiem na diecie”, ale śmiało mogę się nazwać Wielkim Efektem Jojo na diecie. 😉
    Bardzo gorąco Cię pozdrawiam! 🙂

    • Mogę śmiało powiedzieć, że 90% twojej wypowiedzi, mogłoby wejść z moich ust. Ja też bałam się wejść na wagę, a z dżinsów została mi jedna para. Zamiast na zakupy, przejdę się jednak na siłownię ;).

      Wierzę, że wyjojujesz to jojo i wrócisz do stanu „przed”. Dla siebie, nie dla ochów i achów 🙂

      • Tylko i wyłącznie dla siebie! Miałam kupić nowe spodnie… Ale zdecydowanie pójdę pobiegać, a kasę na dżinsy wydam na karnet na siłownię. 🙂 Dzięki!

  • Paradoksalnie to jeden z lepszych tekstów jakie czytałam – to jest wiarygodność, jakiej wielu brakuje! Zaczynałam kilka zdań i zaraz je kasowałam, bo dużo chcę napisać, ale ograniczę się do jednego – rozumiemy jak nikt Twoją sytuację, a teraz powodzenia przy powrocie do formy! Pewnie będzie łatwiej niż gdybyś nigdy nie uprawiała sportu, więc luzik 🙂

    • Dziękuję za dobre słowo, nawet nie wiesz ile dla mnie znaczy taki odzew na ten tekst :).

  • Coraz bardziej Cie lubie, jestes taka odwazna, autentyczna osoba! Trzymam kciuki i czekam na posty 🙂 Pozdrowienia!

    • Bardzo fajnie, że się odezwałaś! Do zobaczenia pod kolejnymi postami :*

  • Dziękuję Ci za ten tekst – dzięki niemu jesteś mi jeszcze bliższa, bardziej realna i pokazujesz że nawet perfekcyjna osoba ze zdjęć ma problemy takie same jak reszta ludzi. Sama mam podobną sytuację, miałam wreszcie wymarzoną figurę wyjechałam za granicę czułam się tam świetnie i wraz z powrotem na studia do Polski powróciły stresy życia codziennego, które zajadałam niepochamowanie. Zmotywowałaś mnie do wzięcia się za siebie i z niecierpliwością czekam na Twoje kolejne posty z serii Dietetyk na diecie. Mam nadzieje, że więcej takich szczerych postów będzie widnieć na Twoim blogu 🙂

    • Dziś będzie pierwszy, inauguracyjny :)! Cieszę się, że skomentowałaś, mam nadzieję, że powtórzysz to w przyszłości 😉

  • Nie wiem jak to się stało, że jeszcze mnie tu nie było. Masz bardzo lekkie pióro i chyba już wiem co będę robić przez kilka najbliższych godzin za biurkiem – nadrabiać archiwum bloga 😉 Brawo za odwagę, za ten wpis. Doskonale Cię rozumiem, bo sama niedawno zebrałam się do napisania podobnego, chociaż brakło mi determinacji, żeby podzielić się cyferkami, pisałam bardziej ogólnikowo 😛 Czekam z niecierpliwością na opis działań na placu boju 🙂 Swoją drogą, warto przebadać tarczycę, jasne że słodycze i pizza na pewno miały swój udział w całej tej sytuacji, ale lepiej wiedzieć czy wszystko jest ok. Ja przez niecały rok przytyłam 10kg i okazuje się, że winą mogę (chociaż częściowo) obarczyć niedoczynność tarczycy 😉 Pozdrawiam i na pewno będę zaglądać 🙂

    http://rungohsrun.blogspot.com/2015/08/idzie-nowe.html

    • Co do Twojej sugestii dot. tarczycy – jestem pod stałą kontrolą endokrynolega, mam niezły bałagan w gospodarce hormonalnej. To bez wątpienia przyczynia się do szybkiego nadrabiania kilogramów.

      A najbliższy post #dietetyknadiecie pojawi się już dziś wieczorem 🙂

      • Czekam w takim razie niecierpliwie 🙂 Tarczyca jest dla mnie jeszcze trochę wiedzą tajemną, ale powoli zaczynam ogarniać co i jak… W międzyczasie poczytałam sobie trochę wpisów z archiwum i coraz bardziej jestem zauroczona Twoją osobą 😉

  • Jesteś niesmowita! Chyba nie ma bardziej autentycznej blogerki od Ciebie 🙂 Trzymam kciuki żeby wszystko się udało 🙂

    • Bardzo dziękuję za ten komentarz i za wsparcie, to dla mnie niesamowicie dużo znaczy! Mam nadzieję, że od teraz będziemy się widywać częściej w komentarzach :).

  • Po tym co napisałaś jeszcze bardziej Ciebie podziwiam i Twoje teksty mają dla mnie znacznie większą wartość. Podziwiam Twoją odwagę jaką wykazałaś to pisząc. Miło zobaczyć, że mentorzy tez mają problemy i idealni nie są, to buduje taką pewność siebie, że innym tez się uda, tym szarym osobom, że tak to określę. Teraz jeszcze chętniej będę zaglądała na Twojego bloga, bo ostatnio przyznaję nie przyciągał mnie.

    • Dzięki! Twoja opinia jest dla mnie bardzo ważna, bo jesteś wierną czytelniczką i komentatorką :). Zdaję sobie sprawę, że poziom postów był niższy, niż wszyscy – zarówno Wy, jak i ja – byśmy chcieli. Zrobię wszystko, by stracony czas nadrobić i rozpieszczać Was ciekawymi, wartościowymi treściami :).

  • Podobna sytuacja miała miejsce w moim życiu i oszukiwałam dookoła, ale teraz powoli sie zbieram. Powodzenia Monika, jestem z Tobą! 🙂

    • Mam nadzieję, że będziesz ze mną dosłownie – motywując się moimi zmaganiami i meldując co u Ciebie w komentarzach :). Dziękuję, że napisałaś :*

  • Każdego dopada kryzys.. Wiem, że Ty zaraz ruszysz pełną parą i wrócisz do stanu, który jest dla Ciebie satysfakcjonujący! Trzymam kciuki i dzięki tej szczerej opowieści lubię Cię jeszcze bardziej ;))))

    • Dziękuję za ten (i wszystkie poprzednie!( komentarz :))

  • Monika! Imponujesz mi niesamowicie, że wrzucasz tutaj swoje zdjęcia – bez makijażu, bez falbanek, które zakryłyby co nieco. Jesteś super! Nie da się ogarniać wszystkiego naraz, trzeba wybierać. I dzięki temu wyborowi, zaliczyłaś studia! A teraz poćwiczysz, zdrowo pojesz i będzie jak wtedy, w kwietniu. Masz wiedzę, która pomoże Ci zrobić to szybko i sprawnie. Nawet kciuków nie trzymam, bo i bez ogarniesz 🙂

    • Będzie nawet lepiej niż w kwietniu, o! Dzięki za komentarz. Sama (z perspektywy blogerki) wiesz najlepiej, ile takie przyznanie się do porażki/błędu/czy po prostu czegoś rozczarowującego kosztuje. Ł. stanowczo mi odradzał, bo bał się, że się nie podniosę po fali negatywnych komentarzy, a tu taka niespodzianka… 🙂

  • Jesteś Wielka. Dałaś mi do myślenia. Przez problemy osobiste zaniedbalam sie strasznie i potrzebowałam takiego kopa. Jestem z Tobą. Chętnie poczytam nowy cykl i skorzystam z Twoich wskazówek. Pierwszy raz komentuję, ale czytam systematycznie.

    • Kopy to dopiero będą! Tu było raczej posypanie głowy popiołem… :). Bardzo się cieszę, że zdecydowałaś się napisać ten komentarz. Każdy ma dla mnie ogromne znaczenie – to namacalny dowód na to, że ktoś to czyta i (co najlepsze) to, co czyta robi na nim jakieś wrażenie.

      Mam nadzieję, że od teraz będziemy się widywać w komentarzach częściej 🙂

  • Szacun za szczerość i odwagę 🙂 Myślę, że na taki tekst może być tylko pozytywny odzew 🙂

    • Wierz mi, że się bałam. Bałam się, bo mogliście zareagować inaczej: „wszystko pięknie ładnie, zdarza się każdemu, ale wszystkie jej porady są teraz nic nie warte, skoro nie umiała zastosować ich we własnym przypadku”.

      Na szczęście bałam sie niepotrzenie 🙂

  • Jestem 🙂 Zostaję.

    • Haniove love <3

  • Moniko, dawno mnie tak nic nie poruszyło (wzruszyło) jak ten tekst. Tym bardziej, ze niezmiernie bliskie i znajome jest mi to, co w nim napisałaś. Myślałam jednak, ze to tylko mój problem, że coś ze mną nie tak. Mimo sporej aktywności waga w gorę, kondycja i samopoczucie w dół. Ostatnio wiele się zastanawiam nad przyczynami. Znam wiele osób które dzięki określonym działaniom pozbyły się mniejszej czy większej nadwagi. Nie znam jednak żadnej, która w jakimś tam czasie nie wróciła z powrotem do zbędnych kilogramów. Ja już zaczynam upatrywać w tym jakichś mechanizmów, nad którymi nie potrafimy panować. Może to specyfika każdego organizmu, może jego przemiany materii lub innej funkcjonalności – niektóre organizmy są nieczułe na tycie, innym wystarczy najdrobniejszy pretekst by niweczyć nasze osiągnięcia. Przez to trzeba się niesamowicie pilnować ze zdrowym odżywianiem, każda utrata czujności sukcesywnie odkłada się w dodatkowych kg. Może to kwestia psychiki/łaknienia/sposobu pobudzania endorfin. Znam ludzi, którzy się po prostu odżywiają. By przeżyć. Są to osoby szczupłe. Wiele rzeczy im nie smakuje, jedzenie nie daje rozkoszy, po prostu jedzą bo muszą. Dla mnie jedzenie to chyba największa przyjemność w życiu. Smakują mi i potrawy zdrowe i niezdrowe, z każdej potrafię czerpać przyjemność, ale ograniczyć się w 100% na wieki do zdrowych, chyba nie dałabym rady. w końcu organizm (psychika? łaknienie?) zmusi mnie pod jakimś pretekstem (urlop, impreza) by zjeść rzeczy, których w domu bym nie zjadła. I znów zaczyna się proces magazynowania. Nie mam nadwagi. Nigdy nie miałam. Zawsze mieszczę się w normach BMI choć te normy dają tolerancję ponad 10kg – a więc ma to dla mnie znaczenie czy mam 10kg mniej czy więcej, mimo że mieszczę się „w normach”. Ze względu na samopoczucie, kondycję, nabrzmiewające oponki po raz setny podejmuję próbę zdjęcia z siebie kilku kilogramów i po każdym sukcesie przychodzi kolejna porażka. Kolejna niemal-depresja. Może to jest walka z wiatrakami? Może coś w moim organizmie (psychice) jest coś takiego przekornego, że dla utrzymania efektów musi być bezwzględny reżim żywieniowy na wieki? Ale nie ma mocnych by wytrwać stu-procentowo w takim reżimie…

    Twój teks jest bardzo inspirujący, wzruszający, zmusza do przemyśleń. Ale przede wszystkim pokazuje Twoją wartość jako człowieka – prawdziwego, szczerego, z krwi i kości, nie chowającego się za maską pozorów. Szacun za odwagę. Nadal będę wierna Twoim wpisom, teraz chyba jeszcze bardziej będą pomocne. Bo nic tak nie uwiarygadnia człowieka jak jego doświadczenie. Trzymam kciuki.

    • Bardzo dziękuję za wyczerpujący komentarz. Twój punkt widzenia na powrót do dawnej wagi jest bardzo interesujący. Zgadzam się – rzeczy, które wymieniłaś mogą być za to odpowiedzialne. Wydaje mis ię, że dobrym zabezpieczeniem jest unikanie ekstremów. Tak w okresie diety jak i po jej zakońćzeniu. Podczas diety nie jedzmy jak wróbelek, a po niej jak lew ;).

      Miło mi czytać również drugą część komentarza, dziękuję, dziękuję, dziękuję :*

  • <3
    Ja co prawda ostatnio poszłam w drugą stronę- wyglądam jak szkielet pokryty skórą i mam tysiące problemów zdrowotnych (nie mówiąc już o braku biustu :P) ale chyba też już jestem za zakrętem i Twój post jest takim kochanym wsparciem również w mojej zdrowio i życiowalce 🙂

    • Obiecuję wspierać przez najbliższe miesiące. Umómy się, że skoro ja mam dać radę, to Ty też dasz! 🙂

  • Dajesz dajesz! Byle do przodu 🙂 Teraz, jak masz już tylko jedne studia, będzie łatwiej. A tym bardziej, że raz już to przeszłaś, teraz organizm zaznajomiony z treningami zareaguje na pozytywne zmiany szybciej i chętniej. Nie bój żaby, zostaję tu dalej 🙂 Akurat wpasowałaś się w czas, gdy mi też jest ciężej w życiu, co też odbija się w kilogramach na plus. Tym chętniej będę śledzić nowy cykl 🙂

    P.S. Z doświadczenia to ci powiem, że nic tak nie pomaga w odchudzaniu, jak perspektywa włożenia białej kiecki 😛

    • Oj tak, trafiłaś w punkt! Nie chcę wyglądać jakbym stała przed ołtarzem przez wpadkę, będąc w 7 miesiącu :D. Daję sobie czas do sierpnia/września 2016, bo wtedy zamierzam zacząć rozglądać się za tą białą kreacją 😉

      Mam nadzieję, że śledzenie moich zmagań, zmotywuje Cię do zrobienia czegoś dobrego dla siebie! 🙂

  • Niesamowita z Ciebie kobieta! Mimo wszystkich przeciwności stawiasz im czoła. Przede wszystkim nie mydlisz oczu i jesteś w tym wszystkim wiarygodna. Szczerze powiedziawszy po blogu widziałam jakiś spadek formy. Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej. Trzyman kciuki!

    • Bardzo Ci dziękuję za ten komentarz! Wiem, że w ostatnich miesiącach jakość bloga była niższa niż ta, do której Was przyzwyczaiłam. Teraz przekierowałam na bloga dodatkowe pokłady energii zaoszczędzone na skończeniu jednych studiów. Głęboko wierzę, że z każdym tygodniem będzie coraz lepiej :).

      Dziękuję za wsparcie!

  • Monia kocham uwielbiam i nigdy nie przestane czytać, tym potem udowodniłaś, że jesteś prawdziwa jak my!! 🙂 pozdrowki !! :*

    • Z krwi, kości, a teraz i z tłuszczu! 😀

      Do zobaczenia częściej w komentarzach, super, że napisałaś! 🙂

  • Trzymam kciuki za Twoje wyzwanie. Może i przegrałaś na punkty ostatnią rundę, ale wierzę, że wygrasz walkę.

    • Przez nokaut!

  • Od czasu do czasu wpadam tu do Ciebie poczytać, poczerpać inspiracji od normalnej „Kowalskiej”, i znowu okazuje się, że jest jeszcze bardziej normalna niż mogło się wydawać. Mój osobisty przypadek jest bardzo podobny. Zaczynamy w podobnym punkcie. Cieszę się że razem, że naprawdę tego chcemy, bo doskonale wiemy, że potrzebujemy tego. Do zobaczenia częściej, pozdrawiam!

    • W takim razie tym bardziej zachęcam Cię do obserwowania moich dalszych zmagań, inspiruj się i motywuj, a będziemy mogły obie cieszyć się super efektami! :*

  • Czytając tekst pomyślałam sobie, że muszę zostawić komentarz, żebyś wiedziała, że teraz uwielbiam Cię jeszcze mocniej! Potem zjechałam na dół, zobaczyłam całą masę pozytywnych komentarzy i stwierdziłam, że w takim razie nie będę spamować tą samą treścią. Ale wróciłam szybciutko z myślą, że jeśli każdy jeden komentarz to dodatkowa minuta uśmiechu na Twojej twarzy, to ja też chcę mieć swoje 60 sekund! Jesteś najlepsza i już nie mogę się doczekać, aż dodasz nowe zdjęcia w formie jeszcze lepszej niż ta kwietniowa!

    • Wierz mi, w przypadku tego posta jest dla mnie ważny każdy komentarz z osobna. Dostałąm od Was ogromne wsparcie i tych uśmiechów znacznie więcej, niż zakładałaś! 🙂 Masz swoje 5 minut ;).

  • Podziwiam Cie za szczerość przed czytelnikami, którzy są tak na prawde dla Ciebie całkowicie obcy( oczywiście z wyjątkami). Na pewno dasz rade zmienić swoją sylwetkę i to pewnie szybciej niż Ci się wydaje 🙂 Jak już pisałaś, masz ogromne wsparcie w narzeczonym, a to zawsze bardziej mobilizuje 🙂

    • Wiesz, czasami łatwiej obnażyć się przed obcymi osobami, niż przyznać do porażki przed najbliższymi. Na szczęście od obu grup dostałam ogromne wsparcie! Wierzę, że dam radę, ba, jestem pewna! Może będzie z tego dodatkowy pożytek, bo przy okazji, obserwując moje zmagania, ktoś postanowi wziąć się za siebie 🙂

  • Trzy tygodnie temu stwierdziłem, że po 9 miesiącach mojej walki i zrzuceniu TYLKO (jakoś niekoniecznie aż) 10kg potrzebuję chyba oddać się w ręce fachowca. Od dwóch tygodni w takich zgrabnych rączkach jestem – zrzuciłem niedużo, bo raptem 2 kg, ale za to czuję się lepiej i zaczynam lubić wodę z cytryną. Od dzisiaj przestaję Cię podczytywać cichaczem i zaczynam oficjalnie śledzić – dzień dobry:)

    Powodzenia.

    • Bardzo się cieszę, że postanowiłeś się ujawnić – dobrze wiedzieć, że po drugiej stronie monitora są też faceci! Życzę powodzenia i mam nadzieję, że kolejne posty w tym temacie będą Cię inspirować i motywować 🙂

  • hej 🙂 czytam Cię regularnie od ok. roku i nie zamierzam nic w tej kwestii zmieniać. W internetach, wypełnionych blogami o konsystencji plastikowej papki, fajnie poznać kogoś prawdziwego. Trzymam kciuki za Dietetyka na diecie! 🙂

    • Dzisiaj wieczorem pojawi się kolejny post z tej serii! Dziękuję bardzo za wierność i obiecuję nie zawieść ;). Miło było zobaczyć Cię wśród komentujących!

  • Fakt, wrzucając tekst wiedziałam, że teraz już nie będę miała odwrotu, nie chcę po raz kolejny płonąc ze wstydu! Obiecuję się ogarnąć i kupić nowy strój 😉

  • Miliony uścisków! 🙂

  • Umówmy się, że tym razem to nie będzie jeden z wielu zrywów, a coś, co w końcu doprowadzi nas obie do wymarzonej figury i wypracownaych nawyków, które pozwolą cieszyć się nią przez długi czas:)!

  • Twojego bloga czytam praktycznie od jego początku,komentuje go teraz drugi raz w życiu.Podziwiam że postanowiłaś się przyznać do przybrania na wadze(dla kobiety to chyba nic miłego) ale ja osobiście nie widzę w tym nic złego,ani nie poczułem się oszukany.Na nowy cykl czekam i kibicuje Ci w doprowadzeniu swojego ciała do upragnionego stanu i pamiętaj na zimie każdemu może zdarzyć się przytyć ;P

  • Super – teraz wiem, że też jesteś człowiekiem 😀 Ale jeszcze bardziej cieszę się tym, że będąc na diecie i wracając do ulubionej wagi, pokażesz jak to robisz. Bardzo lubię czytać Twojego bloga. Pozdrawiam

  • Podziwiam Cię za Twoją szczerość. Nie wiem, czy zdecydowałabym się na ukazanie swojej 'antyprzemiany’ na zdjęciach. I tak wyglądasz super 🙂
    Wiem jednak, że na pewno zaczniesz pracę nad powrotem do dawnej sylwetki, dlatego trzymam kciuki!

  • Monika, trzymam za Ciebie serdecznie kciuki!!! Permanentnie podbiłaś moje serce tym tekstem, dobrze wiedzieć, że nawet supermeni mają okresy, kiedy trochę niżej latają 🙂

  • Szczerość jest najważniejsza. Zastanawiam się jednak czy możliwe jest aby gruba osoba schudła i utrzymała wagę. Taka osoba już chyba zawsze będzie się borykała ze swoją wagą. Coś jak alkoholik do pierwszego kawałka ciasta. Dalej z chęcią będę śledzić bloga ☺ podglądać twoje zmagania.

  • Jestem w tym samym momencie.. Schudłam wymarzone 10kg.. smukłe, jędrne ciało, zdrowe odżywianie (oczywiście z oszustwami w granicach rozsądku), radość życia, satysfakcja, endorfiny itd., wiadomo.. a potem nowa praca, stresująca i pochłaniająca całe dnie.. ograniczenie, a potem zanik treningów, coraz gorsze jedzenie.. powracające kilogramy, frustracja, poczucie beznadziei i znane „od jutra wracam na właściwe tory” .. jeszcze nie wróciłam, choć bardzo chcę..
    Podziwiam Cię za otwartość i życzę wytrwałości i niegasnącej motywacji. Trzymam kciuki! POZDRAWIAM

  • witam mam 47 lat i waże 110 kg doszłam do wniosku,ze najwyzszy czs przestawic swoje myslenie
    4 tydzien jestem na diecie 1200 kal ale po przeczytaniu twojego artykułu zastanawiam sie ze to za mało ,moje ppm to 1800,a cpm wyszło mi 2500 prosze o odpowiedz poniewaz nie stac mnie na wizyty u dietetyka
    pozdrawiam

    • Przede wszystkim – gratuluję jedynej słusznej decyzji! 🙂 Co do Twojego pytania: diety poniżej PPM można stosować wyłącznie pod kontrolą lekarza i dietetyka, na własną rękę jest to zbyt niebezpieczne, szczególnie, że w Twoim przypadku mówimy o dziennym zjadaniu mniej niż połowy kalorii, które wynikają z CPM. Podniesienie do 1800 jest bardzo dobrym pomysłem.

    • Polecam pani ksiazke „zdrowie bez recepty” dr John McDougall. w ksiegarni internetowej arop.pl mozna ja kupic za 28zl. jest to dieta oparta na skrobi. Ten lekarz jest dostepny na youtube. Jestem na tej diecie juz 5ty m-c. Czuje sie o wiele lepiej.

    • pomylka – aros.pl

    • przez glodowke mozna tylko osiagnac efekt jojo

  • Tekst brzmi trochę jak spowiedź. Słychać w nim poczucie winy, prośbę o rozgrzeszenie i mocne postanowienie poprawy. Nie martw się, nikt nie rzuci kaminiem 🙂 Fajnie, że nie jesteś idealna, jeszcze bardziej Cię po tym tekście lubię. Jak to ktoś ładnie powiedział „nie cel, a droga i ludzie na niej są ważni” . Zdrowy styl życia to droga i każdemu może zdarzyć się zgubić szlak, szczególnie „jeśli ktoś w rubrykę zaintersowania wpisał sobie uzależnienia 😉 ” np. od czekolady 😛 Będzie dobrze, głowa do góry :*

    • Skojarzenie jest jak najbardziej słuszne – tak pierwotnie miał brzmieć tytuł tego tekstu. Cieszę się, że został tak dobrze przyjęty!

  • Jestem na Twoim blogu może 5 raz, ale czytam szybko i dużo, więc trochę Cie już poznałam. To Twoje wyznanie kompletnie mnie nie poraziło, wręcz przeciwnie. Sama siedzę na huśtawce wagowej od dawna. Z różnych powodów. Głównie, muszę przyznać, z powodu żarcia. To zażeranie też ma swoje przyczyny, ale nie usprawiedliwiam się. Zazwyczaj ważę tak 65-68 kg (to i tak za dużo, jak na moje 164 cm). Dwa lata temu przytyłam i ważyłam 73 kg (hormony). Rok temu ważyłam 60 kg (załamanie nerwowe). Obecnie ważę 73,5 kg (depresja). Trudno mi utrzymać stałość w szafie, bo miotam się miedzy rozmiarami jak szalona. Zaczęłam tyć od wiosny tego roku. We wrześniu tego roku byłam 2 tygodnie na wakacjach all inclusive. Żarłam po prostu, bo tylko posiłki podstawiono pod nos (wiem, nie musiałam jeść, ale…). Wróciłam o 4,5 kg większa. Czuję się źle, bo nie wchodzę w ciuchy te największe. I najgorsze jest to, że nie mam żadnej weny do ćwiczeń, a dużą do słodyczy. Jestem po złamaniu nerwowym i mam teraz fazę depresyjno-lekową. Nijak nie mogę się przemóc do ćwiczeń, a mój wygląd pogarsza mój stan psychiczny. Trzymam za Ciebie kciuki, będę Ci kibicować i zaglądać na Twojego bloga. Może coś się we mnie obudzi.

    • Ja też nie mam weny do ćwiczeń, a mam ogromną do słodyczy. Ale wiesz co? Wkurzyłam się sama na siebie, stwierdziłam, że nie chcę być dłużej niezadowolona ze swojej kondycji ani odbicia w lustrze. I nie mam ochoty ćwiczyć. Ale ćwiczę. Mam ochotę żreć ciastka. Ale nie żrę. Teraz musimy po prostu wziąc się w garść, a za miesiąc, dwa, no może pół roku wejdzie w krew 🙂

    • a moze po prostu jestes zaglodzona pod wzgledem wartosci odzywczych? wygooglaj freelee the banana girl, that vegan couple, albo polska mayathebee. Zdrowym jedzeniem mozna sobie bardzo poprawic humor. Mnie pojawia sie usmiech po 0.5 kg ziemniakow z awokado , hummusem i salata (polecam ksiazke „zdrowie bez recepty” dr John McDougall).

  • Nie zamierzam opuszczać bloga, a zaglądać do niego częściej. Czytałam Twoje słowa i czułam się jakbym to ja je pisała, serio. Nigdy nie miałam problemów z nadwagą, a raczej odwrotnie. Pamiętam jeszcze jak porównywali mnie do deski. „Z przodu plecy, z tyłu plecy, a dupa koścista”. Półtora roku temu przed wakacjami zawzięłam się, zaczęłam ćwiczyć. Od zawsze lubiłam sport, więc to nie było problemem. Wręcz dziwiłam się jak czytałam na różnych forach, że dziewczyny nie mają motywacji. Bardzo się w to wkręciłam- ćwiczyłam tylko w domu, bardzo zdrowo się odżywiałam, odstawiłam słodycze, fast-foody, wszystko. Zauważyłam bardzo szybko efekty. Po wakacjach przestałam ćwiczyć, bo miałam już takie ciało jakie chciałam. Zaczęła się nowa szkoła, miałam masę obowiązków, odpuściłam i przytyłam. „Nie lubiłam siebie w tym okresie. Bywały dni, w których podniesienie się z łóżka urastało do rangi rzeczy niemożliwej. Denerwował mnie marazm, w który popadłam, ale im dłużej się nad tym wszystkim zastanawiałam, tym bardziej byłam sobą zażenowana.” Wydaje mi się, że byłam na skraju depresji, albo nawet w nią wpadłam. Ratowała mnie szkoła, bo wiedziałam, że po prostu muszę wstać. Zaczęły się wakacje, kolejne. Nie poznawałam się. Nigdy nie powiedziałabym, że osoba sprzed roku to ja. Bywały dni, że nie wychodziłam z domu, chodziłam cały czas w piżamie. Straciłam kontakt z ludźmi, zamknęłam się. W końcu powiedziałam stop, zupełnie tak jak Ty. Zapisałam się na siłownie i coś się zmieniło. Teraz może nie popadam w paranoję jak tamtym razem, ale staram się zdrowo odżywiać i powracać do życia. Nie zamierzam opuszczać bloga, a zaglądać do niego częściej. Dlaczego? Bo w kupie siła! Jesteś świetną dziewczyną i, gdy tylko zwątpisz po prostu napisz, nie bój się reakcji swoich czytelników. Odważ się żyć! Buziaki 3maj się 🙂

  • Jesteśmy tylko ludźmi 🙂 Też nie należę do najszczuplejszych i zawsze mam w głowie ”taka dietetyczka, a nie potrafi oprzeć się czekoladzie”. Albo jak rozmawiam z pacjentami czasem przewija mi sie przez głowę, że taki pacjent sobie myśli ”jak taka mądra, to czemu sama nie schudnie?”. Każdy z nas ma swoje powody i wymówki dla kilku kilogramów więcej. I to jest bardzo ludzkie i konieczne 🙂 Różnica jest taka, że niektórzy sobie prędzej czy później z tym poradzą, a inni pogłębią się w czekoladzie i chipsach na zawsze 😉

  • Witaj, po tym tekście zostaję na stałe! 🙂 Dzięki za motywację do pracy i zmian! Pozdrawiam i życzę powodzenia!

  • Po tym tekście zostaję z TOBĄ. Fajnie, że nie tylko ja jestem nieperfekcyjna.

  • Bardzo mądry i szczery tekst, taki trochę jak o mnie z zeszłego roku… Choć może nie, bo ja nigdy nie należałam do osób aktywnych, spacery i rower owszem, ale nic poza tym, potrafiłam odmawiać sobie słodyczy przez kilka miesięcy a potem kompulsywnie się nimi objadać…
    Wiem jednak, że teraz będę zaglądać do Ciebie jeszcze częściej, bo wciąż nie uporałam się z wagą ale i dzięki temu wyznaniu uświadomiłam sobie, że każdy z nas ma gorsze czasy, a dietetyczki wcale tak bardzo nie kochają tego zdrowego jedzenia 😀 Trzymam za Ciebie kciuki!

  • Czesc Monika, gratuluje odwagi, szczerosci i szacunku do czytelnikow bloga. Mam pomysl na nastepny wpis. Na pewno bedzie bardzo szokujacy, bo wiem jak ja bylam zaszkoczona tym co zobaczylam i przeczytalam. Chodzi o wysokoweglowodanowy niskotluszczowy roslinny styl zycia (high carb low fat plant based lifestyle/ diet). Widzialam efekty, widzialam porcje (nie trzeba liczyc kalori, mozna zaspokoic glod i jesc kiedy sie chce jesc). Byloby cudnie gdybys napisala opinie po skonfrontowaniu sie z materialami, ktore znalazlam na necie (uwielbiam ta domowa/ swiatowa biblioteke wiedzy). Wszystkim zainteresowanym polecam nutrictionfacts.org (krotkie filmy tematyczne na temat zywienia/ zdrowia/ produktow spozywczych). Jest to portal stworzony przez dr Michael’a Greger’a i mozna to obejrzec na youtubie. Polecam rowniez takich lekarzy jak: dr Neal Barnard („cofanie cukrzycy” ksiazki mozna znalezc na arosie, amazonie, trzeba poszukac aby nie przeplacic, albo obejrzec jego wyklady na youtubie za darmo); dr John McDougall, Dr Caldwell Esselstyn (kargdiolog; jego slynne haslo „NO OIL” – zadnych oleji). Najbardziej znana i zakrecona hclf postacia jest Freelee the banana girl i jej chlopak durianrider (sa szczupli caly czas a nie tylko do sesji zdjeciowych raz w roku jak niektore osoby w branzy fitness). Jednym slowem objadaja sie / jedza tak duzo by sie pokrzepic i miec sile zyc/ myslec/ uprawiac sport/ radzic sobie ze stresem. W polsce taka osoba jest Mayathebee na youtubie. Z zagranicznych kanalow polecam That vegan couple; Happy Healthy vegan; Bombshell Health; Nina and Randa (weganskie blizniaki od urodzenia); kontrowersyjny Vegan Gains; Sugar and Starch; Tami Torossian. Duzo tego , ale mam nadzieje, ze kazdy znajdzie cos dla siebie. Wiele rzeczy ktore uslyszalam nie zgodzily sie z moimi owczesnymi pogladami, ale po dalszej edukacji informacje zaczely brzmiec sensownie. Polecam rowniez filmy dokumentalne: Cowspiracy(o hodowli zwierzat na planecie/ Ekologia), Earthlings, Forks over Knives(Dieta a zdrowie).
    Jak pewnego wieczoru znalazlam na yutubie freelee to pomyslalam, ze to jest jakas wariatka i nie mozna tak wygladac jedzac tyle owocow, ryzu, ziemniakow. Myslalam , ze szczuplosc mozna osiagnac wylacznie przez cwiczenia i obnizenie kalorii (zdrowego jedzenia oczywiscie). Najwieksza lekcja bylo to, ze kazde cialo dazy do bycia zdrowym i szczuplym , ale niestety my w tym nie pomagamy poprzez nasze menu ( czy to z ignorancji czy modnego teraz YOLO- zyj teraz i nie martw sie o konsekwencje).
    pozdrawiam i juz teraz nie moge sie doczekac nowego wpisu

  • 🙂 twoje 72 kg, jest ładnie wysportowane 🙂 wyglada o 15kilo mniej niz w 2012 🙂 szybko to zgubisz:) a ja dalej poleże z piwe i zjem fytki i dalej bede sie uzalac,jak to juz z 21kilo wiecej mam

    • Pierwsza część taka fajna, a końcówka komentarza tak pesymistyczna, że nie mogę się na nią zgodzić!!! Wolałabym zobaczyć drugi. Z informacją, że zamiast piwa była dziś woda z cytryną 😉

  • Świetny wpis i wiem jak było ci ciężko go napisać, sama borykam się z paroma dodatkowymi kilogramami- no cóż czasem codzienna bieganina nie pozwala abyśmy o siebie dbali tak jak tego byśmy chcieli! Trzymam kciuki o powrót do zdrowego trybu życia, chociaż wiem jak truno jest zrezygnować z chipsów czy pizzy!

    • mozna sie wciaz cieszyc pizza. I jesc do woli (zaspokojenia glodu) wersje weganska. Mozna zrobic ser z orzechow nerkowca i nutritional yeast (przepis w internecie).

  • Dziewczyno jak ja Ciebie rozumiem. Jestem w bardzo podobnej sytuacji, tylko u mnie trwało to PÓŁTORA ROKU. Półtora roku życia w rozjazdach, paskudnych problemów rodzinnych i pracy po 12 h dziennie. Zapomniałam jak kocham biegać i wcinać łososia. U mnie trwa drugi dzień diety 1800 kcal, jak ja się boję, że pęknę… Dzisiaj będę ćwiczyła! „Startujemy” z podobnego pułapu <70 kg. Niestety im wyżej się leciało, tym boleśniejszy upadek. Ja się doprawiłam dodatkowymi 13 kilogramami a ten dystans z powrotem wydaje się być nie do przejścia.

  • Zafascynowałaś mnie, przejrzałam kilka wpisów, ale dopiero ten chwycił mnie dosłownie za serce! Głownie dlatego, ze pokazałaś, ze ludzie mogą przytyć. Po prostu – zapominają dbać o siebie i nie wstydziłaś się tego pokazać. Wiesz co jest najgorsze, że w siedzi widać pełno lasek z płaskim brzuchem, chudych jak patyki, które uważają siebie za super FIT, a tak naprawdę wcale nie musiały włożyć w swój wygląd zbyt wiele pracy, bo ich sylwetka jest uwarunkowana genetycznie i są po prostu chude (oczywiście, że są też inni ludzie, ale mam wrażenie, że są w mniejszości). Wcześniej jeszcze zrozumiałam dzięki Tobie, że rzeczywiście decyzja o odchudzaniu musi być świadoma i gleboka, przemyślana i twarda, a nie tam fiu bździu i pitu pitu. Ma być i koniec!

  • Po pierwsze brawo za odwagę!Za szczerość! Za pokazanie iż każdy jest tylko człowiekiem i nie zawsze jest kolorowo!Jestem z Tobą!Bierzemy się do ,,kupy,, i do dzieła!!P.S mam ,kupiłam ,,Calm,, 😉 super!!

  • Brawo Ty 🙂 nie ma ludzi idealnych 🙂

  • Uwielbiam oglądać metamorfozy :)) Twoja jest wspaniała! Sama nie cały miesiąc temu zrobiłam takie zdjęcia kontrolne i rozpoczęłam walkę o lepsze ciało i samopoczucie. Wiadomo ze sa wzloty i upadki, motywacje mam ogromna ale nie biczują sie za każdym razem jak zjem magnuma albo czekoladę, bo wiem ze dalej bd szła zdrową ścieżką, wystarczy chcieć 🙂 mam nadzieje ze za kilka miesięcy tez bd mogła sie pochwalić tak spektakularną metamorfozą! Ogromne gratulacje dla Ciebie, kawał dobrej roboty 🙂

    • Czy przeczytałaś wpis? 😉

      • no tak… opisywałaś jak ciężko było z wdrożeniem się w zdrowy styl życia, zdrowe odżywianie, bo studia i inne zajęcia, A co myślisz, że to spam ;p ?

        • Byłam po prostu zdziwiona takim komentarzem pod zdjęciami prezentującymi zmianę na gorsze ;). Dzięi za komentarz!

        • Bo ja dalej jestem pod wrażeniem Twojej pierwszej przemiany 🙂 Powiedzmy, że jesteś teraz poza okresem „startowym” ; D, żaden zawodnik, nawet ten najlepszy nie jest w stanie utrzymać doskonałej formy przez cały rok 😉

  • Masz bardzo ciężką sytuację, bo praca naprawdę potrafi utrudnić prowadzenie zdrowej diety. To, co na pewno by ci pomogło to uświadomienie sobie, że dieta nie musi być w 100% idealna, a plan treningowy szczególnie napięty, by oczekiwane rezultaty się pojawiły. Wyrzuć z głowy przekonanie, że odchudzanie to „wszystko albo nic”. Odchudzanie to sztuka wybierania mniejszego zła na co dzień :).

    Podejdź do tematu na spokojnie,a efekty przyjdą!

  • Czasami bywają takie momenty gdy nie zwracamy uwagi na to co jemy. Ja np wiem co powinnam jeść wiem że powinnam ćwiczyć by lepiej się poczuć, by zrzucić zbędne kg ale jakoś coś we mnie nie pozwala mi na to. Mam nadzieje że Twoja walka pomoże mi się zmobilizować do walki ze samą sobą, bo jest to chyba najcięższa walka w życiu każdego człowieka. I wilkie gratulacje ze się do tego publicznie przyznałąś! Podziwiam, nie wiele ludzi by tak zrobiło. Powodzenia i trzymam kciuki 🙂

  • Moniko, chciałam podziękować z głębi serca za ten tekst. Miałam długi, dość stresujący okres w życiu, w którym niestety zabrakło mi siły woli na zdrowe jedzenie i ćwiczenie. Po niemal roku trudno mi przychodzi patrzenie na swoje odbicie, a najgorsza jest świadomość, że miałam już naprawę niezłą figurę i zaprzepaściłam to… Uświadomiłaś mi, że każdy może się potknąć i nie jest to koniec świata. Motywujesz mnie do walki z postrzeganiem ciała, sportu i diety w kategoriach „wszystko albo nic”. Że nie trzeba tego wszystkiego brać, do cholery, tak poważnie. Dzisiaj wyszłam biegać i po raz pierwszy od miesięcy i poczułam się znowu jak ja. Gratuluję Twoich efektów i naprawdę dzięki za mega pozytywny przekaz!

  • czasami zdarzają się upadki… ważne, że umiemy się z nich podnieść 😉

  • Nie wiem, co wartościowego mogę napisać, ale dziękuję Ci za ten wpis i absolutnie nie masz się czego bać co do jego odbioru! Szczerze powiedziawszy to chyba jeden z najbardziej… motywujących wpisów, jakie miałam okazję czytać 🙂 Szczerze, bez owijania w bawełnę, przemilczania i udawania, że problemu nie ma. Pokazujesz, że nawet „supermądrefitblogerki” (piszę to bez ironii, mam na myśli to, że naprawdę jesteś mądrą osobą, wiesz o co w zdrowym odżywianiu i odpowiednich treningach chodzi) nie zawsze są idealne i czasami życie po prostu bierze górę, zdarzą się te pizze i chipsy.
    Ja sama po kilku miesiącach może nie super efektywnych treningów i diety, ale „ogarniania” i powolnego spadku wagi, mam już chyba 5-ty tydzień rozluźnienia – treningi są albo ich nie ma, dieta jest, albo jej nie ma… pewnie z 1-2kg wróciły, ale to nic, zdarza się, trzeba spojrzeć prawdzie w oczy, nie płakać nad sobą, ale też się nie linczować, po prostu pogodzić z faktem, otrzepać kiecę i ruszyć do przodu – z kopyta, albo małymi kroczkami, jak kto woli 🙂

  • Jakbym czytała o sobie jakiś rok temu, kiedy po schudnięciu 10 kg odpuściłam zdrowe odżywianie i sport, twierdząc „Skoro już zdobyłam szczyt to na pewno na nim zostanę”… Jaki efekt ? +17 kg ! Oj była tragedia ! Od 3 m-cy trzymam michę, uprawiam sport – jest ciężko, mam chwile załamania, wielokrotnie sport muszę stawiać na końcu listy, ze względu na inne priorytety ale walczę, nie poddaję się. Dzisiaj się ważyłam – dokładnie ubyło mi już 8 kg. Przede mną jeszcze sporo, ale już wiem, że nasze zdrowie jest najważniejsze.

    • No właśnie, utrzymanie wagi jest najcięższe…. Jak się człowiek uprze to wytrzyma, tylko co później… Jak nie przytyć? Ja też borykam się z odchudzaniem. Teraz po prostu zdrowo jem i się ruszam 🙂 Zobaczymy co z tego wyjdzie 🙂 Powodzenia w dążeniu do celu! 🙂

  • czy możemy dzisiaj liczyć na aktualizację posta? 🙂

    • Tak :).

  • Wow!! Nigdy nie trafiłam jeszcze na tak… motywujący wpis! Absolutnie żadna cudowna metamorfoza (czyli od zera do bodybuildera) nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak Twój wpis. Dziękuję!! Bardzo dziękuję!

    • Dziękuję 🙂 optymizmu może dodać tegoroczna aktualizacja: https://drlifestyle.pl/odzywianie/drlifestyle-metamorfoza/

    • Ja też. Teraz jestem SZCZĘŚLIWA ! Czemu ? Bo nie tylko ja jestem …. nieidealna? A mam takie skłonności choć po cichu pożeram krówki na pocieszenie 🙂 Dziękuję za ten wpis. Mnie dał kopa ! Pozdrawiam serdecznie 🙂

  • genialny tekst!!!!!!!! a jaki prawdziwy.
    wpadłam na Twojego bloga wczoraj, szukajac pomocy dla mych nadprogramowych kilogramów. Ważę 73 kg przy 160 cm wzrostu. Gdzie mogę poczytać, jak uporałaś sie ze swoim nadbagażem???

  • o rany… Monika – samo życie. Dziękuję za Twoją szczerość.
    Paradoksalnie (albo wcale nie ;)), ten Twój tekst bardzo mi pomógł. Z prostej przyczyny – nie jestem kurde jakaś lewa – są ludzie, którzy borykają się z podobnymi trudnościami.
    Ja z Wagi 105kg zeszłam do 88kg. W ponad rok. Mało nie mało, zależy jak dla kogo. Dla mnie MEGA dużo, bo odchudzałam się latami, bez efektu. Tym razem wydawało mi się, że się udało, że idę właściwą ścieżka i nic mnie z niej nie zmiecie. A zmiotło i spadłam z hukiem. Przyplątała się kontuzja, problemy zdrowotno-rodzinne i problem gotowy. Jedzenie = pocieszenie. Ruch? A w dupie z nim! Szłam oglądać film / jeść/ spać / patrzeć tępo w ścianę…. Dziś znowu mam więcej kg. Dokładnie 96. I totalne poczucie porażki. I zero chęci do wszystkiego… Dziś już na przykład pochłonęłam 2 tabliczki czekolady. Żałosne przecież 🙁
    Mam nadzieję, że się zbiorę w sobie, bo marazm w którym siedzę naprawdę mnie dusi. Skąd wziąć siły? z siebie. Tylko jak je wykrzesać?
    Dzięki raz jeszcze za te słowa Dietetyku na diecie 🙂

  • Droga Moniko moja imienniczko 🙂 Trafiłam na twój blog przez zupełny przypadek ale jak to mówią życiu ponoć nie ma przypadków 😉 Tak więc trafiłam na niego, bo ten wpis był mi potrzebny jak powietrze 🙂 Dlaczego?? Bo czytając go czytałam o sobie, tylko ty piszesz weselej niż ja 😉 i j nie miałam dotąd odwagi zmierzyć się z prawdą tak szczerze do bólu jak ty 🙂 Cóż, może czas nadrobić, oczyścić atmosferę i wtedy uda się znów znaleźć te swoje 100 % wewnętrznej motywacji?? 🙂 Jeszcze raz dzięki za wpis 🙂 Pozdrawiam Pani Swojej wagi 🙂
    http://www.paniswojejwagi.pl

  • Przeczytałam ten tekst dopiero dziś i… lubię Cię jeszcze bardziej. Nie straciłaś w moich oczach ani krzty wiarygodności, wręcz przeciwnie. Myślę, że każdy z nas miał taki zakręt… I pewnie będą kolejne, ale ważne żeby z nich wychodzić. Autentyczność i wiarygodność są bezcenne. Pozdrawiam!

  • <3
    Ja co prawda ostatnio poszłam w drugą stronę- wyglądam jak szkielet pokryty skórą i mam tysiące problemów zdrowotnych (nie mówiąc już o braku biustu :P) ale chyba też już jestem za zakrętem i Twój post jest takim kochanym wsparciem również w mojej zdrowio i życiowalce :)

  • Dziewczyno jak ja Ciebie rozumiem. Jestem w bardzo podobnej sytuacji, tylko u mnie trwało to PÓŁTORA ROKU. Półtora roku życia w rozjazdach, paskudnych problemów rodzinnych i pracy po 12 h dziennie. Zapomniałam jak kocham biegać i wcinać łososia. U mnie trwa drugi dzień diety 1800 kcal, jak ja się boję, że pęknę… Dzisiaj będę ćwiczyła! „Startujemy” z podobnego pułapu <70 kg. Niestety im wyżej się leciało, tym boleśniejszy upadek. Ja się doprawiłam dodatkowymi 13 kilogramami a ten dystans z powrotem wydaje się być nie do przejścia.

  • Po pierwsze brawo za odwagę!Za szczerość! Za pokazanie iż każdy jest tylko człowiekiem i nie zawsze jest kolorowo!Jestem z Tobą!Bierzemy się do ,,kupy,, i do dzieła!!P.S mam ,kupiłam ,,Calm,, 😉 super!!

  • o rany… Monika – samo życie. Dziękuję za Twoją szczerość.
    Paradoksalnie (albo wcale nie ;)), ten Twój tekst bardzo mi pomógł. Z prostej przyczyny – nie jestem kurde jakaś lewa – są ludzie, którzy borykają się z podobnymi trudnościami.
    Ja z Wagi 105kg zeszłam do 88kg. W ponad rok. Mało nie mało, zależy jak dla kogo. Dla mnie MEGA dużo, bo odchudzałam się latami, bez efektu. Tym razem wydawało mi się, że się udało, że idę właściwą ścieżka i nic mnie z niej nie zmiecie. A zmiotło i spadłam z hukiem. Przyplątała się kontuzja, problemy zdrowotno-rodzinne i problem gotowy. Jedzenie = pocieszenie. Ruch? A w dupie z nim! Szłam oglądać film / jeść/ spać / patrzeć tępo w ścianę…. Dziś znowu mam więcej kg. Dokładnie 96. I totalne poczucie porażki. I zero chęci do wszystkiego… Dziś już na przykład pochłonęłam 2 tabliczki czekolady. Żałosne przecież 🙁
    Mam nadzieję, że się zbiorę w sobie, bo marazm w którym siedzę naprawdę mnie dusi. Skąd wziąć siły? z siebie. Tylko jak je wykrzesać?
    Dzięki raz jeszcze za te słowa Dietetyku na diecie 🙂

  • Zostawię tylko to: <3 Taka będę elokwentna.

    • Odbiorę we Wrocławiu <3

  • Twoj blog jest dla mnie absolutnym #1 wsrod wszystkich jakie mialam okazje dotychczas czytac. Twoja szczerosc i sposob w jaki ja okazujesz jest rewelacyjna. Rownie dobrze moglabys napisac post o biegunce i bylby on moim ulubionym 😀 W ciagu ostatnich miesiecy rowniez duzo przechodzilam i przybylam na wadze, ale fanka Dietetyka na Diecie idzie na diete razem z dietetykiem i juz nie moze sie doczekac kolejnych postow! Tak trzymac!!! <3

  • Kocie! Ja sama jestem w takim dołku ze zwałami tłuszczu. I też pisałam na blogu jak to nie schudłam i jak dobrze się czuję. I po 2 latach ważę więcej, niż ważyłam przed tamtym schudnięciem. I to jest straszne. Ale to po prostu życie. Ja zawsze tak mam, że jak się spinam i biorę za ciało, to szwankuję na polu edukacji/pracy/bloga/vloga. A jak znów biorę się za ćwiczenie umysłu, to ciało tyle. Nadal szukam złotego środka i motywacji do wzięcia się za ciało. I chyba jestem już bliżej, niż dalej. Trzymam kciuki. Jestem z Tobą! <3

  • Gratuluję odwagi <3 cenię szczerość. Ja aktualnie przechodzę przez swoje bagno przyzwyczajeń i ";nie chce mi się"; na rzecz- mniej planowania, więcej działania. Uświadomiłam sobie, że walczę o swoje zdrowie i szczęśliwe życie, a nie o słowa zachwytu innych. Życzę Tobie i sobie energii i pozytywnego nastawienia. Będę śledzić Twoje wpisy, bo aktualnie i ja potrzebuję dobrych rad... Pozdrawiam i uwielbiam cię nadal 😉

  • Prawdziwa i zajebista. Tyle i AŻ tyle. 🙂