Blog

powrót
Wróć
19.05.2020

Fitfikcja, która miała motywować, a wiele psuje

Psychodietetyka
--

Gdyby ten wpis był pralinką, miałby bardzo słodkie nadzienie spowite grubą warstwą gorzkiej czekolady. Taki własnie jest – Demotywująco-motywujący.  

Demotywujący – bo pozbawia złudzeń. 

Motywujący – bo oprócz złudzeń, zabiera też presję. 

A jak się okazuje – bez presji od razu robi się lżej. Może na wadze jeszcze nie, ale na sercu od razu. 

„Albo będę ideałem, albo się nie staram wcale!”

Nie mam pojęcia czy stoi za tym jakiś wyrafinowany mechanizm psychologiczny, czy jedynie pokrętna kobieca logika doradza nam:

Masz doła? Wykop sobie większy! 

Masz zły humor. Stajesz przed lustrem. Powiedziałabym: przeglądasz się w lustrze, ale do przeglądania temu procesowi daleko. To analiza sylwetki centrymetr po centymetrze. Ściskasz udo z całej siły, analizujesz fałdkę po fałdce i ciskasz sobie pełne pogardy spojrzenie, by załamać się nad stanem, do którego się doprowadziłaś.

COŚ Z TYM TRZEBA ZROBIĆ! Może w celu zdobycia motywacji warto wejść na insta?

I wchodzisz. Na dzień dobry z impetem uderzają Cię krągłe pośladki osadzone na szczupłych, nieziemsko długich nogach.

WIDZISZ, WIDZISZ – ONA NIE MA CELLULITU! Jednak da się HA! – podpowiada ten wredny głos w Twojej głowie

Nieważne, że ma nałożony filtr na insta. Nieważne, że fotki nie możesz uszczypnąć z całej siły przy ostrym świetle (tak, jak robisz to sobie, gdy chcesz zobaczyć, jak najgorzej możesz wyglądać). Może to jej urok. Może to photoshop? 

Nie pozostaje nic innego jak załamać się nad sobą bez reszty. Przysiąc Matce Boskiej Fitnessowskiej mocne postanowienie poprawy. Urządzić sobie ostatnią wieczerzę w ramach pożegnania starej Ciebie, bo przecież jak powszechnie wiadomo od jutra Twoje ciało stanie się świątynią, której próg mogą przekroczyć co najwyżej seler naciowy w pakiecie z brokułem, a nie śmieciowe jedzenie.

Uff, jak dobrze, że to dopiero od jutra!

Obiekty westchnień nie wyglądają tak cały czas

Przygotowanie do profesjonalnej fit-sesji zdjęciowej przypomina okres przygotowań do wyjścia na scenę przed zawodami bikini fitness.

Kilka/kilkanaście dni przed sesją zdjęciową rozpoczyna się proces przygotowywań. Uwzględnia m.in. specjalną dietę, treningi, odwadnianie organizmu, ładowanie węglowodanami. Wszystko po to, żeby w dniu sesji ciało prezentowało się jak najlepiej. Sprzyja mu oświetlenie, umiejętności fotografowania i pozowanie modelki. Czasami dochodzi do tego ingerencja grafika komputerowego.

Czy to znaczy, że te dziewczyny są paskudnymi kłamczuchami i wszystkie powinny zamknąć się w piwnicy, żeby nie denerwować innych kobiet?

A w życiu! To normalne, że lubimy uwieczniać na zdjęciach fajne momenty. Nawet nie mając nic wspólnego z Internetem, do rodzinnego albumu wybiera się raczej korzystne, wesołe, uśmiechnięte zdjęcia. Takie wersje siebie, które chcemy zapamiętać.

Nie ma w tym nic złego. Ale jest dużo złego w porównywaniu swojej szarej codzienności, do czyichś najlepszych momentów.

Ogranicza Cię nie tylko wyobraźnia

W pracy spotkałam wystarczająco dużo osób w życiowej formie, które razem z tkanką tłuszczową zredukowały ochotę na korzystanie z życia.

Nierozsądnie przeprowadzona redukcja (ze zbyt niską kalorycznością przy zbyt wymagających treningach) to przepis na:

  • wypadające włosy, znaczną utratę tkanki mięśniowej (sylwetka skinny fat), problemy hormonalne, trudności z koncentracją, kiepskie samopoczucie, mniej energii, utrudnione utrzymanie sylwetki
  • szybkie dojście do celu, który może okazać się szalenie rozczarowujący.

Może jeszcze o tym nie wiesz, ale zapewniam: nie wystarczy schudnąć, żeby wyglądać tak, jak to sobie wymarzyłaś. To może w ogóle nie być możliwe. 

Nie masz wpływu na proporcję talia-biodra.

Nie masz wpływu na kształt ud.

Nie masz wpływu na długość nóg.

Nie masz wpływu na wiele rzeczy składających się na ogólny wygląd sylwetki. Nie wiesz, jak będzie wyglądało Twoje ciało po zakończeniu redukcji (nawet, jeśli kilka lat temu już tyle ważyłaś – proporcje zmieniają się wraz z wiekiem).

Wygórowane oczekiwania sabotują działanie

Pozwolę sobie założyć, że nie jesteś głupia baba i zdradzę Ci pewien sekret.

Nawet jeśli ta myśl bardzo Ci się nie podoba i próbujesz wmawiać sobie, że jest inaczej, podświadomość już dawno to skumała: oczekujesz niemożliwego.

Nic dziwnego, że nie robisz tego, co sobie postanawiasz, skoro doskonale wiesz, że oczekujesz nierealnych rezultatów. Im bardziej odległy, odrealniony i niesamowity cel przed sobą postawisz, tym trudniej uwierzyć, że masz szanse go zrealizować.

Podświadomie czujesz, że nie warto starać się o coś, co z góry skazujesz na porażkę.

Zaczynasz sabotować swoje postanowienia. To wszystkie te sytuacje, w których „nie wiem dlaczego to zjadłam/nie wiem dlaczego olałam trening, przecież naprawdę chcę schudnąć!”

Gdy cel wydaje się tak odległy, że aż niemożliwy, motywacja do działania leci na łeb na szyję. I tak sobie marzysz o odrealnionej wersji siebie i jednocześnie olewasz kolejny trening, a zamiast 30 minut gotowania jedzenia do pracy wybierasz kolejne 30 minut serialu, do którego prędzej czy później dołączą chipsy.

Nie wiem czy pamiętasz, ale żeby schudnąć 20 kilogramów, najpierw trzeba zrzucić pierwszy. Później drugi, trzeci, czwarty i wszystkie kolejne.

Nieważne ile jeszcze przed Tobą – skup się na progresie, zamiast snuć wizje, w które sama nie wierzysz.

To w takim razie nie warto się starać!

Nie no jasne, w ogóle nie warto. Zupełnie tak, jak wtedy, gdy:

  • masz krzywe zęby? A na co o nie dbać, niech je zeżre próchnica. 
  • nie masz kasy na wakacje na Bali? Siedź w domu, co się będziesz drażnić jakimiś polskimi jeziorami.
  • masz cienkie włosy o nijakim odcieniu? Nie myj, zostaw lśniące, tłuste strąki, skoro i tak nie będą piękne.

Jeśli stwierdzisz, że nie warto się starać, bo i tak nie możesz wyglądać idealnie, musisz wziąć pod uwagę jeszcze jedną rzecz: zaprzestanie dbania o siebie nie skończy się na utrzymaniu Twojej aktualnej sylwetki.

Przytyjesz. I żeby nie było – nie zawsze musi być jakiś wielki dramat.

Ale czy podoba Ci się ta perspektywa?

…to może jednak tym bardziej warto?

Skup się na działaniu. Rozliczaj się ze sobą na podstawie stopnia realizacji planu, a nie za efekty.

Część z Was pewnie puka się w głowie, może nawet myślicie, że już totalnie powariowałam i chcę Was na dobre zniechęcić do odchudzania ;).

Pozwól, że wyjaśnię: opieranie motywacji do odchudzania na efektach jest totalnie nieudolne. Największa przeszkoda w odchudzaniu polega na tym, że ciało bardzo powoli reaguje na nasze działania (dietę+trening). Zarówno jeśli chodzi o namacalną karę za olanie diety i treningów w postaci dodatkowych kilogramów, jak i zauważalną nagrodę, gdy bardzo się starasz w kuchni i na treningach.

Gdy dodamy do tego fakt, że choćby skały srały, a Ty razem z nimi wyłabyś z bólu nad zakwasami i z głodu nad liściem sałaty, to nie daje Ci gwarancji osiągnięcia wymarzonej sylwetki… Robi się problem.

Gdy cel nie jest realny, nie ma szans na realne, trwałe zaangażowanie. Wytrwałość w odchudzaniu ma znacznie większe znacznie niż skłonność do podejmowania turbointensywnych zrywów od poniedziałku do piątku, które niweczysz w weekendy.

Jeśli weekendowe zawalanie diety to Twój problem, przeczytaj: Jak nie przytyć w weekend?

Jest też znacznie bardziej ponury scenariusz. Wytrwasz. Może nawet zrealizujesz swój cel. Uda Ci się go osiągnąć. Ale cena, którą przyjdzie Ci zapłacić będzie ogromna. Z odchudzaniem tak, jak ze wszystkim w życiu – mówiąc czemuś TAK, prędzej czy później trzeba powiedzieć NIE czemuś innemu.

Z dokręcania śruby w imię realizacji spektakularnego sylwetkowego celu bardzo łatwo zrobić zadanie wypełniające cały wolny czas. Czy efekty będą tego warte?

To tylko Twoje ciało – nie cała Ty

To tylko ciało. Tylko sylwetka. Opakowanie na człowieka. Nie zależy od niego sytuacja geopolityczna, pokój na świecie, ani nawet Twoje powodzenie w życiu – naprawdę można być bardzo szczupłym i bardzo nieszczęśliwym.

Może być tak, że wraz z kilogramami zrzucisz kompleksy – schudniesz i faktycznie poczujesz się ze sobą lepiej. A może być też tak, że choć zmieni się Twoja sylwetka, to w Tobie nie zmieni się zupełnie nic – znajdziesz sobie nowy powód do czepiania się siebie.

Zazwyczaj to nie Twój tyłek jest przyczyną cudzych docinków i kąśliwych uwag. Krytykowanie innych to sposób odwracania uwagi od ich własnych kompleksów i niskiej samooceny.

Gdy czujesz się niesprawiedliwie oceniana i niedoceniana, miej z tyłu głowy, że w tym, co słyszysz wcale nie musi chodzić o Ciebie.

Często krytyka mówi więcej o krytykującym, niż krytykowanym.

Zawsze warto zrobić dla siebie coś dobrego, ale nie zawsze za wszelką cenę. Niezmiennie trzymam za Was kciuki!

Autor wpisu

Monika Ciesielska

Dietetyk, samozwańczy doktor Lifestyle - pisze lekko o sprawach wagi ciężkiej. Promuje zdrowe podejście do zdrowego stylu życia i pozytywne odchudzanie oparte na skutecznych, udowodnionych naukowo metodach. Lubi czekoladę i hamburgery, ale udało jej się schudnąć - Tobie też ułatwi zadanie.

Komentarze

Komentuj jako gość:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

lub
  • Uwielbiam Cię właśnie za to zdrowe podejście do tematu, totalnie bez ściemy ❤️

  • A, i jeszcze! Sama po swoich zdjęciach widzę jak kadr, ustawienie itd potrafi zmienić! Ostatnio oglądałam zdjecia z wyjazdu z tamtego roku i są wśród nich takie, ktore moge zakwalifikować jako „wow, to jaaa? ! Ale laska”, inne typu „o, tu juz bardziej wygladam jak ja. No niezle, calkiem ok”, po „o jeżu, czy te 2 balerony to moje uda?” „ile cellulitu, juz nie ubieram krotkich spodni!”.

  • Bardzo dobry wpis. I ważny temat. Ja bardzo długo zmagałam się z takim nastawieniem „albo wszystko albo nic”, rozpisywaniem ciężkich treningów na miesiąc i kończeniem po kilku dniach, gapieniem się w lustro itd. I to zdanie o tym, jak szukamy „najgorszej wersji siebie” – true!

  • Szczerze polecam profil ten profil na instagramie: https://www.instagram.com/saggysara/

    Ta dziewczyna porównuje siebie z realnego życia do siebie z instagrama i pokazuje jak poza, światło, a nawet sposób naciągnięcia gaci na tyłek, wpływa na to, jak wyglądamy na zdjęciach.

    I nie ma znaczenia, że pomiędzy jednym ujęciem a drugim ona nie schudła nawet pół grama.

  • Jak zawsze w punkt. A już fragment o krzywych zębach i tłustych włosach mnie rozwalił :)))
    Jestem po lekturze e-booka i uczę się podejścia 80/20. Wpis super.

  • Och tak! Pomalutku od jakiegoś czasu chudnę, od pół roku nawet nieco bardziej – i choć tak sobie widać to liczbie kilogramów, to widać to po sylwetce, ciuchach… Najpierw była zasada MŻ – a od pół roku mój apetyt hamują andtydepresanty (dodatkowy plusik, bo największym jest to że działają i czuję sie lepiej!) – ale patrzę w lustro, widzę szczuplejszą dziewczynę, widzę że jeśli bym tylko zaczęła coś z tym robić, to hohoho! Cóż to by był za efekt…!
    Ale zamiast zrobić ten 30min trening, oglądam odcinek serialu albo bawię się z kotem albo pracuję pół godziny dłużej… Także….
    Kupiłam Lidlową dietę, z różnych przyczyn nie mogłam gotować wg przepisów, ale postanowiłam improwizować z dziennych składników – czy to pomoże mi nauczyć się podejścia z głową? Oby!
    Dziękuję za to co robisz! 🙂

  • REWELACYJNY WPIS. Naprawdę wiele prawdy o odchudzaniu i życiu w nim zawarłaś 🙂 dzięki Ci za niego :*:*:*

  • Tego mi dziś było trzeba. Schudłam już 20 kilo ( z tego 15 nadwyżki według tych kalkulatorów BMI ). Te 20 kilo pożegnałam w łatwy i przyjemny sposób. Do pracy zaczęłam jeździć rowerem, a jeżeli chodzi o dietę to wyrzuciłam z niej alkohol, wszystkie coca colki, soczki, cukier do kawy zamieniłam na słodzik. Kilogramy jakby spadały bez mojej gdzieś tam w środku procesu dorzuciłam ćwiczenia siłowe. I będąc już szczupłą zamarzyłam o perfekcyjnie płaskim brzuchu. Podejście pierwsze nieudane. Lekki deficyt, spadało 0, 5 kilo na tydzień, dbałam o odpowiednią ilość białka, cały czas ćwiczyłam a ten brzuch zamiast wyglądać lepiej- wyglądał gorzej- taki pomarszczony, dyndający fałdek skóry mi został o pogorszeniu wyglądu piersi nie wspomnę.Nie zakończyłam procesu. Dziś robię drugie podejście, tym razem na starcie dorzucam intensywną pielęgnację skóry- może pomóże, może nie. Może ten perfekcyjny brzuch nie jest mi pisany. Ale ważny będzie też sam proces- samo narzucenie sobie planu i realizowanie go. Jestem w tym słaba. Wiele planów w swoim życiu porzuciłam, zniechęcona brakiem natychmiastowych efektów i odległym celem. Postanowiłam tym razem uczynić z tej redukcji też życiową naukę- doprowadzania spraw do końca.

  • Uwielbiam Twoje posty, serio. Są szczere, pisane przez człowieka po drugiej stronie. Czuję się, jakbym rozmawiała z kumpelą, która chce mi przemówić do rozsądku… i jej się udało! 🙂