Jestem podejrzliwa. Nie ufam, sprawdzam, testuję – zawsze, jeśli chodzi o źródła wiedzy w Internecie, a często również poza nim. To cecha, którą nabyłam podczas studiowania biotechnologii na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi. Choć zmieniłam kierunek studiów i rozwijam się w kierunku wiedzy o żywieniu, to na co dzień korzystam z jednej umiejętności, którą dały mi tamte studia. Mogłabym określić to dumnie brzmiącym naukowym zacięciem – trzymajmy się tego zwrotu z powodu braku lepszego określenia.
Biotechnologia jest prężnie rozwijającą się, dość młodą dziedziną nauki. Podczas studiów miałam do czynienia z bardzo dużą ilością artykułów naukowych. Moim zadaniem było wyszukiwanie ich, czytanie, interpretowanie, porównywanie i wyłanianie z nich konkretnych faktów, na których poznaniu mi zależało.
Nie znosiłam tego zajęcia. Było trudne, żmudne i momentami nudne. Ale z każdym kolejnym artykułem, przez który musiałam przebrnąć, analiza kolejnych stawała się coraz łatwiejsza. W pewnym momencie stała się przydatnym narzędziem, a nie jak wcześniej, kulą u nogi.
Przygodę z biotechnologią zakończyłam na etapie studiów licencjackich, ale z umiejętności poszukiwania i interpretacji artykułów naukowych korzystam z bardzo dużą częstotliwością. Jestem przekonana, że gdyby nie studiowanie biotechnologii, nie podchodziłabym w tak rzeczowy sposób do tematyki żywienia.
Moją dużą ambicją jest przygotowywanie tekstów z kategorii o roboczej nazwie Evidence Based Blogging – blogowanie oparte na wiedzy. Cieszę się, że wśród Was są osoby, które nie tylko angażują się w czytanie tych dość skomplikowanych wpisów, ale nawet określają je mianem swoich ulubionych!
Na co dzień, nawet przy łatwiejszych, mniej rozbudowanych tekstach, dbam o to, by informacje w nich zawarte były wiarygodne. Porównuję, doczytuję, sprawdzam. Jeśli się waham – nie publikuję. Biorę odpowiedzialność za to, co piszę na blogu. Zdaję sobie sprawę, że pomimo moich starań, wśród ponad 400 wpisów na blogu, mogła się pojawić jakaś nieścisłość, niekonsekwencja czy – oby nie – błędna informacja.
Musicie pamiętać, że nawet sprawdzone źródło może przekazać niesprawdzoną informację. Porozmawiajmy więc o tym, jak nie dać się zrobić w balona.
Są na to dwa sposoby:
Szukajcie ekspertów w swojej branży. Nie idźcie po dietę do trenera personalnego, a dietetyka nie pytajcie o plan treningowy. Jeden i drugi może udzielić podpowiedzi, sugestii, ukierunkować, ale nie powinien wchodzić w kompetencje eksperta z drugiej dziedziny! Kwestie żywienia i treningów są na tyle skomplikowane, że osoby mające ogromną, stale aktualizowaną wiedzę z obu dziedzin, należą do zdecydowanej mniejszości.
Niestety, bez dużej wiedzy ogólnej nawet artykuły publikowane w zaufanych źródłach mogą nie udzielać jednoznacznych odpowiedzi na interesujące nas kwestie. Wszystko sprowadza się do tego, by na dane zagadnienie umieć spojrzeć w wielu wymiarach. Porównać dotychczasowy stan wiedzy z wynikami artykułu, umieć ocenić grupę badawczą, zastosowane metody diagnostyczne czy nawet statystyczne. Jest to trudne, żmudne i wymaga naukowego zacięcia.
Zaznaczę, że jak w każdej branży, tak i w nauce, znajdą się osoby, które nie najlepiej wykonują swoją pracę. Niektórzy decydują się na karierę naukową z braku lepszego pomysłu na to, co robić po studiach. Inni są po prostu nierzetelni i za bardzo cenią sobie chwilową popularność za sprawą postawienia i rzekomego udowodnienia kontrowersyjnej tezy. Uspokoję Was – żadnej z tej osób nie zawdzięczamy dokonującego się w nauce (i na świecie) postępu, bo bez pasji dokonanie przełomowego odkrycia byłoby niemożliwe.
Jaka postać pojawia Ci się przed oczami, gdy próbujesz wizualizować słowo naukowiec? Rozczochrany Einstein, Galileo w śmiesznym żabocie, Maria Skłodowska-Curie z powściągliwą miną?
Naukowcy, to nie tylko postaci z czarno – białych zdjęć. To ludzie z krwi i kości, którzy w swojej pasji, nauce, odkryli sposób na życie. Próbują odpowiedzieć na pytania, na które nikt nie odpowiedział, rozwikłać nierozwikłane kwestie. Część z nich zdaje się być super ludźmi również prywatnie.
Wyobrażacie sobie poważnego profesora, odkrywcę, naukowca, nagrywającego filmy na YT? Nie? Poznajcie Michio Kaku:
Nauka kojarzy nam się z czymś abstrakcyjnym, nienamacalnym i dostępnym dla wąskiego grona osób. Tymczasem nauka skutkuje powstawaniem wielu rzeczy, które przydają nam się na co dzień. Zamiast wymieniać kolejnych mężczyzn wspomnę o tym, że w Polsce 39 % naukowców to kobiety (dane EFS). Polka dr Maria Władyka – Przybylak stworzyła ognioodporną farbę do drewna, która pod wpływem wysokiej temperatury pęcznieje i opóźnia wybuch pożaru o około 30 minut, dając czas na ewakuację osób przebywających w budynku. Mamy też prof. dr hab. Alfredę Padzik – Graczyk, której fotouczulacze ułatwiające diagnostykę i leczenie nowotworów zostały opatentowane w 22 krajach. Françoise Barré-Sinoussi odkryła, że to wirus HIV jest przyczyną AIDS. Przykładów z Polski i świata jest znacznie więcej.
Pracę naukowców należy doceniać i umiejętnie korzystać z jej efektów. Naukowcy, to często superbohaterowie naszych czasów. Odgrywają ogromną rolę w dokonywaniu się wszelkiego postępu. Są bystrzy, błyskotliwi, pracowici i zdeterminowani. W niczym nie przypominają smutnego Pana w rękawiczkach, który niecierpliwie zerka na zegarek, by urwać się wcześniej z pracy (by zdążyć do drugiej pracy, by dorobić do wypłaty).
By docenić kobiety w świecie nauki, zwiększyć ich szanse na rozwój i poprawić komfort życia, L’Oréal Polska w 2000 zorganizowało program stypendialny L’Oréal Dla kobiet i nauki. Jest to unikalne przedsięwzięcie skierowane do kobiet – naukowców. Konkurs jest organizowany wraz z Komitetem ds. UNESCO oraz Ministerstwem Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Każdego roku 5 kobiet wyłonionych w konkursie otrzymuje roczne stypendium (20 000 – 35 000 zł). Zwycięzców wybiera niezależne jury złożone z wybitnych przedstawicieli polskiej nauki.
Szczegóły na temat programu znajdziecie na stronie www.lorealdlakobietinauki.pl
Bardzo się cieszę, że oprócz rządowych programów stypendialnych, istnieją również inne sposoby pozyskiwania wsparcia finansowego.
Ucieszyłam się tym bardziej, gdy zobaczyłam, że laureatką poprzedniej edycji jest mgr Justyna Chałubińska – Fendler, badaczka wczesnego wykrywania reakcji popromiennej w radioterapii raka płuca i jednocześnie żona jednego z najlepszych młodych wykładowców (i naukowców), jakiego miałam okazję poznać.
Mam nadzieję, że wraz z moim rosnącym zaangażowaniem w tworzenie bloga, będzie rosło Wasze zaufanie do prezentowanych przeze mnie treści. Jasno określiłam kierunek rozwoju bloga, wiem jakiej jakości treści z tematyki zdrowego odżywiania i odchudzania chcę (i będę publikować). Wiem też, że nadchodzące zmiany bardzo Wam się spodobają. Będę mogła opowiedzieć o nich więcej w czerwcu. Nie mogę się doczekać!
Wpis powstał we współpracy z L’Oréal Polska.
Oliwa z oliwek*, od wieków ceniona w krajach basenu Morza Śródziemnego, jest nie tylko fundamentem kuchni tych regionów, ale i cennym składnikiem kosmetycznym oraz ważnym elementem naturalnej medycyny. Dzięki unikalnym…
Olej palmowy, bohater wielu dyskusji, budzi równie wiele kontrowersji co niezliczone memy na temat jego wpływu na zdrowie i środowisko. Czy olej palmowy to rzeczywiście ekologiczny przestępca i zdrowotny sabotażysta,…
W wielu miejscach (w sieci, od dietetyka, lekarza czy na ploteczkach osiedlowych u fryzjerki) słyszy się, że warto jeść pełnowartościowe/zbilansowane posiłki na co dzień. Mówi się, że to podstawa zdrowej…
Woda kokosowa, czyli naturalny izotonik prosto z tropików, to coś więcej niż tylko insta-friendly-napój. Pozyskiwana z młodych, zielonych kokosów, jest nie tylko wyjątkowo orzeźwiająca, ale i kryje w sobie bogactwo…
Planujesz studia doktoranckie?
Na pewno nie bezpośrednio po magisterce. Mam do zrealizowania dużo pomysłów, do których nie jest mi potrzebne dr przed nazwiskiem :).
Ale może kiedyś – fajnie byłoby być doktorem nie tylko lajfstajlu 😀
a’propos witaminy C- aluzja do pewnego genialnego pana inżyniera leczącego nieuleczlne? ten pan powienien zostać skazany na banicję przez środowisko medyczne, robi nam tyle krzywdy, że moje serce krwawi…
Ehh, trafiłaś w sedno. Już nie wymieniam z nazwiska, bo kiedyś dostałam za to po głowie od wyznawców, a nie czuję się gotowa na kłótnie w imię czegoś, co jest tak bardzo niewarte uwagi ;).
Bardzo podoba mi się Twój wpis 🙂 Naprawdę podziwiam taką szczerość i rzeczowość. Niestety, szkoda że w naszych czasach, roi się od ludzi którzy „co nieco” wiedzą i zabierają głos w dyskusjach. Swoim wpisem zmotywowałaś mnie do nauki (niestety sesja zbliża się wielkimi krokami; teraz prowadzący męczą nas kolokwiami- poszaleli!). Dziękuję bardzo i życzę powodzenia w zgłębianiu wiedzy. Nie zapomnij podzielić się nią z nami czytelnikami :))
Będzie jej tylko więcej! 🙂
Mam wrażenie, że nie ma żadnej informacji dotyczącej żywienia, która byłaby potwierdzona przez wszystkie źródła. To jest jakieś szaleństwo i zgadzam się, że trzeba mieć naukowe zacięcie, aby chcieć w to tak głęboko wnikać i przy okazji nie zwariować. Każdemu tak naprawdę można zarzucić, że prawda którą głosi jest gównoprawdą, bo gdzieś istnieje jakaś inna prawda. Czytam czasami badania naukowe na jakiś temat, potem trafiam na badania mówiące coś dokładnie odwrotnego… Nawet u specjalistów można zaobserwować duże różnice zdań oraz szerzenie pewnych mitów żywieniowych, a przecież każdy z nich uważa się za specjalistę w swojej dziedzinie. Przyznam, że mam tego już tak bardzo dość, że zdystansowałam się do tego wszystkiego. Ufam swojej intuicji, organizmowi i wynikom moich prywatnych badań. Jeśli nagle pojawią się badania na to, że warzywa i pełne ziarna są złe i że powinno się jeść tylko białą mąkę i cukier (celowo podaję absurdalny przykład aby lepiej zobrazować o co mi chodzi), to ja nie rzucę się na kajzerki i słodycze, bo przetestowałam już na sobie, że mi to nie służy. Tak samo jak ktoś mi powie, że pomidory są zdrowe, nie oczekuję badań naukowych, które mi to potwierdzą. Tylko żebym nie została źle zrozumiana – nie neguję nauki, uważam ją za coś wspaniałego i cieszę się, że tak bardzo idzie ona do przodu. Ale uważam też, że jak ktoś nie ma zacięcia naukowego to nie ma potrzeby aby tak głęboko w to wszystko wnikał, wszystko weryfikował… Nie wydaje mi się, aby to było zdrowe dla przeciętnego człowieka, bo w efekcie będzie mógł pić tylko wodę albo żywić się powietrzem :).
P.s. Nie mówię teraz o Tobie, bo w Twoim zawodzie to normalne, że masz potrzebę wejścia w temat głębiej.
Mam podobne odczucia. Czasami im bardziej zagłębiam się w jakiś temat, tym dowiaduję się bardziej sprzecznych informacji. Chociaż biorąc pod uwagę, że każdy z nas jest inny, żyje w różnym, zmieniającym się środowisku, to aż tak bardzo nie dziwi 🙂 Najgorsze są jednak osoby, które chcą zabłysnąć jakąś przełomową teorią, której skutki później mocno szkodzą dużej ilości osób. Trzeba się mieć na baczności 😉
Jasne, nawet w obrębie jednej konferencji naukowej zdarzają się prezentację o przeciwstawnych tezach. A jak się kłócą ze sobą naukowcy, to w ogóle jest wesoło! 🙂 Najważniejsze w interpretowaniu wszelkich źródeł jest pozostanie wiernym zdrowemu rozsądkowi, intuicji i doświadczeniom :).
Po pierwsze – pięknie napisany, solidny, praktyczny i ciekawy artykuł. Po drugie – tak profesjonalnie podchodzisz do kwestii doboru źródeł i sposobu czytania publikacji, że ciężko uwierzyć, że kiedyś tego nie cierpiałaś. Po trzecie – żałuję, że nie natknęłam się na taki artykuł 6 lat temu, gdy miałam zacząć studia. Uważam, że obowiązkowym przedmiotem na studiach biologiczno-biotechnologicznych powinien być taki traktujący o analizie i wyszukiwaniu rzetelnych publikacji (czyli rozbicie Twojego posta na kilka bloków tematycznych i dokładne omówienie). Po czwarte – inni blogerzy chcący brylować w tematyce „fit” powinni poważnie zastanowić się nad Twoim postem, bo nie wszystkie blogi, jakie napotykam mają tak dokładnie opracowane i rzetelne źródła wiedzy. Po piąte – nie zapominajmy o postaci Ludwika Hirszfelda, odkrywcy grup krwi 🙂 I po szóste – życzę powodzenia w dalszych poszukiwaniach, bo wiem z doświadczenia ile to wymaga cierpliwości i rozważań na temat przeczytanych treści.
Bardzo dziękuję <3. Od lipca poświęcam się blogowi, więc to na pewno zaowocuje większą ilością merytorycznych wpisów 🙂
A jak podejdziesz do tego, że w tym samym momencie można przeczytać sprzeczne artykuły, badania? Jak sama napisałaś „do każdej tezy można znaleźć solidne argumenty” – skąd wiedzieć, że ktoś, komu ufamy nie nadużywa zaufania? Ograniczając się do jednej osoby jako wyroczni, głównego źródła wiedzy w gruncie rzeczy oddajemy w jej ręce nasze zdrowie,a tym samym bezpieczeństwo. Czy to na pewno dobre?
Też mam ten problem. Kiedy nie jest się ekspertem w danej dziedzinie, ciężko stwierdzić, kto ma rację. Np w ostatnim numerze Food forum obok siebie były dwa artykuły dot. strączkowych, jeden artykuł ich zdecydowanie nie polecał, drugi wręcz przeciwnie….
Food Forum dla mnie zupełnie nie jest wiarygodną gazetą, takich kwiatków jest znacznie więcej. W składzie redaktorów dominują „żywieniowi celebryci” i z perspektywy producentów jest to zrozumiałe zagranie – to po prostu zwiększa sprzedaż.
Najgorsze jest to, że nawet w ramach jeden konferencji naukowej można być świadkiem kłótni dwóch naukowców z ogromnym dorobkiem naukowym, którzy mają zupełnie różne zdanie w tej samej kwestii.
Wydaje mi się, że najlepszą odpowiedzią na to pytanie będzie kierowanie się zdrowym rozsądkiem i intuicją. Ja zaakceptowałam fakt, że nie jestem w stanie żywić się w 100% prawidłowo, bo nie jestem gotowa podporządkowywać całego życia żywieniu i treningom. Czerpię radość z jedzenia, odkrywam nowe smaki i staram się wyeliminować z jadłospisu bezsprzecznie niezdrowe produkty. Jeśli chciałoby się uniknąć wszystkiego, co działa negatywnie na zdrowie, należałoby każdemu palaczowi gasić jego fajkę na czole, bojkotować kierowców samochodów, walczyć razem z ekologami o zmniejszenie produkcji dwutlenku węgla itd. itd.
Wg mnie to walka z wiatrakami, na którą życie jest zdecydowanie za krótkie.
Mam pewien problem. Rano nigdy nie mam apetytu, ciężko mi nawet kromkę chleba przełknąć. Dopiero po jakichś 2 godzinach dopada mnie wilczy głód, a wtedy jestem poza domem i nie mogę zjeść porządnego śniadania :/. Co mogę z tym zrobić?
W takiej sytuacji najlepiej po prostu „nauczyć się” porannego apetytu. Zacznij od lekkich śniadań, moze półpłynnych? Koktajle, smoothie, coś, co nie wymaga dużego zaangażowania w trakcie jedzenia :). Jeśli zaczniesz wprowadzać nawet małe posiłki od rana, to z czasem zapotrzebowanie się zwiększy.
Domyślam się, że przez to, że nie możesz zjeść śniadania, pierwszym posiłkiem jest bardzo obfity obiad?
Może jesz niedługo przed snem? Zauważyłam po sobie, że gdy zjem dość dużo a krótko potem pójdę spać, to rano kompletnie nie mam apetytu.
Mogłabyś opowiedzieć o śniadaniach białkowo tłuszczowych i tym jak działa ta „magia” kortyzolu w nocy i po przebudzeniu? W internecie jest o tym trochę informacji ale nie są one zbyt przystępne i średnio wiarygodne. Byłabym bardzo wdzięczna.
Bardzo chętnie 🙂 Mam to na liście wpisów „na wczoraj”, szkic już zrobiony i stopniowo rozwijam kolejne punkty 🙂 Mam nadzieję, że uda mi się opublikować go w ciągu miesiąca.
Świetne złote myśli 🙂
Może pomyślisz, że jakiś „nie uk” jestem, ale właśnie przez nierzetelność/ nieaktualność/ niedopracowanie/ nieźrółowanie….itd. Nie czytam materiałów naukowych. Fakt, może dlatego, że w wieku 30 lat już ich trochę mam za sobą(choć uwielbiam ciągle coś się uczyć). Mam z nimi taki problem, o którym zresztą piszesz, że każdy wie lepiej SWOJE :). Twoje materiały bardzo lubię, bo są przejrzyste i pisane są dla ludzi. Bo jaki sens jest pisania materiału przez intelektualistę dla intelektualisty??? Każdy intelektualista wie lepiej przecież :D. Twoje materiały uwielbiam, bo choć to nie moja działka wiedzy……nigdy nie wiesz kiedy ci się przyda :D. Może np. podczas biznesowego spotkania, dzięki mojej bystrzoźci ktoś mnie zauważy? 😀
Uwielbiam Twoje teksty! Łączysz wiedzę z przystepnoscia, polotem do pisania i urokiem osobistym:)
Ja też nie mogę się doczekać! 😉