Blog

powrót
Wróć
01.02.2017

O marzeniu, które NA SZCZĘŚCIE się nie spełniło

Lajfstajl
--

Wiesz jak to jest chcieć czegoś tak, że wydaje Ci się, że bardziej się nie da? Tak, że nawet wydaje Ci się, że wcale Ci się nie wydaje!

Bo Ty po prostu to wiesz. Jesteś przekonany. Na bank, na pewno i na 100%! skoro pragniesz tego każdą komórką ciała z osobna, Twoje myśli krążą wokół tego celu, podporządkowujesz mu swoją codzienność i bliższą lub dalszą przyszłość, to chyba naprawdę to wiesz. Dajesz z siebie wszystko i ciut ciut, stajesz na rzęsach jednocześnie klaszcząc uszami, łapiesz się każdej brzytwy, nie przepuszczasz żadnej okazji i starasz się tak, jakby od tego zależało Twoje życie. Nie może być inaczej, skoro to Twoje największe marzenie. Najistotniejszy cel. Kraina mlekiem i miodem płynąca (a nawet jeśli nie, to i tak warta każdej zarwanej nocy, wszystkich wyrwanych z głowy włosów i każdego ostatka sił też).

W moim przypadku jednocześnie był to wyznacznik zawodowej i życiowej ścieżki.

Dokładnie tak jawiło mi się bycie lekarzem.

Mam naście lat. Wizję świata buduję na podstawie tego, co widzę w swoim najbliższym otoczeniu. Na bazie chwytliwych historii z mediów. Na podstawie ukochanych książek, które czytam w ilościach hurtowych. Na opiniach rodziców.  Własnych doświadczeń mam właściwie tyle, co nic.

Wiem jedynie, że praca na festynach nie jest szczytem moich marzeń, że nie spełniam się jako kelnerka, bycie hostessą daje niewiele satysfakcji, a na firmowe adidasy trzeba pracować kilkadziesiąt godzin.

Z czasem zaczynam myśleć, że chyba nie jestem głupia. Szybko czytam, a to co przeczytam, szybko zapamiętuję. Czerwony pasek zdobi każde świadectwo. Wygrywam konkursy. Rozumiem trudne rzeczy.

Nie mam pojęcia, co chcę robić w przyszłości. Nawet dziecięce marzenie o bogatym mężu odpada, bo przecież bym się nie realizowała! Musi być trudno, musi być ciężko, muszę tym sobie imponować, muszę mieć pieniądze na adidasy i wakacje dwa razy w roku!

Wiem! Eureka! Będę prawnikiem! No to wybieram liceum o odpowiednim profilu i renomie. Tak się złożyło, że najbliższe znajdowało się 60 kilometrów od rodzinnego miasta. Mieszkam z licealistką i studentką. Wyję w poduszkę co wieczór. Taka dorosła, taka dojrzała! Na szczęście swoją dorosłą córunię uratowali rodzice. W listopadzie wróciłam do rodzinnego domu i poszłam do najbliższego liceum.

Gdzieś w międzyczasie zrozumiałam, że nie chcę być prawnikiem, bo już po krótkim epizodzie z elitarnym liceum miałam dość elitarnie nadętych bufonów i ich wiecznie spiętych tyłków.

Nie pytajcie, dlaczego uznałam, że bycie lekarzem może być pod tym względem lepsze od bycia prawnikiem. Zmieniłam profil, zakopałam się w książkach, a im dłużej się uczyłam, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że leczenie ludzi jest tym, co chcę robić. Że chcę być takim lekarzem, z którego ust nigdy nie padnie zwrot taka Pani uroda, który nie raz przyprawił mnie o mdłości. Z misją, z powołaniem, z rozwiązującym problemy, przy których inni specjaliści rozkładali ręce.

Perspektywa na satysfakcję z wykonywanej pracy (i jej prestiżowego charakteru), możliwości ciągłego rozwoju, rozwiązywania problemów innych osób, wysokich zarobków jawiła mi się jako kraina miodem i mlekiem płynąca. W tamtym momencie nie myślałam o wieloletniej rezydenturze, specjalizacji, długiej ścieżce naukowej (choć oczywiście miałam w planach wiele skrótów przed nazwiskiem, jakżeby inaczej, skoro ustaliliśmy już, że byłam ambitna).

Miałam bosko zdać maturę, bezproblemowo przejść etap studiów i w końcu zacząć robić rzeczy ważne!

No i jakoś tak nie wyszło. Ba! Nie wyszło nawet dwa razy. Po pierwszym zbyt słabym wyniku egzaminu maturalnego postanowiłam zrobić rok przerwy przed pójściem na studia. Nie chciałam robić nic innego. Przedstawiłam pomysł rodzicom, zaakceptowali go (i umożliwili korepetycje). Pracowałam na swoje marzenie kolejny rok. Uczyłam się jeszcze więcej, jeszcze pilniej z jeszcze większym zaangażowaniem.

I co?

Koniec świata. Porażka. Niepowodzenie. Atak terrorystyczny na poczucie własnej wartości, zamach na pewność siebie i wiarę we własne możliwości, turbo doładowanie kompleksów i wątpliwości. Zabarykadowana w pokoju, pod toną koców i kołder, odmawiam jedzenia i picia, bo po co, skoro świat właśnie się zawalił. Nie chcę myśleć o alternatywnym kierunku, o planie B, o niczym nie chcę myśleć. Nic już mnie w życiu dobrego nie spotka, nic nie ucieszy, nic nie da satysfakcji.

Po raz kolejny w tej historii pojawią się rodzice, tym razem w pakiecie z moim (jeszcze wtedy) chłopakiem, Łukaszem. Postawili mnie do pionu. Skoro nie mogę być lekarzem, to będę chociaż na Uniwersytecie Medycznym i z czymś medycznym w nazwie kierunku. Biotechnologia jest spoko! Co prawda będę mogła rozmawiać jedynie z komórkami w trakcie hodowli, a nie z ludźmi, no ale przecież ktoś w końcu musi wymyślić ten lek na raka.

No to studiuję. Niby fajne rzeczy. Niby ciekawe. Znajomi ekstra! Życie studenckie super. Ale pracować w laboratorium nie będę! Praca w dziale marketingu firmy farmaceutycznej brzmi już lepiej. Choć w głowie zaczyna świtać myśl…

Co prawda nie byłabym lekarzem, ale miałabym pacjentów.
Nie przepisywałabym leków, ale mogłabym poprawiać ich stan zdrowia.
Mogłabym pracować na swoim.
Wiedza w tym temacie ciągle się zmienia, muszę się uczyć non stop.

Jest wyzwanie! Jest nowy cel! Będę dietetykiem.

Jak zadecydowałam, tak… Zostałam sprowadzona na ziemię. Bo „W Polsce ludzie nie mają pieniędzy na chleb, a co dopiero na wizytę, podczas której mieliby się dowiedzieć jaki chleb kupić!”. Bo „każdy może być dietetykiem, studia nie są do tego nawet potrzebne”. Bo „trzeba świecić przykładem, a Ty masz problemy z wagą”.

To ostatnie było akurat prawdą. Na pierwszy rok studiów przypadał najgorszy okres moich problemów hormonalnych i tym samym sylwetki. I w tym zobaczyłam swoją szansę. Klamka zapadła, zaczęłam oszczędzać, by sfinansować zaoczne studia. Wzięłam się za siebie, zaczęłam chłonąć kolejne książki, artykuły i… blogi. Aż w końcu założyłam ten, który właśnie czytasz. Minęło trzy i pół roku.

Skończyłam biotechnologię. Jestem na ostatnim semestrze studiów magisterskich z dietetyki. Mam za sobą wiele wizyt w szpitalach, rozmów ze znajomymi studentami medycyny i młodymi lekarzami.

Jestem bardzo szczęśliwa, że moje marzenie się nie spełniło. Kilka lat temu przyznanie się do tego, że nie dostałam się na wymarzone studia byłoby dla mnie przejawem słabości, tchórzostwa i braku ambicji. Teraz nie boję się napisać że kilkunastogodzinne dyżury, zależność od krzywdzącego systemu, brak czasu na rozwój osobisty i życie rodzinne to nie moja bajka. Że wszystkie znaki i wydarzenia wskazują na to, że nie nadawałabym się do wykonywania tego zawodu w jego aktualnym kształcie (w Polsce, z polskim NFZem i MZ na czele).

Pasjonuję się żywieniem, psychodietetyką i endokrynologią. Uwielbiam analizować trudne przypadki. Szukać źródeł najbardziej aktualnych i wiarygodnych informacji. Pisać o sprawach związanych z odżywianiem. Rozmawiać o nich z innymi. Prowadzić konsultacje.

Znalazłam swój sposób na życie w miejscu, w którym nawet nie chciałam go szukać.

Nie byłabym dobra w tym, co robię, gdyby nie to, że kiedyś marzyłam o byciu lekarzem. Że studiując biotechnologię nauczyłam się analizować artykuły naukowe i krytycznie podchodzić do nierzetelnych informacji. Że całe życie dużo się uczyłam, dzięki czemu do dziś szybko przyswajam wiedzę.

Realizuję się w tym, co robię. Moje plany na przyszłość krążą wokół pracy w zawodzie. Widzę ogromne pole do popisu – w Polsce jest jeszcze dużo do zrobienia, jeśli chodzi o popularyzowanie zdrowego stylu życia, a przede wszystkim zdrowego podejścia do odchudzania.

Jestem kowalem swojego losu, mogę realizować się już w trakcie studiów, nie mam nad sobą ordynatora i kilkunastu innych osób, które mają swoją wizję. Sama wybieram od kogo chcę się uczyć. Którym obszarem chcę się zajmować – nie muszę martwić się o to czy minister zdrowia uwzględni odpowiednią ilość miejsc w mojej wymarzonej specjalizacji. Nie muszę przejmować się tym, że mdleję na widok krwi, że po wejściu na szpitalny oddział robi mi się słabo, a prawie każdą rozmowę czy wywiad żywieniowy z chorą osobą przeżywam jeszcze długo po jej zakończeniu.

Dzięki temu, że tamto marzenie się nie spełniło mogę prowadzić ten blog i zarażać innych swoim podejściem już dziś, teraz, zaraz! Mogłam też stworzyć Korepetycje z odchudzania. To mój kurs online, w którym nie tylko mówię, co warto jeść i jak trenować, by schudnąć, ale też jak sprawić, że faktycznie będzie chciało się to robić. I nie rzucić w kąt po kilku tygodniach.

Wypróbuj KzO przed zakupem!

Zapisz się do newslettera by otrzymać darmowe fragmenty kursu KzO

  • Korepetycje z odchudzania to mój najlepszy, najbardziej kompleksowy produkt dla osób chcących schudnąć. 
  • przez 3 dni będziesz otrzymywać fragmenty lekcji i będziesz na bieżąco z nowościami i promocjami na produkty ułatwiające trochę zdrow(sz)e życie
  • Wideo, podcast albo rozdział książki – możesz uczyć się tak, jak lubisz. Jeśli uznasz, że to kurs dla Ciebie, będziesz mogła kupić pełną wersję z dużą zniżką.
  • Wstrzymaj się z ewentualnym zakupem do trzeciego maila! 😉
  • Zero spamu!

Do zobaczenia!

Uważaj o czym marzysz

Niektórych planów nie udaje się zrealizować, by mieć czas na realizację innych. Może lepszych.

Niektórzy ludzie muszą zniknąć z naszego życia, byśmy otworzyli się na nowych. Może bardziej wartościowych.

Niektóre marzenia na szczęście się nie spełniają, żebyśmy mogli na nowo odkryć coś, co daje prawdziwą satysfakcje.

Z optymizmem stwierdzam, że moim czymś jest dokładnie to, co robię teraz. Co za szczęście, że tamto marzenie się nie spełniło!

Autor wpisu

Monika Ciesielska

Dietetyk, samozwańczy doktor Lifestyle - pisze lekko o sprawach wagi ciężkiej. Promuje zdrowe podejście do zdrowego stylu życia i pozytywne odchudzanie oparte na skutecznych, udowodnionych naukowo metodach. Lubi czekoladę i hamburgery, ale udało jej się schudnąć - Tobie też ułatwi zadanie.

Komentarze

Komentuj jako gość:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

lub
  • Obie sie realizujemy. Ja zamarzylam o byciu lekarzem, poszlam za ta zwiewna wizja, obilam sie o proze zycia i pracy w Polsce, wybralam ulotna, najbardziej humanistyczna z lekarskich specjalizacji i zycie na emigracji. Tu pomagam ludziom moze nie w idealny ale zblizony do idealu sposob, realizuje siebie, mam czas wolny, mam wystarczajaco pieniedzy na dobre zycie i rozrywki. Choc sporo kosztowalo to pracy, wysilku a i lez. Ale osiagnelam wiele celow, kolejne przede mna. Np. skonczenie kursy i polepszenie zdrowia i wygladu. Buzka ze Szwecji.

    • W tekście zapomniałam dodać, ile czasu musiało minąć, bym nauczyła się cieszyć takim, a nie innym obrotem spraw. Bo żal czułam dużo dłużej, niż kilka miesięcy po odebraniu (po raz drugi) zbyt słabych wyników egzaminu maturalnego. Odnalazłam się w nowej sytuacji, czerpię ogromną satysfakcję, ale nie wiem czy nie byłoby dla mnie lepiej, gdybym jednak miała te kilka punktów więcej na świadectwie. Ale nauczyłam się nad tym nie dumać, wykorzystywać w 100% aktualne możliwości :).

      Mam cichą nadzieję, że kiedyś w Polsce lekarze też będą mogli (i chcieli) zacząć leczyć w sposób, który opisujesz w komentarzu.

      • Jak to bylo mowione w jednej z TED talks – stwierdzenie, ze „co cie nie zabije, to cie wzmocni” jest mitem – co cie nie zabije, moze cie okaleczyc. Oczywiscie, ze lepiej by bylo gdybys zdala pomyslnie ta mature – nawet jesli mialabys rzucic medycyne po paru latach na rzecz dietetyki. Wtedy nie czulabys sie jak kupa g, nie musialabys niczego sobie udowadniac, nie mialabys takiego problemu z porownywaniem sie do innych i pewnoscia siebie. Trauma i ciezkie przezycia wcale nie uszlachetniaja i warto, by bylo ich jak najmniej.

        • Pewnie ze tak. Ale same studia nie sa lekkie i moze traumy nie mam ale pare negatywnych wspomnien sie znajdzie. Moze ciezkie przezycia nie uszlachetniaja ale w kompilacji z tymi dobrymi, jesli jest ich mniej wiecej po rowno – wiele nas ucza o nas samych i naszej rodzinie, znajomych, przyjaciolach…

        • Zgadzam się z głównym zamysłem komentarza, ale totalnie buntuję się przeciwko gdybaniu i wyrokowaniu „co bym miała gdyby nie to, a czego bym nie miała”. Nie wiem tego, a tym bardziej nie wiesz tego Ty, bazując na obrazie mojej osoby, który wykreowałaś czytając mojego bloga.

          Postrzegamy innych przez filtr złożony z mixu własnych doświadczeń, przekonań. A łącząc ten fakt z ocenianiem kogoś przez wycinek jego poglądów i codzienności pokazywanej w INternecie, możemy otrzymać obraz w naprawdę krzywym zwierciadle.

          A że ból nie uszlachetnia? No pewnie, że nie. Ból po prostu boli i to najczęściej mocno jak cholera. Wystarczy jednak poczytać o analgezji, by zrozumieć, że wizja życia bez niego wcale nie jest taka fajna 😀

        • No tak, dosc mocno uproscilam sprawe w komentarzu. Wiadomo jak jest. Chodzilo mi o ogolny przekaz – ze mimo iz porazki sa nieodlacznym elementem zycia i probowania nowych rzeczy, to tych bardziej spektakularnych czasem lepiej sobie oszczedzic – zwlaszcza w mlodym wieku, gdy ta psychika jest zupelnie inna. Z drugiej strony tak mysle, ze gdy czlowiek czegos naprawde chce (a nie jak sama napisalas – wydaje mu sie, ze chce) np. byc lekarzem, to probuje zdawac jeszcze z raz czy dwa nawet studiujac cos innego. Znam ludzi, co poszli na medycyne po innych, jednolitych magisterskich studiach.

          Ola tez ma racje choc nie w twoim przypadku. Jest jednak masa ludzi, ktorzy sa sfrustrowani, bo cos im nie wyszlo i np przerzucaja swoje ambicje na wlasne dzieci. Nawet jesli osiagaja duzo w nowej dziedzinie to frustracja i poczucie niespelnienia ich zjada.

          Ja sie ciesze, ze niektore z moich planow nie wyszly, bo w tamtym momencie mialam zupelnie inne wyobrazenia, wiedze i gdybym wiedziala to, co wiem teraz – w zyciu bym tego nie chciala. Co ciekawe kierowalam sie ambicjami i tym, co wydawalo mi sie fajne a nie rzeczywistymi potrzebami 😛

        • Sorry, ale ucząc się do egzaminu z psychopatologii, , jak czytam „trauma i ciezkie przezycia” (co do drugiego pewnie i tak, aczkolwiek chodzi mi o kontekst) w odniesieniu do tego, co Monika pisze w poście (czyli postawy kompletnie innej) – nóż mi się w kieszeni otwiera.

          Tym bardziej stwierdzenie „co cie nie zabije, to cie wzmocni” w kontekście tego artykułu jest jak najbardziej trafne. A niech rękę podniesie ten, kto nie czuł się po maturze jak kupa przysłowiowego „gówna” – albo z wysiłku, ze zmęczenia, poczucia bezsensu całej istoty matury, niepowodzenia, niedokładnego douczenia się, niedostania się na studia, ba – nieposiadania w ogóle planu na dalsze życie… Ciekawe czy takie ewenementy się znajdą.

      • Jak się nie ma co się lubi ….trzwba polubić co się ma…taka prawda …niestety….zawsze pozostanie poczucie porazki i zawsze bedziesz się pocieszac dietetyką.

        • Ola, życzę Ci dużo dobrych rzeczy w życiu, bo tylko własne pozytywne doświadczenia, pomogą Ci zrozumieć, że nie masz racji w tym, co piszesz :).

          Skoro nie zrozumiałaś przesłania tekstu, to spróbuję postarać się bardziej i posłużę się pewnym przykładem.

          Nastolatka ma chłopaka. Kilka lat. Nie wyobraża sobie bez niego życia! Jest księciem z bajki. Przystojny, zabawny, dusza towarzystwa. Dba o nią, troszczy się, zabiera ją do kina, planują wspólną przyszłość. wszyscy go uwielbiają i uwielbia go ona.

          Rzuca ją. Świat się zawalił. Już nigdy nikogo nie pokocha, nie chce nikogo innego, bo nikt nie będzie równie dobrym partnerem.

          Po kilku latach poznaje kogoś i się zakochuje. Myśli, że to pewnie złudzenie, bo przecież ON ma jedną zasadniczą wadę. NIE JEST NIM. Mijają kolejne miesiące, poznają się coraz lepiej. Ona nie jest już nastolatką, tylkl młodą kobietą. Mieszkają razem, są świetnie dopasowani. Doświadczenie które ona zdobywa wraz z wiekiem i postępującym samorozwojem pozwalają jej zauważyć, że nastoletnia miłość bazowała na przekonaniach, które z czasem straciły na wartości. I rzeczy stały się ważne, inne cechy ceni, a nowy partner swoją postawą obnaża wady poprzedniego partnera.

          Teraz nie buduje swoich przekonań na wykreowanych pozorach, a na faktach z ostatnich lat. Kocha swojego faceta, poznała go w skrajnie różnych sytuacjach i może z pełnym przekonaniem powiedzieć, że zna tego faceta i bierze go w pakiecie z wadamk i zaletami.

          Czy to znaczy, że do końca życia będzie wzdychać do byłego, który wtedy był szczytem marzeń i nowym partnerem będzie się jedynke pocieszać? Czy może jedynie wspomni go czasem z sentymentem, ale bez cienia wątpliwości, że dobrze się stało?

  • Świetna historia! Najważniejsze to robić w życiu to co się kocha! 🙂 Mi też się udało :)))) Buziak! 😉

  • I chyba wygrałaś podwójnie że kończysz teraz dietetykę. Ja kocham medycynę. Szłam na medycynę z pieśnią na ustach, chcęcią wyjechania do Afryki i leczenia biednych dzieci z polio. CM UJ Kraków prestiż wow wow… Kończę te studia przygnębiona poziomem społeczeństwa, tym jak mój zawód jest niedoceniany, jak ocenia się nas przez pryzmat tych nielicznych patologicznych przypadków. Nie chodzi mi tutaj o całowanie rąk i stawianie na piedestale ale po prostu zauważenie ciężkiej pracy. Bardzo mnie boli jak ludzie bez zastanowienia opluwają lekarzy, wyzywają od konowałów, wytykają że przesoał się 1h na spokojnym dyżurze. Te wsyztskie pokaż lekarzu co masz w garażu, zaglądanie tylko do portfela ale już nie w grafik żeby zobaczyć że pracuje się kilkanaście godzin tygodniowo więcej żeby zapewnić sobie jako taki poziom (w szpiatlu zarabia się 2500, a jak ludzią łatwo dorobić do tego jeszcze jedno zero) te akcje antyszczepionkowe, propaganda znachorów poziomu pana Zięby. Brzmię jak sfrustrowana 50latka a mam tylko 25lat… Kocham medycynę ale nasze społeczeństwo sprawia że ta miłość jest bardzo trudna, czasem takie hate love. ech rozgadałam się chyba nie na temat Twojego posta ale wzbudzil on we mnie takie refleksje. Monika, jesteś świetna w tym co robisz. Propagujesz solidną WIEDZĘ a nie przesłanki tych mitycznych ,,amerykańskich naukowców”, trzymam za Ciebie kciuki. Jestem ciekawa Twojej opini na temat który poruszłam, pozdrawiam Kasia

    • Pewnie ze względu na rodzinę lekarzy + tez kiedyś niedoszłe „marzenie” zostania nim, rozumiem co masz na myśli. A jeśli chodzi o walkę z propagandą m.in. pana Zięby (nota bene, mój narzeczony też jest, ale Ziemba, już widzę siebie, pogromczynię mitów pana o tym samym nazwisku :D) oraz całą inną „biologiczną”, dotyka ona więcej dziedzin, w tym też dietetykę (spróbuj powiedzieć że wit. C lewoskrętna to mit; albo ostatnio koleżance dietetyk medyczny(!) takową przepisał, załamałam ręce).

      • to jest dramat medycyny współczesnej, ludzie nie filtrują informacji które do nich docierają wybierając tą opcję która najbardziej pasuje do ich myślenia. btw ten pan zbija fortunę na naiwności i desperacji ludzi. ostatnio głosi żeby odstawić wit k podawaną proflikatycznie noworodka. masz absolutną rację, dotyka to wszystkich dziedzin okołomedycznych

        • Wiem, czytałam… Za każdym razem jak ktoś próbuje się zmierzyć z pokazaniem bezsensu „rad” owego pana, komentarze są zalewane jego zwolennikami. Nie mają nic merytorycznego do przekazania, a jak im próbujesz powiedzieć, że – przykładowo – badania na których jego teorie się opierają zostały zdyskredytowane, zabijają Cię… stwierdzeniem, że się nie znasz.
          Straszne.

        • Katka, podobny post o moim zawodzie juz pisałam, więc nie będę się już powtarzać, ale zgadzam się, że dziś wykonywać zawód okołomedyczny w Polsce to dramat. Wiedza ludzi, oparta na internecie, ma sie nijak do wiedzy, którą zdobywamy przez 5-6 lat na studiach, a i tak powiedzą nam, że my chcemy tylko na nich zarobić, a Zięba i jemu podobni to altruisci dbający o ich zdrowie. Za darmo, bo przecież na swoich książkach i suplementach (najlepsze tylko w ich sklepie) oczywiście nie zarabiają. Ba, dopłacają do biznesu, żeby tylko ludzie nie kupowali tego świństwa dostępnego w aptekach!
          Odnosząc się do postu Moniki – ja mam trochę inaczej, ja swój zawód wybrałam w pełni świadomie, wiedziałam, że lekarzem być nie chcę (lekarska rodzina – wiedziałam, że z moją wrażliwością praca w szpitalu odpada), więc wybrałam aptekę. Marzyłam o swojej własnej, w której zarobię na godne życie i stworzę miejsce, gdzie pacjent będzie mógł otrzymać rzetelną wiedzę i wsparcie. Niestety, w ciągu 6 lat rzeczywistość się zmieniła, wg prognoz do 2020 roku 70-90 % rynku to będą sieci. W których musisz wpychać beznadziejne, niedziałające suple, które wskaże Ci manager. I namawiać biednych emerytów na „dodatkowe tabletki na oczy, super działanie, tylko po nich poprawi się pani wzrok”. Ale jest tanio, więc wszyscy kochają sieci.
          Cholernie Ci Monika zazdroszczę tej niezależności. Myślę teraz o jakichś dodatkowych studiach, bo nie wyobrażam sobie siebie w roli sprzedawcy do końca życia. Bo tak teraz nas wszyscy widzą – nasza wiedza, doświadczenie to nic w porównaniu z chwytliwymi artykułam z internetu („wirusy nie istnieją! Zobacz jak mafia farmaceutyczna chce Cię oszukać!”)

        • A ja wam powiem jeszcze jedno – Polacy są mistrzami hejtu. Nie ważne ile ktoś pracuje na to co ma, ważne żeby było mu gorzej niż mi. I tego się nie zmieni. Zawsze będzie tona takich co jadą na zasłyszanych opiniach, ale bez własnego zdania, takich co propaguje jedynie stereotypy. I nie tyczy to tylko lekarzy, ale każdej branży gdzie można coś osiągnąć finansowo. Lekarze na niczym się nie znają a zarabiają krocie, prawnicy to tylko po znajomości. Z resztą lekarzem też nie zostaniesz jak ci ktoś z rodziny nie załatwi. Bankowcy to złodzieje i bogacą się na krzywdzie ludzkiej. Wszystko przerabianie w rodzinie albo osobiście. A nikt nie spojrzy na pojedynczy przypadek. Wszyscy oceniają przez pryzmat pojedynczych jednostek o których głośno. A wiadomo że gada się o tych złych a nie dobrych przypadkach, no z tego jest większa tania sensacja. Dlatego że tak to ujmę mieć ich wszystkich w d***ie i robić swoje. Świata nie zbawisz 🙂 a jeśli swoją rzetelnością uda ci się zmienić opinie choć jednej osoby, to może potem lawina ruszy 😉

        • Co racja, to racja:) trzeba – w każdej profesji, szczególnie tych „zaufania publicznego”, pracować na swój wizerunek przez bycie rzetelnym, szczerym i próbując jak najlepiej przekazać swoją wiedzę. Niestety, często jest tak, że sami sobie psujemy opinie. Lekarze piszą jeden cudowny preparat konkretnej firmy, bo za wypisanie x opakowań może sobie wybrać wycieczkę do japonii albo usa (znam lekarza, który wręcz chwalił się tym, jaki jest sprytny!). Farmaceuci to trochę jak blogerki kosmetyczne, zostajemy zasypywani darami losu, byleby obiecać, że będziemy sprzedawać. Potrafię sobie wyobrazić, jakie benefity czekają na dietetyków za polecanie jakiegoś super-hiper skutecznego preparatu na wspomaganie odchudzania, bez którego NIGDY nie spalisz tkanki tłuszczowej!
          Znachorzy są popularni, bo obiecują efekt szybko, tanio i bezboleśnie:)
          Bardzo szanuję ten blog za podawanie rzetelnych, sprawdzonych informacji. Ostatnio przeraziłam się czytając post u jednej z popularnych blogerek, dziewczyny związanej raczej z modą i muzyką, o tym, że nie będzie szczepić dzieci i trzeba mieć „otwarty umysł i nie brać wszystkiego, co nam podają w książkach i mediach za prawdę”. A w komentarzach radzi „wygooglować prawdę o polio”. Wygooglowałam. Przeraziłam się jeszcze bardziej. Mój apel: więcej mądrych blogów, jak ten! Niech każdy zajmie sie tym, na czym się zna!
          A, i przepraszam za drobny hejt 😉

        • Podpisuję się obiema rękami i nogami 🙂

        • Dziwicie się, że ludzie mają nie najlepszą opinię o lekarzach? Moja dziewczyna ma pewne problemy, czasem ją głowa boli, ostatnio była chora. A lekarka? Jedna podała trzy rodzaje tabletek, proszę brać i zapisywać efekty. Jak któraś pomoże to proszę tą brać. Inna podała tylko antybiotyk, inna antybiotyk i tabletki na kaszel. Takich przypadków znam multum. W swoim życiu kilka razy byłem u lekarza i jeszcze żaden mi nie pomógł. Także opinia odnośnie lekarzy nie bierze się znikąd. W UK znam podobnie bardzo wiele podobnych przypadków (to nie specyfika Polski). Także nie oznacza to, że wielu jest takich lekarzy, ale to problem i to duży. Opinia ludzi nie bierze się znikąd.

        • Jasne że w każdej dziedzinie życia zdarzają się czarne owce – raz ze nie ma ideałów, dwa że nie wszyscy po prostu są dobrzy w tym co robią. Chodzi jedynie o to, że powielanie pewnych opinii na podstawie jakiegoś tam odsetkami jest tak samo krzywdzące jak rozsiewanie krzywdzących plotek na czyjś temat czy bazowanie na stereotypach. A przecież nie każdy Polak to pijak – ja osoboscie jestem ma drugim końcu tego biegunu 🙂 raczej chodzi o to, żeby mieć otwarty umysł. Plus medycyna działa jak każda usługowa branża – jak jesteś niezadowolony, to zawsze możesz zmienić. Nie chodzisz do knajpy, gdzie są chamscy kelnerzy, więc nikt cię też nie zmusza do chodzenia do lekarza, który Ci nie pasuje. Ja swego czasu jak szukałam przyczyn powracający choroby odeszłam 5 czy 6 lekarzy zanim trafiłam do takiego, który według mojej opinii mi faktycznie pomagał.

        • Ale jednak płacimy na tych lekarzy ogromne sumy i to nie rozwiązanie. Rozwiązaniem byłoby zmienić system na prywatny, wtedy możemy sobie nie chodzić do lekarzy oszustów.

        • my palacimy? czyli kto konkretnie? placi sie na wsyztsko podatki nie ida tylko na lekarzy. wypraszam sobie uzycie ,,lekarz- oszust”. w kazdej grupie zawodowej trafiaja sie takie jednostki. najlatwiej krytykowac wszytsko i wszystkich a najlepiej tych ktorym obiektywnie powodzi sie lepiej niz innym, zwlaszcza jezeli za szczyt marzen ludzie maja 500+… problelem jest system a zwalanie winy na lekarzy ktorzy niby nic nie umieja i tylko oszukuja to jest bledne kolo. kiedy lekarze rezydenci prostetuja w idei zmiany systemu, podniesiena zarobkow to ludzie sie oburzaja ze co?!?! jeszcze im malo? a jak z kolei nic nie robia to nazwya sie ich konowalalmi i oszustami. nie wiem skad sie bierze ta nienawisc z zazdrosci? nie rozumiem tego. lekarze nie sa nieomysli nie sa bogami. medycyna nadal kuleje w wielu dziedzinach. i to ze Twoja dziewczyna dostala taki leki nie dziwi. rozne choroby maja podobna manifestacje wiec trzeba uderzyc w kilka pkt na raz jesli tylko leki ze soba nie koliduja. ludzie obudzcie sie, lekarze sa dla ludzi, a jezeli w naszym chorym spoleczenstwie pokutuje nadal ze lekarz to gbur o mentalnosci boga i ludzie boja sie zadawac pytania, powiedziec NIE ROZUMIEM no to nie wiem juz co nam pomoze. my ze swojej strony staramy sie powoli zmieniac system ale od tej storny spoleczenstwa jest gruby beton. i tak jak mowilam na poczatku, owszem sa te czarne owce ale kurcze pokazcie mi gdzie nie ma. kazdy kelner ktory cos wyleje to niezdara? kazdy bankier to zlodziej? kazdy biznesmen ukradl pierwszy milion? ta nasza mentalnosc jest dobijajaca. brak polskich znakow wynika z ograniczenia technicznego

        • Z czego to wynika? Lekarz dostaje kasę z podatków i to jest problem. Jak bym płacił prywatnie to lekarz by się postarał, poszukał gdzieś etc. A tak zapisuje tabletki, bo nie wiem co Pani jest. Moja Dziewczyna NIE JEST królikiem doświadczalnym. Owszem nie idą, ale na NFZ idzie z 80 mld złotych. Lekarze protestują bo chcą więcej zarabiać. A kto za to zapłaci? MY. To nam podniosą podatki, mniej zarobimy.
          Jestem za zmianą systemu, system prywatny jest dużo lepszy. No i za tym, by ludzie byli bardziej świadomi. I nie łykali antybiotyków bo lekarz przepisał na grypę. Nie oszukujmy się ogromna część lekarzy przepisuje jakieś byle jakie tabletki i tyle co zrobi.

        • mysle ze prababcia (tej blogerki) ktora pewnie znala minimum jedno dziecko ktore zachorowalo na polio spoliczkowalaby ja i kazala sie opamietac (przepraszam za brak polskich znakow, ograniczenie techniczne). osobiscie, uwazam ze ten bisnes suplentowy powinien zostac w koncu odgorne uregolowany, to ze ludzie traca na to mase pieniedzy to raz, ich portfel, ale to po prostu jest szkodliwe! ile osob widzialam po tych cudownych tabletkach na odchudzanie na OIOMIE albo pana bo jakims super suplemencie diety na libido i przyrost masy na chirurgii z powodu martwicy jelita! trzeba uswiadamiac! dzis kupowalam syrop na kaszel i dostalam porpozycje zakupu W PROMOCJI tabletek na wlosy i na wzdecia. ,,No ale sa w super cenie, bardzo dobre, nie skusi sie pani?” NIE nie skusze. a temat antyszczepionkowcow podnosi mi tak cisnienie ze chyba jak wchode na jakies forum do musze miec emergency kaptopril pod reka 😛 strasznie sie ciesze ze znalazlam blog Moniki, gdzie rzadzi zdrowy rozsadek 🙂 kasia

        • Jak w ogóle można polecać suplement/lek w PROMOCJI?! Powinniśmy dążyć do ograniczania spożycia leków i suplementów diety, jesteśmy w czołówce europy pod tym względem! Ja dziś miałam pacjenta, któremu trener/dietetyk (pewnie kurs weekendowy) poradził na zwiększenie odporności… 12 000 UI witaminy D plus min. 6 g witaminy C LEWOSKRĘTNEJ. Bez żadnych badań, po prostu. Uświadomiłam pana, jakie są skutki nadmiaru witaminy D. „To można witaminy przedawkować?”.
          Mam pacjenta, który kupuje cztery maxony dwa razy w tygodniu. Nie reaguje na sugestie, że może lekarz, że może dieta, jakieś techniki relaksacyjne?
          Pacjenci na sugestię, że tabletki na odchudzanie raczej nie pomogą i przydałby się dobry dietetyk i ćwiczenia trzaskają drzwiami oburzeni, że co ja sugeruję, gdzie indziej im na pewno sprzedadzą bez „chamskich” komentarzy.
          W naszym społeczeństwie tak bardzo brakuje edukacji zdrowotnej! Chętnie zakręciłabym się w takim ruchu, jeśli by istniał 😉
          A może to jest jakiś pomysł na wpis? Dlaczego edukacja i świadomość w wyborze suplementów diety jest taka ważna? Na co zwracać uwagę, gdzie można tabletki zastąpić po prostu dietą itd. Udostępniałabym taki post wszędzie 🙂

    • Niestety Katka, niestety… dlatego tylu z naszej grupy pracuje za granica…

    • Kasiu, ja wierzę, że mimo krzywdzącego systemu można się realizować w zawodzie lekarza, a jeśli Ty będziesz się realizować, to pacjenci będą to doceniać i dawać satysfakcję. Mówię to z perspektywy pacjenta i specjalisty z (jakby nie było) pokrewnej branży.

      Zaufanie do lekarzy i postrzeganie grupy zawodowej bardzo pogorszyło się w ostatnich lat i nie ma sensu z tym dyskutować. Bo ludzie zazwyczaj postrzegają innych tak, jak na tym obrazku: https://uploads.disquscdn.com/images/b45188ccc66bd6b8274adf15eea68a2a56939f97be7190a5a12e5037a2e50988.jpg

      To nie świadczy źle o ocenianych, a o oceniających. Chyba po prostu nie ma co z tym walczyć, a robić swoje. I robić to najlepiej, jak się potrafi 🙂

  • 😀 coś o tym wiem :*

  • Jakbym czytała o sobie. Najpierw wykiełkowała myśl o byciu psychologiem – takie zaglądanie ludziom do głowy. Pomaganie im poprzez rozmowę. Jednak rodzina nie zaaprobowała, no bo jak z psychologii się utrzymać? Powstał pomysł o studiach medycznych, który życie szybko zweryfikowało – pomimo czerwonych pasków do końca liceum, nie byłam w stanie udźwignąć matury – chyba zmęczenie materiału. Dałam sobie rok na poprawę i ten rok był przełomowy, gdzieś w połowie, mają w nosie wyłożone na korepetycje pieniądze – odpuściłam. Pojawiła się na pierwszym planie znowu psychologia, a zaraz za nią odkryłam dietetykę. I psychodietetykę. I zamiłowanie do dzieci. I chęć walki o sprawę kobiet w ciąży i z małymi dziećmi. Wreszcie mam plan, pomysł, zapał i widzę siebie w tym wszystkim.
    Dobrze, że się nie udało, naprawdę dobrze.

  • Pani Moniko, gratuluję sukcesu, zdrowego podejścia i bycia rozsądną Kobietą.
    Życzę mnóstwo siły i cierpliwości do osiągania wyżyn i szczytów w pracy zawodowej, bo biorąc pod uwagę otaczający świat – to zawsze się przyda 🙂
    Pozdrawiam
    Kaśka

    • Dzięki Pani Kasiu. Kasiu?:)

  • Tak to niestety jest. Czasami niepowodzenia wydają się nam końcem świata, ale nieraz właśnie prowadzą do czegoś lepszego. Nie będę się rozpisywać o moich osobistych „końcach świata” ale znam tem stan i wiem jak cieszy ten moment, kiedy człowiek sobie uświadamia, że to wszystko było w jakimś celu.

  • Też miałam kiedyś marzenia, które na szczęście się nie sprawdziły. I jedyne czego żałuję to to, że wcześniej o tym nie wiedziałam i skutecznie niszczyłam własną pewność siebie.

  • Jak to mówią zawsze coś dzieje się po coś 🙂
    Świetnie że znalazłać coś co się interesuje i po prostu lubisz to i chcesz to robić 🙂

  • piękna historia! nie wiem jak zachowałabym się na Twoim miejscu, ale osobiście wierzę w to, że nic się nie dzieje bez przyczyny. 7 lat temu nie wiedziałam o co chodzi z „z tą całą” psychologią. Poszłam na nią bo wydawała mi się lepsza niż pedagogika. Teraz dziękuję sobie, bo dzięki temu mogę robić to co kocham, czyli pomagać ludziom. Zaszczepiać im wiarę w siebie, we własne możliwości. Dawać uśmiech. I przez to ja jestem szczęśliwa 🙂

    • To normalne – dojrzewamy, rozwijamy się i inne rzeczy (w moim przypadkj: mniej powierzchowne) zaczynaja byc wazne! 🙂

  • Lubisz dużo gadać, a ja mam ten sam problem, więc komentarz będzie długi. Spóźniłam się na webinar :(:(:( Dotarłam na samą końcówkę niestety, ale to się chyba da jeszcze jakiś czas później odtwarzać? Oby, bo uwielbiam Cię słuchać, a na pewno przekazałaś też wiele cennych informacji 😀
    Co do historii Twojego życia – pozwolisz, że opowiem swoją? Od dziecka chciałam być dentystką (nie będę się wdawać w szczegóły moich motywów, ale nie były to pieniądze). Gdy próbowałam pierwszy raz, brakło mi dosłownie 3pkt z matury, więc wystarczyło mieć po 1 więcej z każdego przedmiotu. To uczucie, gdy stoisz tuż za podium… Postanowiłam pójść na położnictwo, bo „chcę robić coś, co będę lubiła”. W trakcie studiów okazało się, że nie będę lubiła, rzuciłam je po pierwszym semestrze i chciałam poprawić maturę. Nie udało się. Progi szczęśliwie spadły, dostałam się na stomę. Studia to była męka, 5 lat wyjęte z życia, spotkania towarzyskie praktycznie tylko w święta, bo nawet weekendy zawalone nauką. Nie poszłabym na te studia drugi raz. Ale dałam radę, bo wiedziałam, że to spełnienie moich marzeń. Oczywiście studia zweryfikowały moje oczekiwania, co do tego zawodu, okazało się, że jest inaczej, znacznie trudniej niż myślałam. Dopięłam swego i mimo właściwie straconych 5-ciu lat, jestem szczęśliwa. Też lubię kontakt z ludźmi, trochę daję od siebie i dzielę się swoją energią.
    Do czego zmierzam? Najważniejsze to robienie w życiu tego, co się lubi, albo wręcz kocha. Wtedy jest się naprawdę dobrym, bo robi się to chętnie, a my sami jesteśmy pełni samozadowolenia i satysfakcji. I choć czasem człowiek wraca z pracy wykończony to jednak szczęśliwy. I po Tobie to widać. Dajesz nam kawałek siebie, ale sprawia Ci to radość. I życzę Ci, żebyś się nigdy w tym nie wypaliła. Cieszę się, że choć droga kręta, to odnalazłaś swoją ścieżkę, bo wiele osób na tym korzysta, w tym ja, pomagasz nam i pewnie sama nie jesteś świadoma tego, jak bardzo 🙂 Rynek bardzo potrzebuje takich osób jak Ty, z powołaniem, bo tylko takie osoby są szczere i przekonujące. Nigdy się nie zmieniaj! Powodzenia na zawodowej drodze 😀
    P.S. Pełne skruchy przepraszam, że aż tak się rozpisałam 🙁

  • Czasem żałuję, że się na tą medycynę dostałam. Co prawda nie pracuję w Polsce, więc za moją specjalizację za granicą, czyli za moją pracę na jednym etacie, dostaję odpowiednie pieniądze i na wspomniane przez Ciebie adidasy pracuję co najwyżej kilka godzin, ale praca zmianowa, nocki i ta cholerna odpowiedzialność, kiedy po kilku miesiącach doświadczenia jest się jedynym lekarzem w całym szpitalu… Mam poczucie, że to nie dla mnie. Na szczęście udało mi się zmienić specjalizację na spokojniejszą, co nie zmienia faktu, że w tygodniu dyżurów nocnych (u mnie w klinice 7 dni z rzędu po 12 godzin), w dzień nie mogę spać, w nocy ściska mi żołądek i nie mogę jeść, a wracając samochodem 20 km nad ranem do domu pilnuję, żeby tylko nie zasnąć za kierownicą… Może gdybym nie wyjechała za mężem z kraju i została w Polsce, to bym to wszystko rzeczywiście zarzuciła. Albo pracowała w 5 miejscach, żeby móc się utrzymać w Warszawie, na dyżurach 24h… o losie. To jest to co mnie przeraża, gdy myślę o ewentualnym powrocie do kraju…
    Wylałam trochę swoich żali, ale wciąż nie rozumiem, dlaczego dla tylu osób praca lekarza to bajka. Ja o medycynie nigdy nie marzyłam, raczej tak wyszło. Ale wielu rodziców pcha też swoje dzieci w tym kierunku, żeby móc powiedzieć mój syn / córka to lekarz (moja mama też się czasem chwali, czego zupełnie nie rozumiem).
    Trzymam kciuki za Twój dalszy rozwój w dietetyce. I za mój w radiologii. Powodzenia!

  • Szkoda roku , bo na biotechnologię dostałabyś się nawet nie ucząc się do matury, tam przyjmują wszystkich. Powodzenia i sukcesów w odchudzaniu .Tak naprawdę to w dietetyce głównie chodzi o MŻ i ruch, to podstawa, gdybyśmy się wszyscy do tego stosowali dietetycy byliby bezrobotni 🙂

    • Myślę, że mocno nie doceniasz tego zawodu, szczególnie że odchudzanie w dietetyce to naprawdę czubek góry lodowej. Ba, wiązanie dietetyki tylko z odchudzaniem to trochę ignorancja.

      To tak jakbym stwierdziła, że gdyby wszyscy dbali o swoje zdrowie, lekarze byliby bezrobotni – co jest sporym niedopowiedzeniem i po prostu nieprawdą 🙂

  • Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, a wyszło świetnie, bo jesteś szczęśliwa i spełniona:)

  • Z przyjemnością przeczytałam Twój post na blogu! 🙂 Moim zdaniem idealny nie tylko dla osób, którym kilkukrotnie nie poszło na maturze, ale również dla osób, które nie są do końca zadowolone ze swojej pracy! 🙂

    • Bo samo założenie, że nastolatek umie przewidzieć w jakim zawodzie będzie się realizować (zgodnie z założeniem) przez cale zycie, jest po prostu naiwne. Na szczescie zmiamy mozna dokonac na niemal kazdym etapie (choc nie oszukujmy sie – z biegiem lat jest trudniej)

      • Dokładnie :). W 100% zgadzam się z Twoim zdaniem. Myślę też, że wiele osób marnuję swoją szansę, bo interesują się czymś innym a coś innego studiują. Po studiach pracują w zawodzie, bo przecież po to studiowali. Natomiast po kilku latach żałują, że nie rozwijali się w kierunku, który ich pasjonował. Oczywiście dotyczy to głównie osób starszych 🙂

  • Wzajemnie Moniko, ja również życzę Ci samych dobrych doświadczeń, ale fakt jest faktem. Porównanie jakim się posłużyłaś jest niestety nietrafione. Wiemy przecież wszyscy doskonale ,że do miłości i bycia z kimś nie można nikogo zmusić, bo zwyczajnie nie mamy wpływu na to, ale w innych dziedzinach naszego życia to my i tylko my mamy wpływ na to kim będziemy.Podpisuję się jeszcze raz pod tym co napisalam wcześniej. Sądzę, że Twój tekst jest próbą, przekonania nas i samej siebie do słuszności tego co robisz i niejako usprawiedliwiania się , że jestes tu gdzie jesteś. Tak to odbieram.Tęsknotę za medycyną widać u Ciebie na każdym kroku….sam tytuł bloga DR…stylu życia….usilne zbliżanie dietetyki do medycyny…..to zbyt wielka przepaść….lek.med przed nazwiskiem zapewne sprawiłby że byłabyś postrzegana (jeszcze) bardziej wiarygodnie i profesjonalnie w tym co robisz ale….no wlaśnie… nie wystarczą czerwone paski na świadectwie, tylko faktycznie szybka i owocna nauka…o której też nas tutaj zapewniasz…sorry ale mam taką refleksję po tym co przeczytałam…i troszkę chyba obraziłaś tutaj tych gogusiów z prawa i medycyny…bo ty też ambitnie startowałaś….ale im się udało i nie mają potrzeby obwieszczania tego światu ,bo nie muszą….a niewykluczone, że też mieli momenty zwątpiwnia, płaczu itp, ale wytrwali….medycyna dałaby Ci o wiele szersze pole do popisu, ale NA SZCZĘśCIE Twoje marzenie się nie spelniło….więc RÓBMY SWOJE….

    • po przeczytaniu posta można odnieść takie
      wrażenie ze autorka próbuje przekonać siebie i przysłowiowo ’ przekuć wady na
      zalety’ albo probuje przekonać czytelnikow ze zawsze w zyciu jest różowo ale…. Jak komus nie pasuje to nikt
      nie zmusza do czytania. Tutaj rządzą prawa ustalone przez Dr Lifestyle wiec należy
      je szanować 😉 niech mówią czyny nie słowa . mysle ze ilosc fajnow na grubie wsparcia i osob ktorym te posty pomogla to juz dowod na to jak jest naprawde.

    • „usilne zbliżanie dietetyki do medycyny…..to zbyt wielka przepaść”

      Przepraszam, ale muszę dolać oliwy do ognia. Cóżże ma oznaczać ten cytat, możesz rozwinąć? Co według Ciebie czyni „zbyt wielką przepaść” między tymi zawodami, że aż nie można ich do siebie zbliżać (cokolwiek to znaczy) – zakładając że znasz na tyle dobrze i jeden i drugi, żeby takie porównanie popełnić?

  • Wzajemnie Moniko, ja również życzę Ci samych dobrych doświadczeń, ale fakt jest faktem. Porównanie jakim się posłużyłaś jest niestety nietrafione. Wiemy przecież wszyscy doskonale ,że do miłości i bycia z kimś nie można nikogo zmusić, bo zwyczajnie nie mamy wpływu na to, ale w innych dziedzinach naszego życia to my i tylko my mamy wpływ na to kim będziemy.Podpisuję się jeszcze raz pod tym co napisalam wcześniej. Sądzę, że Twój tekst jest próbą, przekonania nas i samej siebie do słuszności tego co robisz i niejako usprawiedliwiania się , że jestes tu gdzie jesteś. Tak to odbieram.Tęsknotę za medycyną widać u Ciebie na każdym kroku….sam tytuł bloga DR…stylu życia….usilne zbliżanie dietetyki do medycyny…..to zbyt wielka przepaść….lek.med przed nazwiskiem zapewne sprawiłby że byłabyś postrzegana (jeszcze) bardziej wiarygodnie i profesjonalnie w tym co robisz ale….no wlaśnie… nie wystarczą czerwone paski na świadectwie, tylko faktycznie szybka i owocna nauka…o której też nas tutaj zapewniasz…sorry ale mam taką refleksję po tym co przeczytałam…i troszkę chyba obraziłaś tutaj tych gogusiów z prawa i medycyny…bo ty też ambitnie startowałaś….ale im się udało i nie mają potrzeby obwieszczania tego światu ,bo nie muszą….a niewykluczone, że też mieli momenty zwątpiwnia, płaczu itp, ale wytrwali….medycyna dałaby Ci o wiele szersze pole do popisu, ale NA SZCZĘŚCIE Twoje marzenie się nie spelniło….więc RÓBMY SWOJE….

    • Olu ja napisałam w tekście, co sądzę i co czuję, więc dalsze próby przekonania Cię do moich intencji szczerości wpisu nie mają ani sensu, ani większego celu. Mogę tylko dodać, że (posługując się Twoją retoryką) NAWET lekarz na tytuł doktora musi sobie zapracować :). A na zakończenie odniosę się do puenty Twojego komentarza: NA SZCZĘŚCIE robię swoje i robię to bardzo dobrze.

      • Cóż….nic dodać nic ująć, skromność raczej nie jest Twoją mocną stroną…raczej w złym guście jest chwalić się za coś co się robi samemu , więc pozwól aby inni oceniali efekty Twojej pracy i oby zawsze były tak łaskawe jak sama się oceniasz…

        • Myślę koleżanko, że nadużywasz wielokropków. I proszę przestań już z tym szukaniem dziury w całym, bo tylko ja wiem jak Monika cieszy się z tego jak się to potoczyło. A jak Ci to nie wystarcza, to ja dorzucę, że ja się cieszę jeszcze bardziej, bo nie chciałbym żeby moja przyszła żona pracowała w korpo albo na etacie. Robimy wszystko by nasza praca nie była związana z konkretnym miejscem, mamy zamiar zobaczyć kawał świata, a trudno byłoby to pogodzić w zawodzie lekarza. Jak Ci się to nie podoba to cześć, tworzymy tutaj zgraną i miłą grupę, dlatego proszę – nie przeszkadzaj.

        • A niby dlaczego mam nie przeszkadzać…chyba każdy ma prawo wyrazić swoje zdanie…miła grupa czyli pełniąca komplementy i zgadzająca się ze wszystkim co napisze kolegi przyszła żona, czyli prowadzenie bloga i wyrażanie zgody tylko na pochlebne komentarze ? A dlaczego kolega odpisał, czyżby prowadząca bloga płakała w poduszkę…prowadząc bloga i udzielając się publicznie trzeba mieć świadomość, że każdy ma prawo do wypowiedzenia swojego zdania…prowadząca bloga widać nie jest odporna na krytykę …można jak widać tu tylko przytakiwać, bo jak nie to co ustalicie mój numer IP bo ośmielam się mieć inne zdanie…ŻENADA…kiedyś pamiętam ktoś skrytylował wygląd kolegi przyszłej żony na plaży w Chorwacji i też było wielkie halo, bo jak ktoś śmiał ją skrytykować, też ustalaliście IP
          ..ŻENADA…sądzę, że napisałam to, co większość sądzi, ale nie chce lub boi się napisać i chyba jednak trafiłam w sedno…uderz w stół a nożyce się odezwą…

        • Ja w wielu rzeczach sie z Monika nie zgadzam (np. kwestia kosztow zdrowego zycia) i gdy tak jest – nie omieszkam tego pisac w komentarzach ale robie to przedstawiajac swoje racje a nie wmawiajac komus dziecko w brzuch 😛 bo Monika i tak teraz nie udowodni, ze nie jest wielbladem.

          Tak na dobra sprawe rownie dobrze mozna napisac, ze pewno studiujesz medycyne albo wlasnie skonczylas i poczulas sie urazona stwierdzeniem o gogusiach. Do tego konczac medycyne zetknelas sie z realiami, zrozumialas ze prestiz mozesz sobie wsadzic w pewna czesc ciala (dokladnie ta, ktora dziewczyny mozolnie buduja na silowni :P) bo i tak wszyscy cie traktuja jak szmatke do podlogi. A twoi koledzy, ktorzy sie specjalnie nigdy nie uczyli i jeszcze inzynierki nie obronili, juz kosza kasiore jako programista_za_15k i sama ich egzystencja dla absolwenta medycyny zamyka sie w stwierdzeniu „no elo frajerze” 😛 Dlatego piszesz takie komentarze by sie podbudowac, ze ta medycyna nie jest taka zla 😛 < – widzisz, to sa wnioski absolutnie bezpodstawne, z dupy ale w takim tonie piszesz komentarze. Tak sie po prostu nie robi.

          Prawdy nie znam ale jestem wstanie uwierzyc, ze Monika teraz, po latach moze sie cieszyc, ze tak a nie inaczej potoczyly sie jej losy (aczkolwiek spektakularna porazka moze pozostawic slady, jakies rysy na psychice). Z wiekiem priorytety sie zmieniaja, tak po prostu. Gdy jestesmy mlodzi jestesmy bardziej "ambitni", bo chcemy sobie i innym udowodnic swoja wartosc. Gdy jestesmy starsi i zaczynamy akceptowac i lubic siebie, chcemy zyc po swojemu, tak jak nam to odpowiada a nie tak jak nam sie wydawalo, ze powinnismy – "ambitniej, bardziej cool". Byc moze dietetyka bardziej pasuje do zycia jakie chce prowadzic Monika niz medycyna. Ja to widze w swoim otoczeniu, gdzie mam wielu mlodych lekarzy – kontakt z rzeczywistoscia bywa dla niektorych brutalny 😛

        • Niestety nie masz racji, następny obrońca ?Ja miałam takie wnioski po przeczytaniu tego artykułu, miałam do tego prawo i je wyraziłam widocznie jednak trafiając w sedno…każdy ma prawo do swojego zdania i życia….punkt widzenia zależy od punktu siedzenia…medycyna to nie bułka z masłem i nie da tam sobie rady ktoś kto nie zdaje ważnych egzaminów z biotechnologii czy dietetyki…takie są niestety fakty więc …naprawdę szczęściara….

        • Stwierdzenie, że lekarz ratuje życie jest tak samo prawdziwe, jak stwierdzenie, że architekt stawia drapacze chmur. 1 na 200 może i tak, reszta w tym czasie robi projekty balustrad.
          Jestem przekonana, że jeden dobry dietetyk, o otwartym umyśle i ciągle poszerzający swoją wiedzę, uratuje więcej ludzkich żyć niż lekarz, przepisujący syrop na kaszel i voltaren na ból stawów.

        • O takich lekarzach nie mówię, choć trzeba przyznać, że nawet oni musieli się jakoś na tą medycynę dostać i ją skończyć…a co do ratowania życia, to post, post i jeszcze raz post na 100% wydłuży nam życie…wiemy o tym wszyscy nawet nie mający nic wspólnego ani z dietetyką, ani z medycyną…

        • To najlepszy komentarz jaki kiedykolwiek czytałam 😀 Kocham Internety <3

        • A dodam jeszcze , że skoro nie znasz prawdy to raczej nie wtrącaj się…ja nie wmawiam nikomu ” dziecko w brzuch” rany co to w ogóle za stwierdzenie, kim ty w ogole jesteś, że masz tyle alternatyw, Tobie musiało się dopiero posypać skoro znas,z wszelkie możliwości….musisz mieć przerąbane .Mam prawo pisać co mi się podoba a Tobie nic do tego….bezduszny system, dyżury…po co się o to martwić najpierw trzeba było zdać maturę i się dostać…więc wnioski sobie wyciąg sama , a odchudzanie czyichś tłustych tyłków…cóż …lekarz jest postrzegany jak ścierka może przwz takich jak ty …daję głowę że jak widzisz lub wchodzisz do gabinetu to cały czas gadasz tylo pani dr …i włazisz w tyłek żeby Ci pomógł…a kasa tego mam już w brud…tak więc do usłyszenia …lekarz będzie zawsze na piedestale bo ratuje życie i dłłlugo długo nikt ….

        • A ty znasz prawdę? 😀

          Moja droga – jak z takim podejściem leczysz ludzi, to ty prędzej do pierdla trafisz niż na piedestał :p

        • Purin, szkoda sobie strzępić paznokci ;). Podczas gdy Ola insynuowała, że płaczę w poduszkę, wolałam spędzić kolejny weekend na szkoleniu z tematyki, która mnie interesuje. Może lepiej nie będę pisać o szczegółach, bo pewnie i tak zostanę posądzona o kreowanie wizerunku, a nie chęć poszerzania wiedzy i zawodowego rozwoju :D.

          Dzięki za wszystkie komentarze – cenię sobie w to, że zachowujesz zdrowy dystans, umiesz jasno przedstawić swoje zdanie (nie rzadko odmienne od mojego) 🙂

        • Dzieki, u nas jest takie dziwne podejscie, ze albo sie zawsze z kims zgadzasz albo jestes przeciw. Nie lubie tego.

          Jest mi troche przykro, bo jako rozpieszczone „lekarskie dziecko” mialam zawsze dostep do dobrych lekarzy, ktorzy maja duzo pokory, ogromny szacunek do wspolpracownikow i taka dyskusja wywoluje u mnie szok poznawczy. 😛 Moze „z jestę lekarzę” sie wyrasta a pokory i szacunku trzeba sie po prostu nauczyc.

          Ta dyskusja sklonila mnie do refleksji – wobec ostatnich doniesien, ze odpowiednia dieta polaczona z aktywnoscia fizyczna zmniejsza ryzyko zachorowan na nowotwory o 50% warto bys napisala na blogu artykul dlaczego dietetyka jest wazna, ze trener to nie dietetyk kliniczny, czemu nie powinna byc prowadzona przez dziunie po kursie i ze ta kwestia nie ogranicza sie tylko do odchudzania dupala 😛 Uwazam, ze osoby otyle na diecie 1200kcal albo 45kg drobinki, ktore chca schudnac to tez problem warty poruszenia. Jak czytam czasami jak sie ludzie na Wykopie odchudzaja, to mnie ciarki przechodza xD Kopalnia inspiracji, polecam xD

        • Ha! Mam Cię! Nie dość, że wykorzystam Twój pomysł, to jeszcze napiszę, dlaczego słowo „kliniczny” w towarzystwie słowa „dietetyk” może oznaczać dokładnie tyle, co nic! 😀

        • Zgodzę się, nie ma co …widać, że nietolerancję na krytykę własnej osoby i na odmienny punkt widzenia od Twojego jest zdecydowanie większa niż na laktozę…cóż niespełnione marzenie ” na szczęście” już na zawsze takim pozostanie….i to jest pozytywne ? nie mam ochoty na dalszą polemikę tym bardziej że mam świeży manicure i bardziej przyziemnych marzeń…takich do spełnienia

        • Z takimi pacjentkami jak ty to zapewne …

        • Weszłam tutaj przez link od Ani, bo wcześniej nie kojarzyłam za bardzo bloga. Z brakiem skromności tutaj się nie zgadzam. Jezeli dziewczyna widzi efekty swojej pracy, to ma prawo, a nawet obowiązek mowić, ze jest w tym dobra. Tak samo , jezeli ja znam dobrze niemiecki, to nie bede chodzić i mowić, jaka to jestem beznadziejna. Należy byc rozsądnym i nie przeceniać swoich umiejętności, ale chwalić realnymi osiągnięciami, jak najbardziej się powinno. A ta „skromność”, to taka polaczkowata jest.

        • Myślałam, że czasy fałszywej skromności skończyły się raz na zawsze, ale jak widać nie… Uwielbiam, gdy ktoś docenia swoje własne osiągnięcia. Jeśli robię coś dobrego i chcę o tym powiedzieć – mówię. Jeśli moja praca została doceniona – pokazuję ją. Takie działania są przejawem ZDROWEGO poczucia własnej wartości, które nie oznacza pychy i arogancji, ale też nie potrzebuje fałszywej skromności.

          Monika, ostatnio ktoś napisał recenzję mojej książki: „wracając do samej Autorki – zrobiła naprawdę dobrą robotę swoim blogiem i książką, i chwała jej za to. Ale razi mnie jednak nie do końca ukryty samozachwyt. To się czuje. No i drobna szpileczka: jak poznać prawnika ze stu kilometrów? sam ci o tym powie. Wielokrotnie.” Widzisz, jak jesteś prawnikiem (po 10 latach ciężkiej edukacji) NIC się zmienia. :))

    • po przeczytaniu posta można odnieść takie
      wrażenie ze autorka próbuje przekonać siebie i przysłowiowo ‘ przekuć wady na
      zalety’ albo probuje przekonać czytelnikow ze zawsze w zyciu jest różowo ale…. Jak komus nie pasuje to nikt
      nie zmusza do czytania. Tutaj rządzą prawa ustalone przez Dr Lifestyle wiec należy
      je szanować 😉 niech mówią czyny nie słowa . mysle ze ilosc fajnow na grubie wsparcia i osob ktorym te posty pomogla to juz dowod na to jak jest naprawde.

      • Otóż nigdzie nie ma takich praw, aby nie móc wyrażać swoich opini…dr lifestyle musi się z tym liczyć prowadząc bloga, dostęp do niego ma każdy czytelnik i każdy ma prawo na własną interpretację czytanych artykułów…gdybyś tyle nie jadła nie byłaby Ci potrzebna pomoc dr lifestyle …

        • Zgodzę się, że niektóre wpisy Moniki są odrealnione i przeslodzone ale nie ma ludzi bez wad i serio :p i to wcale nie oznacza, że ktoś kłamie czy siebie oszukuje.

          A co do rad w stylu – dietetyk nie jest potrzebny, wystarczy mniej jeść – proponuje jeszcze dodać następujące: dla anorektyczki, że ma jeść więcej, dla bulimiczki, że ma jeść bez kompulsow no i oczywiscie nieśmiertelne dla osób z depresją – weź się w garść. 😀

        • Wzajemnie

        • Cała niechęć i negatywne podejście w Twoich komentarzach wydają się być mocno przesadzone. Może zazdrościsz Monice albo właśnie zorientowałaś się że straciłaś kilka lat życia na naukę czegoś, co teraz budzi wyłącznie Twoją frustrację, ale… spróbuj założyć własnego bloga i tam naprawiaj świat 😉

    • „usilne zbliżanie dietetyki do medycyny…..to zbyt wielka przepaść”

      Przepraszam, ale muszę dolać oliwy do ognia. Cóżże ma oznaczać ten cytat, możesz rozwinąć? Co według Ciebie czyni „zbyt wielką przepaść” między tymi zawodami, że aż nie można ich do siebie zbliżać (cokolwiek to znaczy) – zakładając że znasz na tyle dobrze i jeden i drugi, żeby takie porównanie popełnić?

      • Słuchaj przepaść jest oczywista…dietetyk może obracać się wyłącznie w strefie jedzenia…lekarz ratuje ludzkie życie.

        • Jesteś lekarzem albo studiujesz medycynę? Zajmujesz się dietetyką albo obracasz się w sferze zdrowego żywienia? Bo takie uproszczenie mogą mówić dzieci w przedszkolu. To zdanie pokazuje całkowitą ignorancję.

          Najwidoczniej kompletnie się nie znasz na temacie, bo gdyby tak było, wiedziałabyś czym są choroby dietozależne, co to jest dietoterapia, kim jest i co robi dietetyk medyczny/kliniczny, jak wygląda praca z osobami starszymi (często na skraju niedożywienia), co robią dietetycy w szpitalach i przychodniach (na pewno grzeją herbatkę i bębnią palcami w blat podczas gdy lekarze w pokoju obok „ratują życia”), jak wygląda praca z osobami z niedożywieniem, z czym się wiąże praca z pacjentem z jadłowstrętem/żarłocznością psychicznym (tu oczywiście współpraca różnych osób powinna występować, szczególnie psychologa/psychiatry/dietetyka), gdzie śmiertelność może wynosić nawet 15% chorych. Obce Ci są choroby tarczycy, cukrzyca, nowotwory jelita grubego – nota bene śmiertelne, a prawidłowa dieta zmniejsza mocno ryzyko występowania takiego jelita, co łączy się z czym? Ratowaniem życia! Praca z pacjentem z takimi chorobami powinna również obejmować pracę nad dietą, co wydawało mi się w dzisiejszym świecie dla każdego z tych zawodów (lekarz, dietetyk) nad wyraz oczywiste. Choroby cywilizacyjne spowodowane nieprawidłowym żywieniem, również śmiertelne jak chociażby choroby układu krążenia oczywiście też są „niczym” .
          Nie mówiąc o ostrych nietolerancjach pokarmowych, które hmmm… no niestety są związane z dietą. Prace nad mikroflorą jelitową – związane z jedzeniem.

          Powiedz WHO że mają sobie w pupę wsadzić wszelkie raporty trąbiące o zdrowym żywieniu, które mogłoby znacząco obniżyć zachorowalność populacji na wiele chorób śmiertelnych.

          Możesz sobie uważać zawód lekarza za bardziej prestiżowy. Ale w dzisiejszych czasach, osoba wykształcona w kierunkach medycznych i okołomedycznych powinna być świadoma, jak mocno te zawody współpracują ze sobą i jak bardzo są od siebie zależne.

        • Tylko teoretycznie, wiesz dobrze , że praktyka jest zupełnie inna, pierwsze etaty jakie lecą w szpitalach to dietetycy

        • Co druga nauczycielka po godzinach w szlole zajmuje się dietetyką

        • Ja Ci przedstawiłam konkretne argumenty i dowody w realnej pracy dietetyka. Ty natomiast nie odpowiedziałaś mi na zasadnicze pytanie: jesteś związana z którąś z tych dwóch dziedzin?

          Bo dalej utwierdzasz mnie w przekonaniu, że powielasz jakieś stereotypy (nawet nie wiem czy można to tak nazwać, bo nigdy się nie spotkałam wcześniej z takim zdaniem i obniżaniem wartości tego zawodu), nie mając bladego pojęcia, jak wygląda realna sytuacja. Nie wiem dobrze, skąd masz takie dane? Poproszę źródło takiej informacji.

          Pomijam fakt, że nawet, z tego co mi wiadomo, nawet rezydentury teraz się tnie, nie mówiąc o etatach różnych innych specjalistów, więc to żaden wyznacznik. No i z całej mojej epopei wyciągnęłaś jakiś jeden przykład… od czapy.

  • Hey, trafiłam tu z bloga Ani (ach, ta blogosfera 🙂 ) i chcę podziękować za ten wpis.
    Nie mieszkam w Polsce, ale do tej pory ludzie, z którymi rozmawiam, robią wielkie oczy i zawsze słyszę „Jak to? Nic nie studiujesz?”

    Ano nie. Pół życia spędziłam w szkołach o profilu żywieniowym z marzeniem o biotechnologii albo dietetyce. Liceum ograbilo mnie z resztek złudzeń i na parę tygodni przed egzaminem maturalnym nie wiedziałam czego chce. Znajomy podpowiedział mi, żebym wybrała logistykę. „Mówisz biegle w 3 jezykach, zaczęłaś uczyć sie czwartego. Co ci szkodzi spróbować?”

    I mial rację. Co prawda, w miedzy czase dostałam sie na studia archeologiczne, ale wizja kolejnych paru lat nauki „bez zysku” mało mi odpowiadała. Natomiast ja z kolei, wylądowałam w firmie spedycyjnej, gdzie uczę sie zawodu (2 dni szkoly, 3 dni pracy). Zarabiam jako uczeń niewiele, ale uczę się tego, co li się podoba. Realizuje się i pracuje ze swietnymi ludźmi.

    Tylko reszta jakoś nie umie zrozumieć, bo cztery jezyki, matura z kierunku ścisłego, w pobliżu jednego z najlepszych uniwersytetów, a ja tyram za 1/3 stawki minimalnej… Cóż, kazdy od czegoś zaczyna, a na studia zawsze jeszcze bede miala czas.

    • Nie każdy musi mieć wykształcenie wyższe. Ważne żeby być dobrym w tym, co się robi, a żadna praca wykonywana rzetelnie (o ile nie jest wątpliwa moralnie) nie uwłacza 🙂 każdy ma swój pomysł na życie. Ja byłam na studiach i czy w sumie coś mi to dało? Pracuję w takim dziale, że studia nijak mi się nie przydały, a dają tylko ten plus że spełniam wymóg rekrutacyjny „wykształcenie wyższe” 😉

    • Powiem tak – pięć lat po studiach Ci, którzy teraz „gadają” będą kończyć studia z nadzieją, że przyszłość będzie stała przed nimi otworem. Owszem, będzie. Ale niekoniecznie tym, który oni mieliby na myśli.

      Twoje decyzja na pewno zaprocentuje w przyszłości 🙂

  • Dobry wpis 🙂 Dziękuję. Byłam w podobnej sytuacji. Nie dostałam się na medycynę. Poprawiałam maturę, kolejna porażka. Farmakologii czy analityki nie chciałam studiować. Parę osób się odwróciło, kilka znajomych z biolchemu urwało kontakt. Trafiłam na dietetykę, zmieniłam się. W tym roku bronię tytułu magistra i za nic nie zamieniłabym się ze studentem medycyny.

    • To ten sam etap co u mnie! 🙂 Miałaś może dużo zajęć w szpitalu?

  • Ale awanturka…atak na mnie z każdej strony, więc postanowiłam już sobie więcej nie strzępić pazurków i napisać małe sprostowanie gdyż dalsza polemika nie ma sensu…nigdy nikomu nie zazdrościłam Karyna…Kingo…Monika sama raczej umniejszyła rangę dietetyki, nie stawiała na nią od początku, stała się ona jej marzeniem z braku laku po tym jak legły w gruzach jej inne NA SZCZĘŚCIE nie spełnione marzenia, tylko tyle i aż tyle…nie obchodzi mnie co kto robi, niech się spełnia w czym chce ,ale fakt jest faktem, reszta mnie nie obchodzi…Purin…może lepiej spójrz w lustro i dopiero mów innym o pokorze i szacunku…czytając Cię kipi arogancją i chamstwem niejednokrotnie…tyle ode mnie, powtórzę, że tekst dla mnie raczej smutny niż optymistyczny, niespełnione marzenie już na zawsze takim pozostanie, można tylko próbować czymś je zastąpić lub zagłuszyć…jeśli nam się to udaje to ok…Róbmy swoje i bądźmy szczęśliwi i raczej miejmy takie marzenia, które uda nam się spełnić, bo takie marzenia są najpiękniejsze a dążenie do nich to bajka…uważajmy nie tylko o czym marzymy, ale i piszemy…

    • Ola, odpuść już sobie. Dopóki celowałaś komentarzami we mnie, mogłaś sobie pisać, co chciałaś. Na bycie chamską wobec innych Czytelniczek nie pozwalam i pierwszy raz po ponad 3 latach blogowania skorzystam z opcji bana. To powinno wyjść Ci na dobre, bo Twoja wiedza o moim życiu i znajomość tekstów na blogu jest odwrotnie proporcjonalna do Twojej opinii o mnie. Niepotrzebnie tak się męczyć :).

      • mój były szef też nadużywał wielokropków i miał nierówno pod kopułą. chyba to się sprawdza też u innych.

  • to jest smutne, jak ta dyskusja przeksztalcila sie w jakas gownoburze po jednej stronie ci zli/dobrzy lekarze- zalerzy od profesji piszacego a po drugiej stronie ci biedni/glupi/poszkodowani/rozsadni pacjenci tudziez zwykli obywatele. dlaczego nie mozemy grac do jednej bramki??? przeciez wszytkim zalezy na zdrowiu, zarowno dietetyk lekarz jak i pielegniarka sa od tego, zeby zyc dlugo i w sprawnosci. dietetyk pomaga zeby do tego lekarza nie tarfic a jak juz jednak sie potknie to ten lekarz podreperuje i odesle ti dietetyka. przeciez to jest WSPOLPRACA. czy ktos mi wytlumaczy skad ten hejt? sa i lekarze ktorzy popelniaja bledy i pacjenci idioci ktorzy nie rozumieja prostych instrukcji. dlaczego mamy taka potrzebe generalizowania ze KAZDY jest taki jak ten najgorszy reprezentant grupy? dlaczego wszytko musi byc albo czarne albo biale? myslalam ze to jest charakterytczne dla tego starszego pokolenia a tu widze ze no nie koniecznie. chaotycznie ale pisane pod wplywem emocji

  • https://uploads.disquscdn.com/images/fa18197073c20cba4b823b42b6042c86973ec009235507ac0a0617ceb935dae6.jpg Monika, Dziękuję Ci za ten wpis, na prawdę pomagasz uwierzyć, że świat nie kończy się na jednym nie spełnionym marzeniu, i motywujesz do tego by się nie poddawać i marzyć dalej, bo przecież za rogiem może się kryć coś co na prawdę nas cieszy, satysfakcjonuje i pasjonuje. Jesteś tego żywym przykładem i szczerze gratuluję Ci wyboru swojej ścieżki życiowej. Robisz wiele dobrego dla ludzi i sprawiasz, że zaczynają dbać o to co najcenniejsze: zdrowie, a zarazem dłuższe życie…skarb którego nie można kupić za żadne pieniądze. Bardzo podoba mi się Twój blog….. Ja osobiście jestem ambasadorką Detox Cleanse Nourish Program w ktorym również pomagamy ludziom zmieniać nawyki na zdrowe, oraz ułatwić drogę do lepszego samopoczucia, schudnięcia itp….www.detoxcleansenourish.com/?team=klaudia-stawiarska Możesz zajrzec w wolnej chwili. A słyszałaś może o produktach Juice Plus? Jaka jest Twoja opinia, bo podobno jest to świetny suplement diety, który pomaga uzupełniać dzienne zapotrzebowanie na warzywa i owoce….Dziękuję, za Twój czas i odopiwedź, pozdrawiam.

  • Moniko, każdemu z nas chyba w życiu zdarza się zboczyć z wytyczonej ścieżki, celowo lub niecelowo:P Mnie się też zdarzyło, rękami i nogami trzymać się specjalizacji w internie, do której się kompletnie nie nadaję, machnąć na nią ręką i wybrać na chybił trafił ginekologię, którą uwielbiam:)
    Uważam dietetykę (zawodowo jak i prywatnie), za bardzo ważną dziedzinę, w końcu w 60-70% styl życia ma wpływ na nasze zdrowie (a geny i cała reszta, którą się tak łatwo się wymówić, mają dużo mniej do powiedzenia:P). Szkoda, że na naszych studiach jest tak mało dietetyki, kiedy przede wszystkim powinniśmy zapobiegać, a nie leczyć. Promowaniem zdrowego stylu życia można naprawdę dużo zdziałać.
    Świetny ten Twój blog, będę tutaj zaglądać. Czy znasz może jakieś publikacje odnośnie żywienia przy chemioterapii? Chętnie przeczytam! Pozdrawiam 🙂 Agata

  • Jakbym czytała o sobie. Najpierw wykiełkowała myśl o byciu psychologiem – takie zaglądanie ludziom do głowy. Pomaganie im poprzez rozmowę. Jednak rodzina nie zaaprobowała, no bo jak z psychologii się utrzymać? Powstał pomysł o studiach medycznych, który życie szybko zweryfikowało – pomimo czerwonych pasków do końca liceum, nie byłam w stanie udźwignąć matury – chyba zmęczenie materiału. Dałam sobie rok na poprawę i ten rok był przełomowy, gdzieś w połowie, mają w nosie wyłożone na korepetycje pieniądze – odpuściłam. Pojawiła się na pierwszym planie znowu psychologia, a zaraz za nią odkryłam dietetykę. I psychodietetykę. I zamiłowanie do dzieci. I chęć walki o sprawę kobiet w ciąży i z małymi dziećmi. Wreszcie mam plan, pomysł, zapał i widzę siebie w tym wszystkim.
    Dobrze, że się nie udało, naprawdę dobrze.