Blog

powrót
Wróć
17.08.2017

Wymówki, które ciągle masz, a których ja nie kupuję

Dietetyka
--
drlifestyle motywacja

Słucham ich podczas konsultacji. Czytam o nich na grupie na FB. Rozmawiam o nich z koleżankami i koleżankami koleżanek. Podsłuchuję w kolejce w sklepie. Lista wymówek, które ludzie stawiają sobie na przeszkodzie w procesie zmiany stylu życia zdaje się nie mieć końca. W dzisiejszym artykule omówię 6 najpopularniejszych i jednocześnie najbardziej wkurzających. Chętnie poznam Twoją opinię na ten temat – podziel się nią w komentarzu po lekturze tekstu.

Nie stać mnie

  • Zdrowe jedzenie to nie tylko produkty z wielkim napisem „EKO” „BIO” i „FIT”, to przede wszystkim sezonowe, lokalne owoce i warzywa, i wszelkie nisko przetworzone rzeczy dostępne w sklepach (a nawet supermarketach). Nie musisz żywić się na półkach ze „ZDROWĄ ŻYWNOŚCIĄ”, by jeśc zdrowo a  już na pewno, by jeść zdrowiej niż dotychczas
  • Jeśli jesz skrajnie niezdrowo, często stołujesz się na mieście, korzystasz z gotowych dań dostępnych w sklepach i nie żałujesz sobie słonych przekąsek i słodyczy, możesz być pewien, że zerwanie z tymi nawykami odbije się na Twoim portfelu wyłącznie w pozytywny sposób
  • No dobra, ale zdrowe jedzenie naprawdę jest drogie„! – jeśli spojrzysz na liczby w raporcie Czytelniczek, nie będziesz mieć wątpliwości co do tego, że wysokie koszty zdrowego odżywiania, to wymówka, która nie ma żadnego potwierdzenia w rzeczywistości. W artykule pt. „Ile kosztuje zdrowy styl życia” znajdziesz wnioski i konkretne kwoty na podstawie spisu wydatków 20 Czytelniczek bloga oraz moich (model rodziny 2+kot)

Nie wiem jak zacząć

  • Jeśli twierdzisz, że nie podejmujesz próby zmiany z braku wiedzy, to równie dobrze mógłbyś powiedzieć wprost, żeś leń. Nadal nic by to nie zmieniło w Twoim podejściu, ale przynajmniej nie robiłbyś z siebie posiadacza dwóch lewych rączek będącego jednocześnie analfabetą.
  • Mając dostęp do Internetu, masz wgląd do nieograniczonej ilości różnych źródeł wiedzy . Zdaję sobie sprawę z tego, jak frustrujące może być trafianie na nierzetelne artykuły i ciągłę poznawanie przeciwstawnych zaleceń, ale nikt nie mówi, że aby zacząć coś zmieniać, musisz od razu wygrywać konkurs na najbardziej FIT personę na osiedlu.
  • Zamiast narzekać, że nie wiesz jak zacząć, po prostu zacznij korzystając z tych zaleceń i informacji, w które wierzysz i które stale powtarzają się w wypowiedziach osób, które szanujesz w danej branży. W świadomej selekcji internetowych źródeł pomoże Ci artykuł „Jak rozróżnić prawdę od gównoprawdy w Internecie
  • Nawet jeśli zupełnie nie wiesz co powinieneś zacząć robić, to niemal na pewno wiesz, co z Twoich aktualnych przyzwyczajeń nie służy zdrowiu i sylwetce. Zacznij od stopniowego eliminowania tych nawyków, a w ich miejsce wprowadź zdrowsze alternatywy. Na początku nie muszą być TURBOZDROWE, bo zamiana złych na „ZDROWSZE” to i tak dużo więcej, niż nierobienie z nimi nic

Jestem chory i zmęczony

  • „Lekarz nie pozwala mi ćwiczyć” – okej, niektóre choroby wymagają ograniczenia aktywności fizycznej do minimum i nie zamierzam z tym dyskutować.
    • ALE numer jeden – jeśli lekarz zalecił Ci „oszczędzanie się” i „niewykonywanie intensywnych aktywności” pięć lat temu, nie jest to jednoznaczne z dożywotnią rezygnacją ze sportu wszelkiej maści!
    • ALE numer dwa – jeśli zakaz uprawiania sportu usłyszałeś w trakcie trwającej 3 minuty wizyty u internisty, warto byłoby skonsultować się ze specjalistą z określonej działki, a następnie udać się do fizjoterapeuty, który zamiast po prostu zakazać, da coś w zamian i zaproponuje mniej inwazyjne, delikatne ćwiczenia. Być może nie zrobią z Ciebie Szwarzenegera, ale przynajmniej zaczniesz budować nawyk regularnej atkwyności fizycznej
  • „Po pracy to ja już nie mam siły na nic, a już na pewno nie na trening czy stanie przy garach” – jasne, nie zawsze jest różowo i czasami nawet najbardziej zaprawione w boju osoby, mają trudność ze znalezieniem siły i czasu. Jednak jeśli czujesz, że od wielu lat, jedyne co robisz z jakotakim zapałem, to praca, to może czas coś z tym zrobić albo chociaż zastanowić się nad tym, co może być przyczyoną takiego stanu rzeczy? Może nie masz siły, bo jesz byleco i bylejak? Może brakuje Ci energii, bo nie dajesz sobie możliwości efektywnego wypoczynku i prosto z siedzenia 8h w pracy wybierasz siedzenie kolejnych 8 h w domu tylko po to, by na kolejne 8h położyć się spać?
  • Aktywność fizyczna o niskiej/średniej intensywności w odczuwalny sposób poprawia samopoczucie, pozytywnie wpływa na sprawność i wytrzymałość. Osoby regularnie uprawiające sport (czy nawet robiące cokolwiek ponad nieustanne siedzenia) mają więcej siły do życia, więcej energii na co dzień i czują się wyraźnie lepiej. Ponadto, regularna aktywność ułatwia zasypianie i sprawia, że wypoczynek jest bardziej wydajny.
  • Zdrowa dieta, która pokrywa zapotrzebowanie na wszystkie składniki odżywcze jest jednym z najbardziej istotnych elementów profilaktyki prozdrowotnej. Nie musisz ważyć każdego liścia sałaty i porcjować ryby na fileciki o masie 114,57 g, bo taką ilość jakiś dietetyk rekomendował Twojej koleżance. Nie jedz śmieci, zwiększ udział owoców i warzyw w diecie, jedz produkty sezonowe i lokalne, a z czasem zaczniesz czuć się lepiej na co dzień. I wszystkie pudełka z Magnezem/Czymś na włosy/Czymś na skórę/Czymś na paznokcie/ Czymkolwiek na cokolwiek będą mogly iść w odstawkę, bo zróżnicowaną dietą pokryjesz zapotrzebowanie na wszystkie te składniki. Lepiej odżywione ciało, to silniejsze ciało!

Nie mam czasu

  • „Nie mam czasu na zdrowe gotowanie” – za każdym razem, gdy to słyszę, odpowiadam: „A na niezdrowe masz czas?”. Często niepotrzebnie utożsamiamy zdrowe jedzenie z cudami na kiju, których przygotowanie wymaga ogromnych pokładów czasu, a efekt często nawet nie przypomina zamierzonego. Jest to błędne przekonanie na temat zdrowej kuchni. Zdrowe jedzenie również można gotować na kilka dni, wcale nie trzeba jeść 6 posiłków dziennie, nie jest też obowiązkiem każdej zmieniającej nawyki żywieniowe osoby bieganie od sklepu do sklepu w poszukiwaniu coraz to bardziej wymyślnych składników. Wrzuć na luz!
  • „Nie mam czasu na trening a musi trwać tyle i tyle” – spalanie tkanki tłuszczowej po upływie określonej ilości czasu, to krzywdzący mit! Spalanie tkanki tłuszczowej nie zachodzi dopiero po upływie iluś minut. Każda aktywność fizyczna podejmowana w ciagu dnia (nawet wejście po schodach zamiast korzystania z windy) to sposób na zwiększenie deficytu kalorycznego. Im więcej się ruszasz, im więcej rzeczy robisz w ciągu dnia, tym więcej energii w te działania musi włożyć Twoje ciało. Będąć aktywnym na co dzień masz szansę doprowadzić do sytuacji „ujemnego bilansu kalorycznego”, która umożliwia odchudzania.
  • Jeśli jesteś głęboko przekonany, że nie masz czasu absolutnie na nic, a doba innych ludzi musi być dłuższa, skoro Ty ledwo uwijasz się z obowiązkami od północy do północy, polecam Ci zapoznanie się z (darmowymi) treściami Pani Swojego Czasu.

Zdrowe jedzenie mi nie smakuje

  • Jeśli zdrowe jedzenie kojarzy Ci się z przebytymi przed laty dietami Dukana/Kwaśniewskiego/Grejpfrutowymi/etc., wcale się nie dziwię, że nie masz ochoty odżywiać się w ten sposób. Mam za to dobrą wiadomość! Zdrowe jedzenie to normalne jedzenie, dostępne w każdym sklepie, które zapewne znajduje się nawet w Twojej kuchni. Nie musisz konkurować z Anną Lewandowską stopniem zaawansowania swoich dań, by można było mówić o zdrowym odżywianiu!
  • Zamiast narzekać, że zdrowe jedzenie jest jałowe, nudne i niesmaczne, kup świeże zioła, mnóstwo różnych przypraw, porządną oliwę z oliwek, a później nie bój się używać tych składników w swojej kuchni. Inspiracje na smaczne i zdrowe dania znajdziesz na blogach kulinarnych, szczególnie wegańskich.

Na samą myśl o pisaniu kolejnego nagłówka, robi mi się słabo, przechodzą mnie dreszcze i całe ciało zdaje się krzyczeć w akcie buntu. Nawet jeśli napisałabym, że ostatnia wymówka „BARDZO MNIE DENERWUJE”, to i tak byłoby zdecydowanie za mało. Najbardziej wkurzającą wymówką jest:

Nie opłaca się – ze mnie już i tak nic więcej nie będzie

Najgorsze zostawiłam na koniec.

  • „Ze mnie już i tak nic nie będzie”.
  • „To nie ma sensu”
  • „Nie opłaca się”
  • „Zawsze byłam gruba, więc już przywykłam”
  • „Żona kocha mnie takiego, jakim jestem, więc nic nie muszę z tym robić”
  • „Moje ciało mi się podoba, nie czuję potrzeby zmiany”

Wychodząc z założenia, że „Ze mnie i tak już nic nie będzie”, robisz sobie jedną z największych możliwych krzywd. Zabierasz sobie prawo do zwiększenia komfortu życia, sabotujesz własne marzenia, umniejszasz swojej wartości i pielęgnujesz w sobie samym największego wroga.

Nie znoszę podejścia „Jakiego mnie Panie Boże stworzyłeś, takiego mnie masz” i to nie ma NIC wspólnego z samooakceptacją. Cudownie, jeśli akceptujesz swoje ciało niezależnie od tego na ile wpisuje się w aktualne kanony piękna.

Nie chcesz ćwiczyć, bo i tak jesteś gruby? Nie zamierzasz zmieniać diety, bo całe życie jadłeś tak i srak i za trudno byłoby coś zmienić.? Okej, połóż się, nie ruszaj i czekaj na śmierć. Nie martw się, przyjdzie raczej prędzej niż później, jeśli nadal zamierzasz ignorować rolę aktywności fizycznej i zdrowej diety w zapobieganiu chorobom cywilizacyjnym, zwiększaniu ogólnej wytrzymałości i sprawności.

Nigdy nie jest za późno na to, by zmienić styl życia. Możesz ważyć 200 kilogramów, mieć 75 lat, a ja nadal będę mówiła to samo: nigdy nie jest za późno.

Jeśli nie motywuje Cię wizja tego, że BĘDZIE LEPIEJ,
niech przestraszy Cię myśl, że BĘDZIE GORZEJ.

Autor wpisu

Monika Ciesielska

Dietetyk, samozwańczy doktor Lifestyle - pisze lekko o sprawach wagi ciężkiej. Promuje zdrowe podejście do zdrowego stylu życia i pozytywne odchudzanie oparte na skutecznych, udowodnionych naukowo metodach. Lubi czekoladę i hamburgery, ale udało jej się schudnąć - Tobie też ułatwi zadanie.

Komentarze

Komentuj jako gość:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

lub
  • Monika… robię screena ostatnich słów i wysyłam tacie link.
    Może na pierwsze 5 dni pomoże 🙂

  • Świetny artykuł! Wysyłam go mojej mamie, która jest królową tych wszystkich wymówek 😉

  • Uważam, że przejście na zdrowe odżywianie jest SUPER formą oszczędności. Udając się na lokalny ryneczek z warzywami i owocami wychodzę z niego z produktami wystarczającymi na cały tydzień za ok. 30-40zł (helloł, jest to równowartość jedynie jednej pizzy na kolację?!). Zgodzę się, że media również kreują stwierdzenia „zdrowe odżywianie = milion skomplikowanych nazw, które mają najwyższe ceny w sklepie”, jednak to już kwestia wyboru czy biorę się za siebie DLA SIEBIE czy DLA MODY. Kwestia braku czasu na gotowanie smuci mnie najbardziej, gdyż wiem dokładnie jaki jest średni czas dostawy chińczyka i niestety, ale jest on dłuższy niż poświęcony codziennie na przygotowanie 4-5 posiłków dla dwóch osób na kolejny dzień. Da się? Da! Trzeba tylko (albo aż) chcieć 🙂

    • W życiu mi się nie udało zrobić zakupów na tydzień za 40 złotych. Minimalnie stówka leci. I to głównie na warzywa, owoce i nabiał. No fakt, nie mieszkam sama, więc możliwe, że po prostu więcej tego żarcia wychodzi, ale i tak podziwiam. 😀

      • @martynadaek:disqus chyba miałaś na myśli cenę samych owoców i warzyw? 🙂 Pytam z ciekawości, bo podobnie jak @dariakurbalo:disqus wydaję dużo więcej na zakupy spożywcze wyżywiające mnie przez tydzień :D. Ale owoce i warzywa jak najbardziej około tej kwoty oscylują, zależnie od sezonu.

    • Kolezanka chyba znalazla jakis sekretny sposob na czerpanie energii z powietrza albo energii slonecznej, bo 40zl to ja owszem wydaje ale na same jajka na tydzien i mieso na 3 dni dla dwoch osob. Nie wiem tez co to za chinczyk albo w jak odleglym miejscu kolezanka mieszka, bo godzine to zajmuje przygotowanie obiadu na 3-4 dni dla 2 osob, o 5 posilkach nie wspominajac. Chyba, ze chodzi o zapakowanie juz gotowego jedzenia do pudelek, to wtedy moge sie zgodzic. 😀

  • Super artykuł!!! Jeżeli wszystko sobie ułożymy czyli ćwiczenia czy zdrowe odżywianie to na wszystko jest czas a prawda jest taka, że im więcej mamy na głowie tym lepiej możemy się zorganizować. Oczywiście, że wszyscy nie mamy czasu czy kasy na najzdrowsze superowsze życie ale pytanie jak teraz nie masz czasu na lepsze życie to przygotuj się na stanie w kolejkach do lekarzy za kilka lat. Choroby przychodzą szybciej. Cukrzyca czy tarczyca nie potrzebują czekać do naszej emerytury, żeby zacząć imprezować w naszym organizmie…

  • Moniaaaa, super! Po prostu! Absolutna racja! ps. Zdjęcia mega! Piękna figura! 🙂

  • najdroższe w przechodzeniu na zdrowsze odżywianie są 2-3 pierwsze tygodnie kiedy trzeba zainwestować w kasze, makarony, płatki jakieś pestki czy suszone owoce, które później starczają na miesiąc czy nawet dwa, a potem to już z górki dokupuje się tylko świeże warzywa, owoce i nabiał 🙂

  • Życie dało mi w kość pewną diagnozą, ale wiem, że ćwiczenia przy niej są ważne. Dzięki Tobie zaczęłam szukać fizjoterapeuty, aby się skonsultować, co mogę ćwiczyć, a czego nie. Dzięki temu, że zaprosiłaś trenera, już wiem, ile raz będzie dobre. Teraz tylko co. Mam plany, ale lepiej skonsultować. Ciężko znaleźć kogoś dobrego.

  • To takie prawdziwe co piszesz. Myślę, że wiele z nas zdaje sobie sprawę, że to tylko wymówki i się oszukuje, a jednak dalej tkwi w złych nawykach. Dlaczego? Bo tak jest prościej i często jednak szybciej, a czasami po prostu smaczniej. Ludzie nie lubią się przemęczać, jeśli mogą wybierają najprostsze rozwiązania, więc nie dziwne, że nie potrafią się przestawić na zdrowsze jedzenie czy aktywność fizyczną. Nie potrafią się tylko przyznać.

    O ileż łatwiej jest usiąść przed komputerem czy telewizorem niż pojechać do klubu fitness, wyjść na rower czy wejść na bieżnie. Znacznie wygodniej jest zamówić pizzę (oglądając tv w czasie oczekiwania na nią) niż wyszukać w internecie przepis, wybrać się na zakupy i przyrządzić zdrowy posiłek.

    Kwestia smaku jest subiektywna ale np. pizza to pizza i żadne orkiszowe czy orkiszowopodobne podróby nie oddadzą tego smaku. Tak samo naleśniki. O dziwo nawet nie trzeba zmieniać mąki na zdrowszą by poczuć różnicę. Wystarczy kwestia ilości oleju – te podlewane większą ilością oleju są smaczniejsze i bardziej chrupiące i mokre od tych, które smaży się na sucho albo prawie sucho. Tak samo w przypadku wielu innych potraw. Po tygodniu czy dwóch jedzenia tylko chleba słonecznikowego, po zjedzeniu kromki chleba pszennego czułam się jakbym jadła największy rarytas świata. No niestety, kubków smakowych nie da się oszukać. Rezygnując z pewnych produktów na rzecz tych bardziej zdrowych najczęściej będzie to kwestia kompromisu, na który nie każdy jest gotowy.

    • Piszesz o tych zdrowych zamiennikach, jakby to była metoda zero-jedynkowa. Czyli jak zdrowo, to tylko chleb słonecznikowy, jak smacznie to tylko pszenny. Ale przecież nikt Ci nie każe jeść tego słonecznikowego. Możesz nawet codziennie jeść pszenny. Tylko znowu, chodzi o proporcje. Jeśli podstawą diety są kanapki na białym chlebie na śniadanie, obiad i kolacje, to dobrze nie jest. Ale jeśli na śniadania albo na kolacje jesz 2-3 kromki pszennego chleba, to jaki w tym problem? Mam nadzieję, że mówimy o takim porządnym na zakwasie, a nie o konsystencji waty. Pizzę też można jeść i też można ją zrobić na zwykłym pszennym cieście (swoją drogą orkisz to taka bardziej dzika pszenica, więc to też nie jest nie wiadomo jak dużo lepsze i zdrowsze). Chodzi o to, żeby to nie było codziennie, żeby ta pizza nie była zalana grubą warstwą taniego sera i żeby nie zjadać od razu takiej o średnicy 40 cm.

      • Szczerze mówiąc pisałam tu o zwyczajnym chlebie pszennym z marketu niestety. Jeśli trafi się na świeży, to ma jeszcze chrupiącą skórkę ale domyślam się, że zawdzięcza to dopieczeniu do końca po wcześniejszym pieczeniu wstępnym. Ten chleb nazywa się bodajże „Baltonowski”. Takiego bądź słonecznikowego chleba jadam w sumie ok. 4-5 kromek dziennie – przed wyjściem do pracy na pierwsze śniadanie i w okolicach południa w pracy. Próbowałam zastąpić drugą porcję kanapek sałatką ale żeby się najeść musiałam coś do niej dołożyć, więc w rezultacie i tak dokładałam chleb z masłem.

        Przyznam, że z chlebem mam niemały problem. Trudno mi trafić na taki, który by mi rzeczywiście smakował choć próbowałam już wielu rodzajów. Póki co radę daje słonecznikowy (ale np. fitness już nie, bo czuję jakbym jadła trociny) i właśnie zwykły pszenny. Ciężkie chleby nafaszerowane ziarnami mogę zjeść raz na jakiś czas ale na co dzień nie bardzo. Szczerze mówiąc znane mi są głównie chleby z marketów i nie bardzo nawet wiem jak sprawdzać ich jakość, bo na pierwszy rzut oka wydają się w porządku.

        Jeżeli chodzi o pizzę, to miałam na myśli taką domową. własnoręcznie przygotowaną ale przyznam, że używam zwykłego sera żółtego z marketu. Podobno zdrowa dieta nie jest droga… A jednak po tym co napisałaś wnioskuję, że ten tani ser to niezdrowy ser i powinien być drogi czy droższy żeby był w porządku.

        • Ja uwielbiam chleb żytni razowy na zakwasie i głównie taki jem (zazwyczaj 2 kromki dziennie). ALE. Jeśli pszenny smakuje Ci najbardziej, a z innymi się męczysz, to bym została przy pszennym. Chodzi o zmianę przyzwyczajeń, ale z korektą na własne upodobania. Bo jeślisz się męczysz z innym pieczywem, to pewnie w pewnym momencie będziesz miała dosyć całego tego „zdrowego odżywiania”. Chleb pełnoziarnisty czy z dodatkiem nasion ma więcej mikroelementów, błonnika czy witamin, ale też jedna kromka jest zazwyczaj cięższa od zwykłego pszennego, więc przy tej samej porcji jedząc zdrowszy chleb zjesz więcej kalorii. Moim zdaniem taki chleb jest bardziej sycący, więc pewnie też się go mniej zje, ale sama musisz zdecydować, co jest dla Ciebie istotniejsze.
          Jakość chleba możesz sprawdzić czytając skład – w chlebie powinna być mąka, woda, sól, czasami płatki ziemniaczane (przy razowcach), ewentualnie różne nasiona. Chleb na naturalnym zakwasie nie będzie miał w składzie drożdży (zakwas to sfermentowana woda z mąką, więc nie musi być w składzie). Oczywiście wszelkie dziwne substancje (E, aromaty itd) nie powinny się tam znaleźć. Nie dla wszystkich ciężkie chleby są wskazane. Przy problemach z trawieniem są zazwyczaj za ciężkie, wtedy lepsze jest pieczywo pszenne (lekkostrawne).
          Jakość chleba możesz też sprawdzić zostawiając jakąś jego część i obserwując, czy nadal jest jadalny po upływie kilku dni – czy nie zaczyna przypominać trocin, czy nie pleśnieje. Chleb na zakwasie dobrze się starzeje, oczywiście obsycha, ale ciągle jest jadalny (razowe dłużej, bo dłużej trzymają wilgoć).

          A do sałatki możesz dorzucić makaron/kaszę/strączki z puszki (fasolę lub ciecierzycę). Będzie bardziej sycące, a zróżnicujesz trochę jadłospis.

          A co do pizzy. Ja też zazwyczaj robię w domu i robię ją z mąki pszennej (uniwersalnej/tortowej). Jako sera używam mozzarelli – 1 kulka 125g starcza mi na dwie pizze w stylu włoskim, czyli cienkie ciasto wielkości dużego talerza, nieprzeładowane dodatkami. Kulkę kroję na cienkie plasterki i układam w miarę równomiernie (ser oczywiście nie pokrywa całej powierzchni placka, ale czuć jego smak). Jakość sera też sprawdzisz czytając skład – nie powinno być w nim żadnego oleju roślinnego, najlepiej gdyby składał się z mleka, soli, bakterii, podpuszczki.

      • Miałam na myśli to, że przejście na zdrowe jedzenie wiąże się z pewnymi kompromisami jakby na to nie patrzeć. Owszem, można po prostu ograniczyć ilość spożywanego lubianego ale nie do końca zdrowego jedzenia np. pizzy ale jeżeli dieta będzie się składać tylko z takich produktów (nie do końca zdrowych ale spożywanych w mniejszej ilości), to przestanie być zdrową dietą. Swego czasu tak robiłam i nawet schudłam ale nie nazwałabym tego zdrowym odżywaniem.

  • Ja sie nie zgodze, ze to sa wymowki. Bo wiem ile czasu, wysilku, bledow mnie kosztowalo:

    – opracowanie smacznej i zdrowej, dopasowanej do moich preferencji i zoladka diety
    – znalezienie odpowiedniej aktywnosci fizycznej do mojej kondycji, budowy ciala i stanu zdrowia
    – opracowanie takiego systemu, by wszystko zajmowalo jak najmniej czasu

    To nie jest takie proste, wiec jak ktos mowi, ze nie wie to czesto faktycznie tak jest.

    • Ja to widzę inaczej. Dla mnie, to, co opisujesz, to świadomość przeszkód i trudności, która ma niewiele wspólnego z wymówką. Bo (jak zresztą pokazuje Twój przypadek) nawet zdając sobie sprawę z niewygód, dyskomfortu i utrudnieć, postanowiłaś działać.

      O wymówce mówię wtedy, gdy ktoś usprawiedliwia faktami (czy częściej: błędnymi przekonaniami) nierobienie czegoś lub robienie „czegoś wbrew czemuś”.

      • Niby tak ale te bledne przekonania wynikaja z niewiedzy. W internetach brak informacji o tym jak zaczac cwiczyc poza „biegajcie i robcie martwe ciagi 5x w tygodniu joł”. Standardowy trening z internetow czy w klubie fitness moze okazac sie za ciezki a u osob otylych skonczyc sie kontuzja. Wyobrazenia o tym, ze trzeba jesc tylko na parze by schudnac nie wziely sie z powietrza, sami fitnessowcy naciskaja na diete z „kosmosu” mimo iz najczesciej u zdrowych osob wystarczy po prostu nieprzetworzone jedzenie, sredni indeks i deficyt kaloryczny, by schudnac i mozna jesc tak na dobra sprawe to, co sie lubi.

        • Według mnie przydałaby się Monika lista zdrowych produktów, który każdy powinien mieć w domu. Bo w momencie jak czytam jakiś przepis fit okazuje się że znów mi czegoś brakuje i nie mam możliwości go wykonać.

          To bardzo zniechęca.

        • Świetny pomysł! Taka lista, baza produktów które mają dłuższy termin (lub które można zamrozić i poporcjować) żeby zawsze móc nawet na szybko coś przygotować! Nie znoszę robić zakupów i zawsze o czymś zapominam, a taki pojedynczy, efektywny wypad do sklepu byłby idealny.

        • Tu jest wpis sprzed 4 lat – teraz zrobiłabym to lepiej, ale rzucić okiem warto 🙂 https://drlifestyle.pl/dietetyka/dietetyczna-lista-zakupow/ myślę, że warto go zaktualizować i chyba zrobię to niebawem 🙂

  • Ja akurat rozumiem osoby, które mają problem ze znalezieniem czasu na gotowanie lub po prostu nie lubią tego robić.
    Ja szczerzę powiem, że nienawidzę gotować do tego stopnia że czasem wolę być głodna. Mogę robić wszystko, sprzątać, prać prasować, czyścić kibel no ale kurde, nie gotować ! Ta czynność mnie po prostu rozbija na części pierwsze.
    Rozumiem argument, że przepisy są łatwe i nie trzeba tracić czasu na stanie przy garach ale dla kogoś kto pała taką niechęcią do gotowania może być trudny do przyjęcia ;P

    • Znam ten ból. Słabo mi się robi jak czytam te zwierzenia „nawróconych na zdrowe zycie”, że eksperymenty w kuchni są takie wspaniałe i ile nowych smaków można odkryć :p my poswiecamy na gotowanie jakieś 2 godziny w tygodniu. Żyjemy systemem 3+4 bądź 3+3+obiad na mieście. Dużo cheatow znajduje się w internetach pod hasłem meal prep.

      • Ja właśnie kompletnie nie umiem eksperymentować, jeśli coś mi zasmakuje to jem to często, po czym okazuje się że już mi się znudziło i przerzucam się na inną rzecz. Dochodzi jeszcze sprawa tego że kuchnię i zakupy dzielę z mamą a ona w niektórych kwestiach jest nieugięta i ciężko mi ją przekonać, w końcu to zawodowa kucharka.
        U mnie 3 posiłki to kompletny max więcej nie dam rady zjeść.

        • Ja tak samo i tak tez mozna zyc. A 3+4 to gotowanie obiadu na 3 dni, pozniej na 4 dni. Dzieki temu gotujesz tylko 2x w tygodniu i nie masz poczucia, ze sterczysz przy garach. Sniadane to jajka+chleb+warzywa (pokrojony pomidor i ogorek) a kolacja to maslo orzechowe/pasta z avocado/ser+warzywa+chleb. Zadnego kombinowania z salatkami, makaronem, muffinkami i innymi pierdolami, ktore tylko czas zajmuja bo i tak najwazniejszy jest rozklad makroskladnikow.

          Ja sama jem 3x dziennie, max 4x jesli obiad mam mniej tresciwy, bo tak sie lepiej czuje, czasem przy luznym dniu potafie zjesc 2x. Wole jesc wiecej a rzadziej niz mniej a czesciej, bo wtedy nie odczuwam glodu. I to tez jest ok.

        • Masz jakieś sprawdzone przepisy na takie dania na 3-4 dni ? Chętnie się dowiem.
          Powiem szczerze, że mnie kanapki już mdlą i chciałabym odmiany, ale tak ja mówisz brak czasu na sałatki- krojenie i wymyślanie robi swoje.

        • Jesli chodzi o kanapki to u mnie jest to okreslenie umowne, bo raczej chodzi o po prostu chleb do kolacji czy sniadania. Dobrze sprawdzaja sie jajka – jajecznica, sadzone, na miekko badz twardo bo to sie robi szybko a samo dobro. Do tego warzywa luzem badz na chleb czyli np. pokrojony pomidor badz koktajlowe i ogorek, jakas rukola. A co do samych kanapek mozna urozmaicac – robic np. grzane w piekarniku z mozarella, cebula, oliwkami i pomidorami – innymi dowolnymi dodatkami. Mozna zmieniac smarowidlo – maslo orzechowe, almette, pasta z awokado (przepisy sa na blogu Moniki, pasta trzyma ponad tydzien). Raz na jakis czas pozwalam sobie na parowki. Pikok pure ma bardzo przyzwoity sklad.

          Co do obiadow polecam:

          – tajskie curry (przepis na blogu Moniki) – trzyma do 5 dni
          – shoarma (najlepiej z marynata – musztarda, sos sojowy, odrobina miodu i przyprawa) – 3 dni
          – papryka faszerowana – przepis w komentarzach – 4 dni
          – meal prep – testowalam teriyaki i meksykanski – daje rade
          – jak ci sie nie chce gotowac a nie masz obiadu mozesz kupic kawalek ryby np. filet z lososia i zrobic w piekarniku z mozarella i pomidorem
          – innym wyjsciem jednorazowo sa gotowe pierogi z zabki, bo maja zero chemii, sa smaczne i nie sa drogie. Ruskie czy z serem daja rade. Nie jest to super makro ale raz na ruski rok mozna.

  • Pierwsze pięć nie występuje u mnie od dawna – na szczęście 🙂 Za to ostatnia niestety pojawia się, i to często… I niestety chyba to jest ta z którą najtrudniej walczyć bo trudno jest mi znaleźć twarde rozsądne argumenty na jej „obalenie”. Trudno jest ten brak wiary w sukces pokonać 🙁

  • jest jeszcze jedna…..nie wiem jak to nazwać -wymówka? której nikt nie poruszył. Ona nie tyczy się zdrowego odżywiania. Tu nie ma dyskusji. Ale zdrowe odżywianie, ruch czyli w efekcie odchudzanie wiąże się w pewnymi kłopotami, o których nikt nie wspomina. Dlaczego? Bo łatwo jest odchudzać doradzać, zmieniać nawyki, modelować ciało osobom młodym. A spróbuj to zrobić po 50 tce. Kiedy odchowasz dzieci i stwierdzasz, ze reszta Twojego życia należy do Ciebie, chcesz cos zmienić i już nie możesz. Owszem, to ze człowiek się zapuścił to jedna sprawa i sam sobie na to zapracował. To trzeba przyznać, to kwestia uczciwości. Ale inną sprawą jest całkowity brak wiedzy i przede wszystkim DOŚWIADCZENIA dietetyków, trenerów personalnych w odchudzaniu takich właśnie otyłych osób w ” pewnym wieku”. Jesteście ludźmi przeważnie młodymi. Skąd macie mieć to doświadczenie:) Mnie zawiodło 3 dietetyków i 2 trenerów personalnych zanim się jąrgnełam , że o ten brak doświadczenia właśnie chodzi. Odchudzanie odchudzaniem ale trzeba jeszcze dobrze się potem ze sobą czuć. Nikt ,powtarzam NIKT, ŻADEN Z NICH nawet nie zająknął się na temat tego co się stanie ze skórą. Choć pytałam o to wielokrotnie. Tak byli zafiksowani na mojej metamorfozie, która mogli by się później pochwalić, ze nie starczyło im wyobraźni i doświadczenia właśnie. Kiwanie głowa i ubolewanie odbyło się dopiero potem. Nie pozostało mi nic innego jak o zgrozo! znowu przytyć, aby jakoś się ratować. Wolę być puszysta i w miarę jędrna ( choć straty już są i to spore) niż pakować kilogramy zbędnej skóry w kombinezoniki elastyczne, żeby móc się w ogóle jakoś ubrać. I od 2 lat szukam kogoś, doświadczonego kto wiedziałby co ja mam teraz robić. Pusto. Nisza na rynku. I interes do zrobienia 🙂 Wystarczy poczytać fora, poprzeglądać różne oferty, pooglądać galerie z różnych siłowni. Pokażcie mi jedno zdjęcie, jedną udaną metamorfozę takiej osoby jak ja. Tylko uczciwie- nie 15-20 kg – to się da. Ale tak ponad 30! Jedno zdjęcie z siłowni pani po 50 tce i nie w sektorze – zajęcia ruchowe dla seniorów. Jednego trenera, który chwali się, że trenuje właśnie z taką osoba. No..Proszę o linki. Chociaż jeden znajdziecie, ale nie podpowiem gdzie 🙂
    takie rzeczy tylko u pana Gacy. A to mnie nie interesuje.
    Potrzebna jest unia metod i współpraca wielu kilku specjalistów , na wielu płaszczyznach aby pomagać tym, którzy na prawdę maja kłopoty. I odwaga, aby powiedzieć STOP! gdy już wiadomo, że lepiej zatrzymać się na 87 kg i dobrze czuć samemu ze sobą, niż osiągnąć idealna wagę i wylądować na psychotropach.
    proszę nie brać niczego personalnie 🙂
    małgorzata

    • Ze skórą chyba nic się nie da zrobić 🙁 Moja mama ma 70 lat. Jakiś czas temu schudła ok. 10kg. Wydaje się, że to mało, ale to jest widoczne, wszyscy chwalą, mama lepiej się czuje. A skóra – spuśćmy zasłonę milczenia 🙁 To jest cena, którą płacą za odchudzanie kobiety w tym wieku.

  • Bardzo mądry wpis.Zapraszam również na mojego bloga który jest o podobnej tematyce
    https://kochajmysport.blogspot.com/

  • Witam,
    wiem, że ten komentarz trochę nie na temat, ale chciałabym znać Twoje zdanie Monika na temat ilości posiłków. Pracuje w godzinach 7-15. Śniadanie jadam mniej więcej o 6.30, następny posiłek 9.30, potem 12.30 i wiadomo potem już obiad. I chciałabym wiedzieć czy mogę podwieczorek i drugie śniadanie jeść w godzinach pracy? a potem tylko obiad i kolacja? Szczerze mówiąc, nie jestem pewna czy nie będę po prostu głodna jedząc na II śniadanie jabłko i coś tam a potem za 3 godziny koktajl. Wcześniej jako II śniadanie do pracy brałam warzywa z 2 jajkami, czy takie można zostać? czy 6 posiłków w ciągu mojego dnia( wstaje o 6 a kładę się okolice godziny 22-23) to nie za dużo jedzenia? Zależy mi żeby schudnąć.

    Pozdrawiam i dziękuję za odpowiedz 🙂

  • Jeśli chcesz zjeść coś na mieście, to owszem, zdrowe jedzenie JEST droższe. Kanapka+frytki w McDonaldzie to koszt 6 lub 7zł. Sałatka na mieście to co najmniej 15zł albo i więcej. Nie raz w chwilach głodu patrzyłam na ofertę tych niby zdrowszych sieciówek jedzeniowych… po czym rezygnowałam, bo ceny są z kosmosu. Wiem, powiesz że przecież można sobie samemu zrobić jedzenie i zabrać w pudełku – no niby można, ale czasem nie planujesz wyjścia z domu, czasem znajomi wyciągną cię do knajpki, a czasem po prostu chcesz by ktoś zrobił jedzenie za ciebie.
    Z kolei mówienie „to się połóż i umrzyj” osobom które mają przekonanie, że im się nie uda to skrajny brak empatii i jest zwyczajnie chamskie. Nie chciałabym by mój dietetyk wykazywał poziom empatii równy kamieniowi. 😉

    • Nie chodzi tutaj o porównania typu „chleb tostowy jest tani, a chleb czystoziarnisty drogi” – chodzi o całkowite koszty przy obraniu okreslonego stylu życia (na przykład w perspektywie średnich wydatków miesięcznych na jedzenie wyliczonych na podstawie danych z całego roku).

      Co do dalszej części wypowiedzi – to Twoje odczucia i interpretacja, na które nie mam wpływu, niezależnie jak wyjaśniałabym intencję takiego a nie innego brzmienia ostatniego akapitu. Mam za to nadzieję, że moja działalnośc w Internecie nie pozostawia złudzeń co do braku empatii lub jej posiadania.

  • Jeszcze a propos kosztów zdrowego jedzenia, to nie zapominajmy, że aktualny poziom kosztów jedzenia będzie różny dla różnych ludzi. Jeżeli ktoś żywi się gotowymi daniami i stołuje w barach szybkiej obsługi, to rzeczywiście przechodząc na zdrową dietę te koszty nie pójdą mu w górę, a nawet spadną. Jeżeli jednak ktoś jada przeciętnie (ani super tłusto, ani super zdrowo) wybierając produkty z najniższej półki, to przejście na zdrowe jedzenie może odbić się na jego portfelu. Oczywiście w zamian otrzymuje coś znacznie cenniejszego – zdrowie ale jednak finansowo może to odczuć. Mam tu na myśli zamianę tych najtańszych produktów na ich bardziej wartościowe odpowiedniki jak. np. chleb na prawdziwym zakwasie zamiast pszennego chleba Baltonowskiego za 1,59 zł z marketu, ser żółty królewski w cenie 24,99 zł / kg zamiast sera żółtego z promocji w markecie za 17,99 zł, wędzona pierś z kurczaka czy inna drobiowa wędlina w cenie od 20-24 zł / kg w górę zamiast kiełbasy żywieckiej w cenie 17-18 zł / kg a w promocji niecałe 14 zł / kg itd.

    • Dobrze napisane, zgadzam się z tym. Oczywiście nie ma co dyskutować z sytuacjami, w których sytuacja finansowa ledwo co pozwala pokryć minimalne potrzeby rodziny – wtedy bez dwóch zdań zmiana stylu zycia na zdrowszy byłaby bardzo odczuwalna finansowo (choćby ze względu na wprowadzenie do diety świezych owoców i różnych warzyw, których przy minimalnym budżecie czesto się unika).

      Inna sprawa, że w praktyce często przy tym „baltonowskim” znajdzie się jeszcze paczka chipsów, puszka piwa, najtańsza czekolada i inne produkty nie-niezbędne.

      • Tylko problem polega na tym, ze najbardziej popularna pensja w Polsce wyniosi 1800zl netto i duza czesc spoleczenstwa nie moze sobie pozwolic na super jedzenie. Akurat chipsy to tanie jedzenie przeliczajac kcal na zlotowki. Ludzie potrafia jesc na obiad tak – ziemniaki, kefir i 2 jajka, kluski z serem a jak mieso na obiad to po '2 skrzydelka z kurczaka dla kazdego’. Zdrowa, urozmaicona i dobrze zbilansowana dieta kosztuje – trzeba liczyc 700-900zl na 2 osoby w zaleznosci od pory roku przy zalozeniu, ze zbedne wydatki i stolowanie sie na miescie ograniczamy do minimum. Jak chcesz troche poszalec i zjesc cos zdrowego na miescie to spokojnie wydasz ponad 1k, co pokazalo przeciez badanie na blogu. Przy niskim budzecie mozna oczywiscie nie jesc przetworzonej zywnosci ale beda 2 problemy – po pierwsze jakosc produktow w szczegolnosci jaj, miesa, nabialu a po drugie rozklad makroskladnikow (znaczna przewaga weglowodanow nad bialkiem, zdrowymi tluszczami i witaminami).

  • Nie byłaś może w zeszłym tygodniu w Ostrowie Wielkopolskim? Mam wrażenie, że widziałem Ciebie i Łukasza 🙂

    • Nie, nigdy tam nie byliśmy 🙂

  • Jak się ma w rodzinie osobę z kilkoma różnymi dolegliwościami i małym budżetem i codziennie widzi się, jak ta osoba walczy o lepsze życie, ćwiczy, kiedy może i dokładnie wybiera spożywane produkty, to nagle wszystkie moje wymówki – osoby zdrowej z wystarczającym budżetem jakoś wyparowują. A jak słyszę znajomych, którzy są w podobnej sytuacji co ja – i mają nawet jeszcze więcej czasu – którzy wymyślają takie właśnie powyższe wymówki, to mi się nóż w kieszeni otwiera. Może ten artykuł komuś otworzy oczy.

    Śliczna bluza!!! Skąd?

  • Faktycznie największy problem mam z tym że nie smakuje mi ani mojemu mężowi zdrowe jedzenie! Mamy też inne wymówki i jak przeczytałam ten post to naprawdę wstyd mi za siebie i za męża, niestety biadolenie że brak czasu, że to takie niedobre, że zmęczenie po pracy są u nas częste. Dzięki za ten post, wydrukuję go sobie i powieszę na lodówce by choć ten wstyd nas motywował że takie z nas leniuchy ostatnio…

  • genialnie podsumowane, w sam punkt:)!

  • Ostatnie zdanie mówi wszystko 🙂

  • Kurcze, czy ty czytałaś mi w myślach? Jeszcze ponad miesiąc temu dokładnie tych argumentów używałam, gdy rozmawiałam z mamą o odchudzaniu. Potem wróciłam z domu na stancję i nagle mnie chwyciło na zdrowe odżywianie. Chciała spróbować tylko miesiąc. Naczytałam się i naoglądałam wielu, wielu rzeczy o zdrowym odżywianiu, o ćwiczeniu, głównie z zagranicznych serwisów i właśnie przez ostatnie 4 tygodnie byłam na zdrowsze odżywianie. Z każdym tygodniem znowu coś zmieniałam, powoli zaczęłam odkrywać, że tuczące mnie potrawy nagle okazały się gorsze od tych zdrowych. Jem więcej niż wcześniej ale z głową i naprawdę mój brzuszek ładnie zaczyna się kształować. Owoce i warzywa to u mnie podstawa. Bogate śniadania, nie rezygnuję z kolacji, dużo więcej zup, praktycznie nie jem słodyczy. Za słodkość uznaję np. ciasto z płatków owsianych czy jakiś wafel ryżowy z domowym dżemem i orzechami. Na początku 6xw tygodniu ćwiczyłam po ok 7-10 minut, potem zwiększyłam do ok 15, a teraz już ponad 20. Oczywiście w tym jest raz w tygodniu wf. Poza tym tylko chodzę na uczelnię, więc dziennie potrafię podreptać od 1h do 2h. I dalej chcę wprowadzać zmiany! A moje wydatki na samo jedzenia są poniżej 200 zł! Moja znajoma na samo jedzenie wydaje ponad 300. Więc dla chcącego, nic trudnego.
    Ale się rozpisałam!

  • „Jeśli zdrowe jedzenie kojarzy Ci się z przebytymi przed laty dietami Dukana/Kwaśniewskiego/Grejpfrutowymi/etc.”

    Mnie się kojarzy z zaleceniami dietetyków – dużo warzyw, chude mięso, owoce zamiast słodyczy, rezygnacja z gotowców itp.

    „Zamiast narzekać, że zdrowe jedzenie jest jałowe, nudne i niesmaczne, kup świeże zioła, mnóstwo różnych przypraw, porządną oliwę z oliwek,”

    A jeśli ktoś właśnie nie lubi oliwy i ziół? A woli smalec i sól.
    Ze swoich prób współpracy z dietetykami najgorzej wspominam to, że nie wierzyli w to, że mój gust jedzeniowy jest inny niż ich. Jak to, nie lubi pani sałaty / owoców / chudego mięsa usmażonego na odrobinie oliwy? No nie lubię.